15

165 12 1
                                    

Dotarł na miejsce, odłożył swoje rzeczy przy ulubionym głazie, kucnął, otworzył torbę i wyjął z niej jedną rybę. Wstał i rozejrzał się po Zatoczce. Nigdzie nie zauważył ciemnego kształtu. Smoka nie było, więc był sam. Opuścił ręce rozczarowany. Nie mógł przecież winić smoka, miał własne sprawy i był, no, smokiem. A Czkawka w zasadzie nadal nie rozumiał relacji między nimi.

Jednak nie zmieniało to tego, że chłopak nie miał teraz co ze sobą począć. Powrót był ostatnią rzeczą, którą by zrobił, a siedzieć bez sensu i czekać aż gad wróci, nie było sensu. Poza tym doskonale wiedział, że jak smok zniknął tak nagle w dzień, to znaczy, że przez najbliższy czas go nie będzie. Wiedział o tym, bo już parę razy się tak zdarzyło. Tylko wtedy zazwyczaj wracał do wioski, albo kręcił się po lesie bez jakiegoś dokładniej wyznaczonego celu. Ale teraz, gdy jego ojciec wrócił, do wioski nie chciał wracać, by się na niego przez przypadek nie natknąć. Zdawał sobie sprawę, że po tym jak wrócił, będzie chciał posprawdzać co się działo w osadzie pod jego nieobecność. A gdyby natrafił na syna, to pewnie chciałby całą relację ze szkolenia, a później usłyszeć powody dla których aż tak źle mu szło. Bądź, nie daj Thorze, zacząłby tłumaczyć szatynowi co będzie musiał robić, gdy już zostanie wodzem. Czkawka wolałby już do końca życia chodzić na smocze szkolenie niż zostać wodzem. Dla innych był to zaszczyt, dla niego, strata czasu i niepotrzebne kłopoty.

Tak więc postanowił, że zostanie, a nuż znajdzie sobie coś ciekawego do roboty?

Schował rybę z powrotem do torby, wstał i ruszył na oględziny. Najpierw skierował się w ulubione miejsce smoka. Pod korzeniami, tak gdzie podgrzewał sobie ziemię i spał. Pokręcił się trochę wokół spalonej trawy, udało mu się nawet znaleźć czarną łuskę. Podniósł ją i dokładnie obejrzał, a po chwili włożył ją do notesu.

Nieco dalej, był wodospad, przez który Czkawka nie chciał przechodzić, wolał nie być mokry.

Chciał zawrócić i pójść zobaczyć, co jest po drugiej stronie, tam gdzie rzadko chodził, ale po chwili namysłu podszedł do korzeni, na których spał smok. Podszedł do nich niepewnie, jakby bojąc się, że gad zaraz na niego wyskoczy za zbliżanie się na jego osobisty teren, ale nic takiego się nie stało. Wszedł pod gałęzie i spojrzał do góry, można było uznać, że tworzyły one swego rodzaju naturalny dach. Można by było schronić się pod nimi przed deszczem.

Rozejrzał się i faktycznie wpadł na pewien pomysł. A co gdyby tak zrobić z tego miejsca schronienie? Takie tylko dla niego, żeby miał gdzie zostać jak będzie tu przychodził i nie będzie miał ochoty wracać? O ile smok nie będzie miał nic przeciwko temu.

Gdy się odwrócił, zobaczył wgłębienie w skale, nie było głębokie, ale jednak było. Wszedł do małej jaskini, ale nie zobaczył w niej nic więcej, bo było dość ciemno, dodatkowo korzenie blokowały słońce.

Wyszedł przed korzenie i usiadł na dość dużym głazie leżącym nieopodal spalonej trawy. Spojrzał do góry na niebo i słońce, westchnął. Odkąd przyszedł minęło może z dziesięć minut i już nie miał pomysłu co ze sobą zrobić.

Wyjął notatnik z kamizelki, gdy go otworzył wypadła z niego łuska smoka, podniósł ją i włożył między kartki, na których miał mnóstwo rysunków i kilka krótkich opisów Furii. Obiecał sobie, że będzie musiał znaleźć sposób przymocowania przedmiotu koło jakiegoś z rysunków. Włożył ją między kartki, obrócił notatnik do góry nogami i otworzył na ostatnich stronach. Zaczął z głowy rysować zarys jaskini.

***

Postanowił jednak wrócić do osady, ale tylko dla tego, żeby rozejrzeć się za czymś co mógłby zabrać ze sobą do Zatoczki. Wiedział, że będzie musiał zabrać ze sobą choć jedną pochodnię, by oświetlić wnętrze jaskini, w najgorszym wypadku będzie musiał sam ją sobie zrobić.

Tam, gdzie poniesie nas wiatrOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz