9

200 11 0
                                    

Nie za bardzo wiedział co ma o tym myśleć.

Wcześniej, dwa razy ten sam smok na niego warczał, był niebezpieczny i go przerażał. A teraz zamiast go zaatakować, lub ponownie przestraszyć, próbował się uśmiechnąć. Całkiem jakby zrezygnował z tego, by go przegonić. Jakby mu się znudziło. Tylko zamiast tego...właśnie, co tak właściwie się tam stało?

Czkawka myślał nad tym całą drogę powrotną do wioski.. Bo naprawdę nie rozumiał tego co się wydarzyło. Poszedł tam do smoka, to prawda. Chciał sprawdzić co się stanie, kiedy da mu rybę, zrobił to. Tylko nie spodziewał się takiego zachowania smoka, a już na pewno nie spodziewał się, że będzie musiał połknąć zwymiotowaną przez niego rybę. To było okropne i obawiał się, że już nigdy nie zdoła o tym zapomnieć. Z drugiej strony wydawało się to być jakimś, swego rodzaju, sprawdzianem. A gdy już ją zjadł, uśmiechnął się, a smok odpowiedział mu tym samym. Prawie tym samym. Ale nie można było zaprzeczyć, że mu wyszło.

Ale to jedno wydarzenie sprawiło, że smok przestał go przerażać, a raczej intrygować. No bo przecież starał się go naśladować.

Na myśleniu o tym minęła mu cała droga, nim się obejrzał, a już znalazł na skraju lasu. Wyszedł zza drzew i powoli ruszył do swojej chaty. Wszedł do niej i zatrzymał się w progu. Nie przywykł jeszcze do wracania do pustego domu. Zwykle gdy przychodził, jego ojciec siedział przy palenisku, jadł kolację, albo spał. Ale nawet wtedy w pomieszczeniu były widoczne ślady życia. Chociażby wygasający powoli węgiel.

A gdy po wyruszeniu ojca na poszukiwanie leża, został sam, chata stała się strasznie ponura. Sam rano rzadko używał paleniska. Nie miał czasu, bo za każdym razem chciał jak najszybciej uciec do lasu, aby nikt mu nie przeszkadzał, a zwłaszcza by nie iść na szkolenie. Zazwyczaj więc jadł kawałek suchego chleba, czasem rozpalał ognisko i piekł rybę w lesie lub Zatoczce. Ale nie w domu.

Ocknął się dopiero po chwili, gdy dotarło do niego, że bez sensu stoi w wejściu. Ruszył do swojego pokoju, tam zawiesił torbę na łóżku i wyciągnął z niej notes z węgielkiem. Następnie te dwie rzeczy położył na biurku, usiadł na krześle i przysunął się bliżej z węgielkiem w ręce. Otworzył zeszyt na pierwszej czystej kartce i chciał coś napisać, zawahał się chwilę, zastanowił się jak ubrać w słowa to, co się stało i już po chwili zaczął pisać.

Może i w jego notatnikach najczęściej znajdywały się szkice i projekty, ale to nie znaczyło, że nie może w nich robić nic więcej. Często między rysunkami pojawiał się dłuższy tekst. Czasami czuł potrzebę opisania minionego dnia, tak jakby nie chciał o nim zapomnieć. Ale dość rzadko były one ciekawe. Potrafił opisać nawet najnudniejszy dzień i sam nie wiedział dlaczego akurat wtedy przychodziła mu na to ochota.

Opisał wydarzenia z minionego dnia najdokładniej jak tylko potrafił. Jednak zajęło mu to tylko jedną kartkę. Przejrzał ją jeszcze raz i stwierdził, że nie ma za grosz talentu do opowiadania. Zamknął notatnik i odłożył węgielek.

Przez chwilę jeszcze patrzył na projekty zawieszone nad biurkiem. Miał je ściągnąć, gdy ojciec zabronił mu tworzyć wynalazki. Nie posłuchał go. I dobrze, bo wkrótce udało mu się stworzyć coś, co zadziałało. Tak, to było coś. Jego pierwszy złapany smok, nawet trzy.

Ale ojciec i tak nie zwrócił na to uwagi. Wolał zajmować się, jak zwykle, szkodami, które wyrządził.

Czkawka na to wspomnienie od razu posmutniał.

– Musiałeś to sobie przypomnieć, prawda? – warknął do siebie cicho.

Westchnął smutno i odchylił się lekko do tyłu na krześle i cały czas patrząc na projekty wsłuchał się w otoczenie. Słyszał przytłumiony dźwięk rozbijających się o skały fal oraz szum wiatru. Słyszał zwierzęta zaganiane do obór. Słyszał jak mieszkańcy powoli kończyli swoje prace. Słyszał jak wikingowie powoli szli do Twierdzy na kolację.

Tam, gdzie poniesie nas wiatrOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz