26

111 10 3
                                    

Można to było śmiało nazwać spontaniczną decyzją. W końcu kolejną w ostatnim czasie, z czego akurat nie był zbytnio dumny. Ale wydawało mu się, że to może być coś, co w końcu odciągnie go od tych wszystkich myśli.

Już prawie był w osadzie, upewnił się jeszcze, czy ma ze sobą torbę i ruszył do kuźni. Mieszkańcy się już budzili i powoli zajmowali własnymi sprawami, choć bez trudu dało się zauważyć, że część z nich nie mogła się już doczekać finału szkolenia.

A on szczerze chciał zobaczyć ich rozczarowanie.

Jednak teraz na głowie miał wślizgnięcie się do kuźni tak, aby Pyskacz go nie zauważył. Chociaż wolałby, żeby w ogóle go tam nie było, miał szczerą nadzieję, że przygotowywał arenę do finału.

Przekradł się między domami, tak aby go nikt nie zauważył, a gdy już znalazł się wystarczająco blisko, zatrzymał się i przyjrzał dokładniej. I ku jego radości, wydawało się, że kowala jeszcze nie było. Rozglądnął się i gdy uznał, że nikt go nie zobaczy, szybko pobiegł przed siebie.

Wpadł do środka i od razu skierował się do swojej dobudówki. Zaczął szybko przeglądać swoje notesy i pakować niektóre z nich. Gdyby miał do czego je schować pewnie wziąłby wszystko od razu. Ale nie miał zamiaru biegać z koszem pełnym papierów po lesie, zwłaszcza, że zawsze ktoś mógł go przyłapać. Poza tym, projektów, które naprawdę chciał dokończyć, albo miały jakiś potencjał, było naprawdę mało. A skoro i tak miał zamiar siedzieć w Zatoczce, równie dobrze mógłby je wszystkie dopracować.

Gdy upewnił się, że wszystko na czym mu zależało ma już spakowane i rozejrzał się jeszcze raz, by sprawdzić, czy zbytnio nie nabałaganił. Zresztą, czy to miało jakiekolwiek znaczenie? Odwrócił się, i gdy był pewien, że nikogo nie słyszał, wyszedł.

Zanim opuścił kuźnie zastanowił się jeszcze, czy niczego nie będzie potrzebował. I owszem, przydałby mu się jakiś metal. Ale szybko sobie uświadomił, że nie miał do czego go wziąć, nawet jeden z notatników musiał wziąć do ręki.

Wyszedł stamtąd dopiero wtedy, gdy był pewien, że zdąży dobiec do chat, zanim komukolwiek uda się go zobaczyć. Droga do lasu już nie była zbyt trudna, w końcu i tak nie miał już nic do załatwienia w osadzie. Czuł, może nie z czystym sercem, że może zaszyć się w Zatoczce przez najbliższe parę dni. Postanowił, że cokolwiek miałoby się później dziać oraz o czekających go konsekwencjach, pomyśli dopiero wtedy, kiedy postanowi wrócić.

I z takimi myślami dotarł do lasu, a podczas drogi uznał, ze najlepiej będzie jak się skupi na tym, od czego zacznie. Strasznie kusiło go sprawdzenie działania tarczy, chyba nie mógłby dłużej czekać na jej wypróbowanie.

– Gdzie idziesz? – usłyszał pretensjonalny głos. Stanął dęba, szczerze, nie wiedział, czy się odwrócić, czy uciekać.

Finalnie w dwóch wypadkach musiałby się tłumaczyć, więc wybrał ten pierwszy.

Ściskając mocniej swój notatnik odwrócił się do właścicielki głosu. Niezbyt zadowolonej, jak nie wściekłej.

– Ja? Ja idę do lasu – wypalił, machając wolną ręką.

Astrid tylko zmarszczyła brwi, najwyraźniej nieusatysfakcjonowana odpowiedzią i zaczęła się przyglądać ostrzu swojego topora.

– Doprawdy? Myślałam, że powinieneś iść na arenę – podniosła wzrok, wcale nie mówiła głośno i wyraźnie wypowiadała wszystkie słowa. To właśnie najbardziej go przerażało.

– Tak, właśnie miałem tam iść – odpowiedział, niezbyt zastanowił się nad tymi słowami.

Zgromiła go wzrokiem.

Tam, gdzie poniesie nas wiatrOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz