Cały dzień spędził na krzątaniu się po lesie blisko osady.
Nie miał pojęcia o czym Stoik chce z nim rozmawiać, ale czuł, że mu się to nie spodoba. Zawsze tak było, po części dlatego, że jego ojciec był wodzem i większość czasu spędzał w osadzie wśród mieszkańców. Z tego powodu rzadko nadarzała się możliwość pogadania sobie o tym, jak to dzień minął, i z czasem w ogóle przestali rozmawiać. Wyjątkami były te piękne chwilę, gdy Stoikowi coś nie podobało się w zachowaniu chłopaka.
Na początku myślał, że chodziło mu o to, jak sobie radzi na eliminacjach, ale przecież już powiedział mu co o tym myśli. A Czkawka wątpił, żeby chciał jeszcze coś dodać.
Mógł jeszcze poruszyć temat jego znikania, czasem na kilka dni...I w tej sprawie Czkawka już zaczął układać plan jak się wytłumaczyć. W sumie, zajęło mu to cały dzień. A aktualnie zmierzał do drzwi. Wiedział, że ojciec wrócił już do chaty, widział jak żegna się z jakimiś wikingami. Odetchnął głęboko, zazwyczaj takie rozmowy całkowicie go zaskakiwały i nie miał możliwości pomyśleć o nich przed ich rozpoczęciem. A teraz nie dość, że wiedział, to jeszcze starał się do niej przygotować i miał nadzieję, że pójdzie po jego myśli.
Pchnął drzwi i wszedł do chaty. Pierwszym co mu się rzuciło w oczy, był ojciec stojący nad paleniskiem, na którym prawdopodobnie piekła się kolacja. Stoik odwrócił się w jego stronę.
– Siadaj do stołu – rozkazał. Czkawka nie mając wyboru usiadł i czekał na rozwój wydarzeń.
Po chwili przed nim pojawił się talerz z jedzeniem, a obok niego kubek. Ale chłopak jakoś nie był głodny.
– Odnośnie twojego udziału w eliminacjach – zaczął Stoik jednocześnie jedząc. – W końcu zacząłeś się starać, uznałem więc, że jesteś już gotowy.
Czkawka zbladł, chyba wiedział o co chodzi i szczerze, do tej pory zdążył o tym zapomnieć.
– Nie...
– Najwyższa pora, żeby zacząć twoje szkolenie. Już i tak wystarczająco długo z tym zwlekamy – przerwał mu.
– Ale ja...
– Czkawka, w twoim wieku też nie chciałem być wodzem. Ale zrozum, nie każdy może nim zostać – powiedział dobitnie.
Chłopak czuł, że zaraz przegra, wiedział, że jak zaraz czegoś nie wymyśli jego los zostanie przesądzony... Za to jego ojciec, myśląc, że temat już skończony, kontynuował jedzenie.
Nie mógł mu wprost powiedzieć, że nie chciał być wodzem, co najwyżej rozgniewałby ojca, ale nie zmieniłby jego zdania. Ale przecież musiał spróbować coś zrobić...
– Tato...– zaczął wlepiając wzrok w talerz. – To nie tak, że nie...może, ale... – podniósł głowę, Stoik patrzył na niego wyczekująco. – Bo ten...Są jeszcze eliminacje – zaczął gestykulować, tak jak miał to w zwyczaju gdy się denerwował. – I pomyślałem, że może, na razie – zaznaczył. – Nie będziemy zaczynać? – dodał niepewnie.
Ojciec patrzył na niego ze zmarszczonymi brwiami. Domyślał się, że jego synowi nie chodziło tylko o eliminacje.
– Nie widzę przeszkód – oznajmił.
– No tak, ale... – zastanowił się. – Bo ja ćwiczę, przed...no żeby dobrze mi poszło – zapewnił. – W lesie...i poza lasem też, trochę?
– Ah tak?
– Taaak – powiedział z udawaną pewnością. – Bardzo dużo. I bardzo dużo czasu to zajmuje – zapewnił. – A chciałbym wygrać – dodał ciszej.
CZYTASZ
Tam, gdzie poniesie nas wiatr
FanfictionCzkawka mieszka na wyspie, na której od lat zabijało się smoki. Wiedziony presją narzucaną mu przez jego otocznie, sam próbuje kontynuować tradycję, pokazać, że się nadaje. Za cel obiera sobie Nocną Furię, smoka wywołującego grozę u wszystkich Wanda...