Dotarł do Zatoczki. Tak jak postanowił, zostawił kosz z rybami w szczelinie. Był pewien, że smok się tam nie dostanie. Później usiadł na ziemi przy swoim ulubionym kamieniu i zaczął się zastanawiać. Chciał dokładnie przemyśleć to, co, jak i czy w ogóle powie swojemu ojcu. Nie sądził, że byłby dumny z jego lekkomyślności, ale może zadowoliłby się gdyby miał okazję dowiedzieć się czegoś o swoim największym wrogu.
Niestety istniała też szansa, że jego ojciec wcale nie uwierzy, że zapiski o Nocnej Furii są prawdziwe. Mógłby pomyśleć, że zrobił je, by usprawiedliwić swoje zniknięcia.
Z drugiej stronny, Czkawka nie był pewien czy pokazywać je Stoikowi. Obawiał się, że gdyby właśnie tak się stało, to zorganizowałby plan szturmu na Zatoczkę i zabił smoka. O ile to gad prędzej by go nie pozbawił życia, a przy okazji połowy Wandali.
I tu właśnie był problem. Z jednej strony chciał o wszystkim powiedzieć, zaimponować ojcu, no i być może zostać zapamiętanym jako ktoś pokroju Borka Wielkiego. W końcu byłby doceniony, może uznany za twórcę drogi do pozbycia się jednego z najgorszych smoków. Jednak z drugiej strony nie chciałby smok został zabity. I choć brzmiało to śmiesznie i jakby postradał zmysły, polubił tego gada, być może nawet ze wzajemnością. Poza tym było jeszcze tyle do dowiedzenia się o nim. Chociażby rozmiar i szybkość, której za nic nie wiedział, jak zmierzyć.
Był w kropce i doskonale o tym wiedział, a przychodząc w swoje ulubione miejsce tylko odwlekał nieuniknioną rozmowę z ojcem. Jak znał życie, Pyskacz zdążył mu już wszystko powiedzieć, a Stoik na pewno nie puściłby mu tego płazem. A on nie był na takową przygotowany, no i nie miał na nią humoru. Jeszcze palnąłby coś, co by go jeszcze bardziej pogrążyło.
Chociaż ucieczka też nie była zbyt dobrym pomysłem, był pewien, że zauważył go na tamtym klifie i teraz go szukał. A jak go nie znajdzie, a Czkawka wróci wieczorem do domu i jak go ojciec zastanie... Chyba nie chciał myśleć, co by się mogło stać.
Chyba powinien był wrócić już dawno, a nie uciekać. W tym momencie miał jeszcze szansę na odbycie w miarę pokojowej, zapewne i tak jednostronnej, dyskusji, ale lepsze było to niż kolejna kłótnia, której pewnie i tak by nie wygrał.
Przyglądnął się tafli wody. Było mniej więcej południe, mimo to słońce nie odbijało się w jeziorku, chociaż Czkawka je widział.
Zapatrzył się przed siebie by uporządkować myśli i chyba już wiedział co zrobi. Wtedy usłyszał ciche mruknięcie. Jakby lekko urażone, zaciekawione i nieśmiałe w jednym. Chłopak odwrócił się do tyłu. Smok siedział niemalże pod skalną ścianą, jakby nie był pewien czy może podejść bliżej. Patrzył na niego z przekrzywioną głową z ciekawością. Chyba po raz pierwszy, odkąd tu przychodził, gad się tak zachowywał. Nie był całkowicie źle nastawiony, nie patrzył na jego każdy ruch i pochłaniał go tak wzrokiem. Czkawka był nawet skłonny uznać, że w tamtej pozycji wyglądał jak kociak, dość przerośnięty kociak.
Szatyn chciał wstać i w tym samym momencie smok się poruszył. Przeszedł parę razy od skał do jeziorka, nadal trzymając dystans i jakby nie będąc pewnym czy może podejść. Patrzył na niego cały czas tak samo.
Chłopak, po raz kolejny, nie za bardzo rozumiał zachowanie Furii. Wiedział, że po tym, co się stało poprzedniego dnia, coś się zmieniło, ale smok był nadal tak samo tajemniczy jak na początku. Za to nie wykazywał agresji, i choć to go uspokajało, to nie zmieniało faktu, że tak naprawdę nie wiedział na czym stoi.
Gdy dotknął smoka, a raczej smok niego... Poczuł, że coś się zmienia. Jego strach przed nim niemalże wyparował. Smok zachowywał się jakby mniej dziko. A między nimi stało się coś, czego dosłownie nie potrafił wytłumaczyć. Coś czego nie potrafił ubrać w słowa, ale to czuł.
CZYTASZ
Tam, gdzie poniesie nas wiatr
FanfictionCzkawka mieszka na wyspie, na której od lat zabijało się smoki. Wiedziony presją narzucaną mu przez jego otocznie, sam próbuje kontynuować tradycję, pokazać, że się nadaje. Za cel obiera sobie Nocną Furię, smoka wywołującego grozę u wszystkich Wanda...