Wyspa była całkiem ładna. Zdążył już zawędrować na jej skraj. Precyzując, na wysokie, skaliste klify, a widoki stamtąd były niczego sobie. Zostałby tam dłużej, gdyby nie fakt, że szukał jedzenia. No i miał naprawdę duże nadzieje, że coś jednak znajdzie.
Wrócił więc do lasu. Co jak co, ale w takich miejscach zawsze jest coś do jedzenia. Może i nie musiał wcześniej tak często z tego korzystać, ale wiedział mniej więcej, co może zjeść, a czego lepiej nie ruszać.
Poza tym miał zamiar trochę rozeznać się w terenie. Fakt, dopiero co się zaczął dzień, ale on wolał znaleźć jakieś lepsze miejsce do spania. Nie wątpił w to, że gdzieś tutaj musiała być jakaś jaskinia. Co więcej, mógł iść gdziekolwiek tylko zechciał. Skoro nie miał gdzie wrócić, to nie mógł się też zgubić. Proste.
Jedynym dołującym faktem, o którym jakoś nie potrafił nie myśleć, był brak smoka. To, że zostawił go samego sprawiało, że był jednocześnie przerażony i smutny.
Tak w zasadzie to nie miał żadnej gwarancji, że Furia z nim zostanie. Chociaż po tym co się stało w nocy, miał przynajmniej jakąś nadzieję...Bo, czy to było aż tak dziwne, że uznawał tego smoka, za swojego przyjaciela? W zasadzie nigdy nikogo takiego nie miał, kogoś, z kim mógł pogadać na każdy temat i kogoś, kto zawsze będzie stał po jego stronie, nie ważne co by się działo. Fakt, jako dziecko bawił się z innymi rówieśnikami na Berk, ale to całkiem inna sprawa. A Pyskacz? Tak, to był jego przyjaciel, w zasadzie był jedyną osobą, która była przy nim bez przymusu, ale Gbur nie był jego rówieśnikiem. Był raczej mentorem i kimś, kto zastępował mu ojca.
Więc na dobrą sprawę nie wiedział na czym polegała prawdziwa przyjaźń. Większość nastolatków zawsze go unikało...albo się z niego naśmiewało. Więc czy to naprawdę było aż tak dziwne, że za przyjaciela uznawał smoka? Może to było głupie, ale miał nadzieję, że i smok go lubi.
– Ale ty mądry – mruknął do siebie. – Przecież to jasne, że smok tak o tobie nie myśli. To zwierzę – dodał cicho, ale niepewnie. No tak, szkoda tylko, że to „zwierzę" było nieraz bardziej ludzkie niż wikingowie.
Westchnął i ponownie skupił się na drodze, którą aktualnie podążał. Rozglądał się za jakimiś owocami, które mógłby zjeść, a robił się coraz głodniejszy. Postanowił, że później będzie musiał zastanowić się nad jakimś sposobem łapania ryb. Jakoś nigdy nie widział siebie jako wędkarza, jak dla niego było to zbyt czasochłonne. No ale skoro już utknął na tej wyspie, nie miał zamiaru umrzeć z głodu. Kto wie może dożyje do zimy? Ale co może zrobić piętnastolatek? I to w dodatku taki jak on? Może i używał swojego umysłu częściej niż niejeden wiking, ale wątpił by to pomogło mu w budowie domu...Nie mówiąc już o zdobyciu jakiś zapasów.
Chyba, że ta wyspa była zamieszkana...No dobra, raczej nie był aż tak daleko, żeby trafić na wyspę zamieszkaną prze nieznane plemię.
Trafił wzrokiem na krzak pełen owoców i bez wahania do niego podszedł. Już miał je zerwać, gdy w jego głowie pojawiło się pytanie: Czy aby na pewno mogę je bezpiecznie zjeść? Szczerze, nie był pewien. Na Berk wydawało mu się to jakieś łatwiejsze, doskonale wiedział gdzie i co może znaleźć w lesie oraz co może bezpiecznie jeść. Zastanowił się i przyglądnął roślinie. Nie wyglądała na jedną z tych trujących...Na zaspokojenie pierwszego głodu mogłyby być...Z resztą, co zaszkodzi spróbować?
Zerwał najwięcej ile tylko mógł i ruszył przed siebie, jednocześnie zastanawiając się co dalej. O dziwo owoce wydawały się całkiem smaczne.
Kolejną rzeczą na jego mentalnej liście do zrobienia, było znalezienie na tyle niskiego klifu, żeby mógł zejść do morza. Będzie musiał nauczyć się łowić ryby. W tym celu skierował się w stronę, z której dochodził dźwięk rozbijających się o skały fal. Miał zamiar iść klifami aż znajdzie odpowiednie miejsce.
CZYTASZ
Tam, gdzie poniesie nas wiatr
FanfictionCzkawka mieszka na wyspie, na której od lat zabijało się smoki. Wiedziony presją narzucaną mu przez jego otocznie, sam próbuje kontynuować tradycję, pokazać, że się nadaje. Za cel obiera sobie Nocną Furię, smoka wywołującego grozę u wszystkich Wanda...