27

119 13 9
                                    

Tym razem wyjątkowo cieszył się z tego, że było już ciemno. Nie chciał być zauważony, zwłaszcza podczas wcielania swojego planu w życie.

Przez las szedł, na szczęście, gdy jeszcze było w miarę jasno. Na tyle by widzieć, gdzie stawia nogi. Ale teraz, gdy już przechodził przez wioskę, było zdecydowanie ciemno. Co jakiś czas było widać tylko światło pochodni patrolujących Wandali. A jako, że on nie chciał zostać zauważony i nie miał przy sobie żadnego światła, musiał wyjątkowo mocno się skupiać, by nagle się nie przewrócić, albo nie wejść w jakąś chatę. W dodatku w tym momencie był tak zmotywowany, że nie przyjmował do wiadomości tego, jak bardzo głupi był jego pomysł.

Co więcej uważał, że skoro do tej pory dawał sobie radę to i tym razem mu się uda.

Ale możliwe też, że po prostu czuł się winny. Gdyby tylko wcześniej wpadł na ten pomysł...mógłby zapobiec temu, czego sam się wystrzegał, przed czym uciekł. Nie chciał dopuścić by coś takiego się powtórzyło, zwłaszcza gdy mógł coś zmienić.

Nawet jeśli by go nakryli, nie czułby się źle z tym co zrobił. Te stworzenia, na dobrą sprawę, nic złego nie zrobiły, broniły się przed nimi, chciały przeżyć i nie widziały na to innego sposobu niż walkę. A mimo to za każdym razem były zapędzane do klatek. Wandale może tego nie zauważali, ale po tym, jak tyle czasu spędził w Zatoczce z Nocną Furią, był niemalże przekonany, że tak było.

Wycofał się głębiej w mrok, gdy przechodził jeden ze stróży. Jedyne co mu pozostało, to szybkie przemknięcie od osady do areny, tak by nikt go nie zdążył wypatrzeć. Aby to zrobić musiał tylko poczekać na właściwy moment. A gdy wiking zniknął za zakrętem, wybiegł z pomiędzy chat i starając się być jak najciszej, pobiegł do celu.

Teraz wystarczyło tylko otworzyć arenę, a później, jak najszybciej, załatwić sprawę. Chociaż miał nadzieję, że brama sama w sobie nie zwabi tu żadnego wikinga, a nawet jeśli, to, że ten nie uzna tego za nic wymagającego szybkiej interwencji. Zwłaszcza, że Wandale mocno nie przykładali się do swoich nocnych wart, i szczerze powiedziawszy nie miały one nawet najmniejszego sensu.

Wracając, Czkawka otworzył bramę i wszedł do środka. Właśnie teraz czekała go najgorsza i najmniej przewidywalna część. Miał zamiar uwolnić smoki, ale czy nie będą one agresywne? Albo czy uciekną? A może swoim ogniem zwabią tu mieszkańców Berk?

Potrząsnął głową, jak miał to zrobić, to teraz.

Podszedł powoli do pierwszej klatki, jednocześnie przygotował sobie smoczymiętke, nie było jej dużo, ale miał nadzieję, że taka ilość była wystarczająca, żeby się obronić. Słyszał po drugiej stronie, że smok nie śpi, więc przygotował tarczę na wszelki wypadek i pociągnął za dźwignię. Po chwili drzwi otworzyły się łomotem, przeklął w myślach, jednocześnie mając nadzieję, że nie było to aż tak głośne jak się mu wydawało. Z środka wyskoczył Śmiertnik Zębacz. Smok zatrzymał się po środku areny, tak jakby zdziwiony, ale gdy tylko zobaczył otwartą bramę, skrzeknął i wystartował. Czkawka odetchnął, jeden z głowy, jeszcze trzy.

Dobry start i na razie wszystko szło po jego myśli. Miał tylko nadzieję, że utrzyma się to do końca i spokojnie będzie mógł wrócić do Zatoczki.

Za kolejnymi drzwiami spał Zębiróg, z każdym oddechem jedna z jego głów wypuszczała gaz, druga go zapalała. Wyglądałoby to niemal słodko, gdyby nie fakt, że, po pierwsze, był to smok, po drugie, Czkawka miał go wypuścić a nie podziwiać. Co więcej, nie miał pojęcia jak mógłby go obudzić, przecież nie mógł nagle zacząć krzyczeć jak szalony.

Postanowił go więc zignorować, póki co, i wypuścić resztę. Ruszył dalej.

Z ciężkim sercem ominął metalowe drzwi, za którymi powinien być uwięziony Koszmar Ponocnik i stanął przy dźwigni od klatki Straszliwca. Zakrył się tarczą, co jak co, ale ten smok był zbyt nieobliczalny.

Tam, gdzie poniesie nas wiatrOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz