23

116 13 0
                                    

Po ogłoszeniu zwycięzców, Pyskacz wytłumaczył jak mają wyglądać ostatnie eliminacje. Czkawce nie spodobało się zbytnio to, co usłyszał. Był raczej przerażony, bo jak to tak, walczyć z dwoma smokami w jeden dzień, praktycznie jeden po drugim. Zwłaszcza, że to mieszkańcy mieli je wybrać...Co najgorsze, gdyby miał być remis, to musieliby zmierzyć się jeszcze z trzecim smokiem...

Jedynym dobrym wyjściem było pokonanie dwóch smoków. A do tego musiał się zastanowić, czy woli poznać coś nowego, czy wygrać. Chociaż...po tym jak zaczął się starać, ojciec w końcu wydawał się być z niego dumy, przestał patrzeć na niego z rozczarowaniem. I tak, jak na początku pragnął pokazać mu, że nie jest bezużyteczny, to teraz po prostu chciał, żeby był dumny, bo wtedy patrzył na niego tak samo jak wtedy gdy był małym dzieckiem. Nawet nie zdawał sobie sprawy jak bardzo za tym tęsknił.

Chociaż bolało go trochę to, że zaczął go zauważać dopiero wtedy, gdy zaczął pokonywać smoki, zwłaszcza bez użycia siły i sposobami, które wikingom nie przyszłyby do głowy. Chociaż wydawało się, że wcale tego nie zauważył. Albo nie chciał zauważyć.

Ale teraz myślał sobie, że może w końcu będzie normalnie...tak jak powinno być. Może zaczną zwyczajnie rozmawiać. Ojciec będzie miał syna wikinga, a syn ojca...

Tylko, że to nie było możliwe. Bo był taki jeden mały problem. W Zatoczce był smok, którego Czkawka uważał za przyjaciela. I on chyba też zaczął traktować go za kogoś więcej niż jakiegoś dziwnego człowieka. Ale gdyby ktoś się o tym dowiedział, no, powiedzmy, że za kolorowo by nie było.

Aktualnie siedział w swojej dobudówce w kuźni i szykował kosz. Musiał zrobić parę metalowych elementów do swojej tarczy, a w jaskini nie było do tego możliwości. Jednak do Zatoczki zamierzał wybrać się dopiero następnego dnia, rano, jak tylko się obudzi. Potrzebował takiego dnia przerwy, by pomyśleć, o tym co zrobić. Bo naprawdę nie wiedział co ma zrobić.

Z jednej strony naprawdę chciał kontynuować to, co już zaczął, ale z drugiej czuł, że z każdym dniem pogrąża się jeszcze bardziej. Bo gdyby ktoś się dowiedział skąd on bierze sposoby na smoki podczas eliminacji...jak miałby się niby wytłumaczyć? Zamiast zabić smoka, postanowił go poznać, bo co, bo był ciekawy? Czy któryś z wikingów przyjąłby takie tłumaczenie? Wątpił, prędzej uznaliby go za wariata, albo zdrajcę i przepędzili z wyspy. A nawet gdyby, jak miał im to udowodnić? Wątpił, że gdyby zobaczyli Nocną Furię to zachowaliby spokój, pewnie od razu rzuciliby się by ją zabić.

O ironio, pomyśleć, że jeszcze nie tak dawno dałby wszystko by być zauważonym, a teraz się wahał czy chce to kontynuować. I pomyśleć, że to zasługa smoka samego w sobie. Bo praktycznie, gdyby nie Szczerbatek, nie byłby w miejscu, w którym był teraz, i chyba nie chciał myśleć jak wyglądałoby jego życie bez tego gada.

***

Następnego dnia rano od razu po szybkim śniadaniu poszedł do kuźni po kosz. Chciał jak najszybciej zniknąć z wioski i przenieść się do Zatoczki. Cały dzień miał zamiar wykorzystać na swój projekt i zastanowienie się nad kolejnymi ruchami.

Poza tym musiał jeszcze wziąć ze sobą parę ryb, więc dobrze byłoby gdyby się pośpieszył. Nie miał zamiaru tłumaczyć się ze swojego...wyposażenia.

Osada powoli budziła się do życia razem ze wschodem słońca i coraz więcej wikingów chodziło między budynkami, kiedy kierował się już w stronę Zatoczki. By nie tracić czasu i od razu pokierował się do lasu jednocześnie układając już plan dnia w głowie. Tarcza była jego priorytetem, ale pogoda wydawała się być wyjątkowo ładna, dlatego też obiecał sobie, że jak nadarzy się okazja, to usiądzie i coś naszkicuje.

Jak to miał w zwyczaju, zaczął rozkoszować się widokiem natury i śpiewem ptaków o poranku. Przy okazji myśląc o dobrze zapowiadającym się dniu. Miał przeczucie, że tarcza, którą właśnie tworzył, nie będzie należeć do wynalazków typu porażka.

Dobrze, że nie szedł za szybko.

