Do osady wrócił w jednym kawałku. Przestraszył się wtedy nie na żarty, chociaż podejrzewał taką reakcję. Smok, może nie zignorował go całkowicie, ale nie poświęcił mu więcej uwagi. A gdy szatyn się odwrócił gad podążał już przed siebie, w stronę ogromnych korzeni. Czkawka nie zastanawiał się zbyt długo, poszedł po leżący przy wodzie kosz, zabrał wszystkie swoje notatki i opuścił Zatoczkę. Postanowił wrócić do domu po trochę jedzenia, zrobił się już naprawdę głodny.
Niestety nie udało mu się już później wrócić do smoka. Przy swoim domu natknął się na Pyskacza, który szybko oznajmił mu koniec wolnego. Okazało się, że wszyscy chcieli z powrotem szkolenie, oprócz Czkawki oczywiście. Tylko, że chłopaka nie było przez dłuższy czas, więc wcześniej nikt nie mógł mu tego przekazać. Natomiast tego dnia wieczorem miało się odbyć ognisko przy katapulcie, chłopak wątpił czy udałoby mu się pójść do Zatoczki by posiedzieć w niej i coś porobić. Prędzej musiałby się niemal natychmiast zbierać z powrotem. Zwłaszcza, że Gbur poprosił go o pomoc w kuźni. Nie mógł przecież odmówić.
***
– A potem jednym kłapnięciem odgryzł mi rękę i połknął w całości. Spojrzałem mu w ślepia i zrozumiałem, że jestem smaczny – oznajmił z cieniem dumy. – Musiał przekazać to dalej, bo nie minął miesiąc, a jakiś jego koleżka odgryzł mi nogę – wskazał na kikut, na którym natychmiast wylądowały wszystkie spojrzenia.
Parę osób szepnęło coś i pokiwało głową z uznaniem. Tylko Czkawka nie zwracał na to zbytniej uwagi. Myślami znowu był w swoim świecie.
– To musi być niezłe uczucie tak mieć rękę w smoku, nie? – odezwał się Śledzik i momentalnie wszyscy na niego spojrzeli. – I jakby jakoś nadal można nią było ruszać to można by go zabić od środka miażdżąc trzustkę czy coś tam... – speszył się nieco widząc zniesmaczone miny rówieśników.
– Kurczę, jak ja ich nienawidzę! – warknął Sączysmark. – Pomszczę pana piękną rękę i piękną nogę też. Każdemu smokowi, którego dorwę odgryzę łapy. Tymi zębami – zapewnił.
– Nie, jak już coś macie odgryzać to skrzydła i ogon – oderwał skrzydełko od kurczaka i pokazał je wszystkim, tak jakby było smocze. – Jak nie może latać to już wam nie ucieknie. Smok, który nie lata, to martwy smok.
Uczniowie pokiwali głowami szczęśliwi, że w końcu dowiedzieli się czegoś praktycznego.
Natomiast Czkawka nieco bardziej zastanowił się nad tymi słowami. To prawda, smoki słynęły z umiejętności latania. Korzystna umiejętność, przecież ludzie nie latają. Poza tym z góry na pewno ma się lepszy widok. No i nie zawsze sieci sięgają... A one mają przecież jeszcze ten swój ogień i mogą strzelać na odległość.
A gdyby tak dowiedzieć się jak to jest? Spojrzał nad ogniskiem w rozciągający się aż po horyzont ocean. To musi być przecież niesamowite uczucie. Fajnie byłoby latać
– No dobra, – ziewnął kowal i wstał – ja tam idę spać. I wy też powinniście. Jutro ćwiczymy z kolejnym gatunkiem. By krok po kroku zbliżyć się do Koszmara Ponocnika – wskazał na nich kurczakiem przymocowanym do kikuta ręki. Wszyscy się nagle ożywili. – Ciekawe komu przypadnie zaszczyt zabicia go.
– Oczywiście mnie – krzyknął pewny siebie Mieczyk. – To moje przeznaczenie. Patrzcie!
– Mama pozwoliła ci zrobić tatuaż?
Czkawka więcej już nie usłyszał, w zasadzie wcale go to nie obchodziło. Wpadł na pewien głupi pomysł, ale by go zrealizować, musiał go najpierw dobrze przemyśleć.
***
Przejrzał jeszcze raz swoje notatki i odłożył notes na biurko. Westchnął, jego projekt nie miał prawa działać. Zresztą tak jak większość tego co tworzył. A może winne było jego zmęczenie? W nocy niemalże nie zmrużył oka. Nie wiedział, ale jedno było pewne: naprawdę chciało mu się spać. Wstał od biurka, zdmuchnął świecę i ściągając kamizelkę ruszył do łóżka. Położył się i zakrył się kocem. Postanowił, że z samego rana znowu spróbuje coś zrobić z projektem.
CZYTASZ
Tam, gdzie poniesie nas wiatr
FanfictionCzkawka mieszka na wyspie, na której od lat zabijało się smoki. Wiedziony presją narzucaną mu przez jego otocznie, sam próbuje kontynuować tradycję, pokazać, że się nadaje. Za cel obiera sobie Nocną Furię, smoka wywołującego grozę u wszystkich Wanda...