Opuścił arenę najszybciej jak tylko mógł i pobiegł w stronę wioski. Nie było to szczególnie trudne, gdyż większość mieszkańców przyszła pogratulować Astrid. Udało mu się uciec niepostrzeżenie przed ojcem.
Kiedy był już blisko osady, zwolnił i obejrzał się za siebie. Nikt za nim nie szedł, zapewne nikt, poza jego ojcem, nawet nie zauważył nawet, że zniknął.
Odetchnął z ulgą i pokierował się w stronę kuźni. Smok zapewne jeszcze nie wrócił, a skoro miał okazję skorzystać z kuźni bez nadzoru Pyskacza, nie zamierzał jej zmarnować. Miał zamiar zagospodarować jaskinię jeszcze przed powrotem smoka.
Wybiegł do osady. Wikingowie jak zwykle załatwiali swoje sprawy i nawet nie zwrócili na niego większej uwagi. Chłopak od razu poszedł do swojego celu, szczęśliwy z faktu, że udało mu się uciec.
Udał się do swojej przybudówki i od razu sięgnął pod biurko, do kosza po swoje projekty. Rozwinął pierwszy lepszy i szybko ocenił co będzie potrzebował, później jak najszybciej zabrał się za pracę. Przecież kowal mógł wrócić w każdej chwili.
Najpierw zajął się najważniejszymi rzeczami, naprawił pochodnię, którą ostatnio znalazł, później zastanowił się czy uda mu się przenieść części na biurko, a jak nie, to co zrobić zamiast niego. Paru projektów się pozbył, uświadomił sobie, że sam nie nigdy nie byłby w stanie ich poprzenosić. Biurko postanowił jednak zrobić, z kilku małych elementów, które weszłyby do kosza, albo co najwyżej nie były zbyt ciężkie. Wiedział, że będzie musiał wszystko złożyć na miejscu, ale to mu nie przeszkadzało.
***
Kiedy skończył chować części do kosza, było dość późno, na tyle by uświadomić sobie, że jest głodny. Przez cały dzień był tylko na obiedzie, resztę siedział w kuźni i kończył projekty. Zrobił więcej niż zamierzał, ale przez to miał teraz problem gdzie wszystko poukrywać. Nie daj Thorze, Pyskacz wejdzie do dobudówki, znajdzie to wszystko i zacznie wypytywać po co mu to. Co jak co, ale nie miał zamiaru się z tego tłumaczyć, co miałby mu niby powiedzieć? Przecież w takim przypadku musiałby pokazać mu tą jaskinię, finalnie wiedziałby gdzie spędza większość czasu, a później odkryłby Nocną Furię.
Na to nie mógł pozwolić.
Układał teraz wszystko w koszu mając nadzieję, że uda mu się później go dotransportować do Zatoczki.
Zamknął wieczko i z dumą stwierdził, że nie wygląda wcale podejrzanie. Resztę części wrzucił do kosza pod biurkiem i zakrył szkicami, inne koło niego, między regałem i przykrył jakąś szmatą, która u niego leżała.
Zadowolony miał już wyjść, gdy usłyszał huk. Wydawało mu się, że kowal już dawno opuścił kuźnie i poszedł na kolację do Twierdzy. Cofnął się od materiału, Pyskacz miał myśleć, że go tam nie ma. Teraz tylko nasłuchiwał aż wyjdzie.
– Pyskacz – usłyszał zniecierpliwiony głos.
Czkawka przeklął w duchu, dlaczego jego ojciec znowu przyszedł do kuźni... Ostatnio chyba miał pecha do tego miejsca.
– Gdyby tu był, wiedziałbym – usłyszał drugi głos. – Daj ty już spokój – dodał niemalże od razu.
– Ty widziałeś przecież... Myślałem, że ta rozmowa coś da, ale, z tego co mówiłeś, nic się nie zmieniło – Powiedział z rozgoryczeniem.
– Za dużo od niego wymagasz – uznał po chwili blondyn i chyba odpalił szlifierkę.
– On ma być wodzem! Kiedy nim zostanie ludzie będą wymagać jeszcze więcej – wybuchł. – Czasem to mam wrażenie, że mu w ogóle na niczym nie zależy, nic nie potrafi wykonać porządnie, wszystko jest dla niego żartem – przerwał by wziąć wdech. – Przynosi wstyd takim zachowaniem, nikt nie traktuje go poważnie. Nie wiem nawet, czy go da się nauczyć bycia wodzem. A jak tak dłużej pójdzie to z areny żywy nie wyjdzie.
CZYTASZ
Tam, gdzie poniesie nas wiatr
FanfictionCzkawka mieszka na wyspie, na której od lat zabijało się smoki. Wiedziony presją narzucaną mu przez jego otocznie, sam próbuje kontynuować tradycję, pokazać, że się nadaje. Za cel obiera sobie Nocną Furię, smoka wywołującego grozę u wszystkich Wanda...