W drzewo przed nim wbił się topór. Nieco już zużyty i wyszczerbiony topór. A, że widział go nie pierwszy raz, doskonale wiedział do kogo należy.

Astrid patrzyła się na niego jakby właśnie zobaczyła samego Thora. Wyglądało na to, że przerwał jej w ćwiczeniach...albo wyładowywaniu złości. Cokolwiek to było nie miał zamiaru dłużej przeszkadzać. Ominął topór w bezpiecznej odległości i biegiem ruszył w stronę Zatoczki.

Usłyszał jak Astrid wyciąga swoją broń z drzewa i niezbyt subtelnie rusza za nim. Nie mógł pozwolić na to żeby go śledziła i dotarła do Szczerbatka. Domyślał się jak dziewczyna może zareagować na Nocną Furię i z całego serca chciał temu zapobiec. Zaczął się gorączkowo rozglądać za jakimś ukryciem. Mógł ją, co prawda, wyprowadzić gdzieś głęboko w las, ale co by mu to dało, że się zgubi. Jeszcze by dotarła do Zatoczki. Chociaż było to mało prawdopodobne, ale jednak wolał nie ryzykować.

Zobaczył głaz, wątpliwe miejsce do ukrycia się, ale nie miał innego wyjścia. Nie chciał wprowadzić jej przecież jeszcze głębiej w las. Najwyżej wymyśli jakąś głupią wymówkę i wróci z nią do osady. Chociaż równałoby się to z porzuceniem swojego dzisiejszego planu.

Głaz okazał się większy niż początkowo zakładał no i leżał na zboczu wzniesienia. Zszedł na dół i usiadł pod nim starając się nie ruszać zbytnio koszem żeby nie narobić hałasu. W głowie już zaczął układać wyjaśnienie na mnóstwo metalowych części, które ze sobą miał.

Usłyszał jak kładzie topór na kamieniu i wstrzymał oddech. Wiedział, że to raczej mu nie pomoże, ale zrobił to odruchowo. Mimo wszystko wierzył, że dziewczyna nie odważy się zejść niżej. Może była wojowniczką, ale tak jak znaczna część wikingów bała się zgubić w lesie.

Po chwili, która jak na niego trwała trochę zbyt długo, usłyszał jak parsknęła z frustracją. Odczekał do czasu, aż ucichły odgłosy łamanych gałęzi i odetchnął z ulgą. Wyszedł zza głazu by sprawdzić czy aby na pewno dziewczyny już nie ma i czy jest bezpieczny. Na szczęście w zasięgu jego wzroku nie było nic poza roślinami. Przejrzał to wszystko jeszcze raz i z ulgą stwierdził, że Astrid odpuściła sobie jego poszukiwania. W takim razie mógł bezpiecznie kontynuować swój plan.

***

Dotarł do Zatoczki i od razu poszedł do jaskini odłożyć ciężki kosz. Tego dnia na szczęście Szczerbatek postanowił spać na ziemi, więc bez problemu przeszedł między korzeniami.

Mniejszy koszyczek, do którego włożył ryby, wyciągnął i położył pod biurkiem. Wątpił żeby smok je wyczuł, ale wolał znowu nie ryzykować.

Stanął i zaczął się zastanawiać od czego zacząć dzień. W sumie obiecał sobie, że coś narysuje, gdy tylko dotrze. Wyszedł więc z jaskini by rozejrzeć się po Zatoczce. Widok był jak zwykle piękny, teraz wystarczyło tylko znaleźć odpowiednie miejsce. Finalnie usiadł tak, by móc naszkicować smoka.

To był dobry czas na przemyślenia. Na pierwszy plan wysunęła się ucieczka przed Astrid. Wcześniej był wystraszony, ale teraz było to dla niego śmieszne. Chociaż z drugiej strony, gdyby poszła za nim odkryłaby jego sekret. Prawdopodobnie powiedziałaby o nim dorosłym, a wtedy miałby już ogromny problem. Więc postanowił sobie, że następnym razem będzie bardziej uważał, przynajmniej dopóki nie wejdzie na tyle głęboko w las, gdzie mieszkańcy się raczej nie zapuszczają.

Niestety jego myśli szybko zeszły na tor eliminacji. Rozważał wszystkie za i przeciw...i pochłonęło go to bardziej niż się spodziewał. W dodatku coraz bardziej wahał się nad tym czy lepiej dla niego nie byłoby zrezygnowanie. Gdyby miał oczywiście wybór.

__________
No i jest kolejny rozdział. Tym razem o wiele krótszy, za co z całego serca przepraszam, ale po prostu nie widziałam sensu by go przedłużać bez końca. Poza tym wszystko, co miałam w nim napisać znalazło swoje miejsce.

Przy okazji chcę też podziękować za wszystkie gwiazdki i komentarze, widzę, że podoba się to, co piszę i to mnie naprawdę motywuję ❤

Tam, gdzie poniesie nas wiatrOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz