11

185 13 1
                                    

Szedł w stronę Zatoczki.

Jak zwykle po drodze napawał się otoczeniem. Drzewa, z których każde było zarazem takie samo i inne, ptaki śpiewające o poranku, słońce ledwo przedostające się przez gałęzie... Kochał chodzić po lesie... Brakowało mu tego w ostatnich dniach, gdyż Pyskacz ani myślał odstąpić go chociaż na krok. Uznał, że tak przynajmniej nie zniknie z zajęć, dla Czkawki było to raczej zabieranie wolności, ale zbytnio nie protestował. Wiedział, że kowalowi w końcu się to znudzi.

Z zajęć, faktycznie, nie zniknął ani razu, ale za to strasznie się nudził. Szczerze, nawet nie pomyślał, że mogłyby być aż tak nużące. Nie zabierały one całego dnia, to prawda, ale jak już się kończyły, zazwyczaj albo Pyskacz prosił o pomoc w kuźni, albo bliska była pora obiadowa. Uznał więc, że chodzenie do Zatoczki byłoby bezsensowne. No i nie chciał po raz kolejny wracać po ciemku.

Tego dnia było inaczej. Gbur dał im parę dni wolnego. Najwyraźniej zrozumiał, że lekcje z teorii nie nudziły już tylko Czkawki, ale wszystkich, no oczywiście poza Śledzikiem, który chłonął wszystko co mówił.

Chłopak postanowił więc to wykorzystać i spełnić, a raczej spróbować spełnić, choć część jego postanowienia. Po tym, jak przejrzał Smoczy Podręcznik cały czas gryzły go myśli, że Wandale bali się Nocnych Furii tylko dla tego, że nic o nich nie wiedzieli. On chciał to zmienić.

Chociaż to nie był jedyny powód, ale raczej wymówka. Tak naprawdę to bardzo chciał się dowiedzieć jak najwięcej dla siebie samego. Smok go ciekawił, chciał wiedzieć o nim więcej. Poza tym to, co już wiedział całkowicie gryzło się z całą wiedzą jego przodków. Smok powinien go zabić od razu, a nie zrobił tego ani za drugim razem ani później.

Zaczął się już w tym wszystkim gubić, bo skoro ten smok, groza wszystkich wikingów, go nie zabił, to czy naprawdę należało się go bać? Może nie zawsze smoki zabijają od razu? A może wszystko czego ich uczono na temat tych gadów, nie było prawdą?

Czkawka nie znał odpowiedzi na te pytania.

Dlatego też, wziął niecały koszyk ryb, nowy notes i zapas węgielków. Zamierzał zostać w lesie przez jakiś czas. Oczywiście z powodów czysto naukowych, a nie jakiejś tam ciekawości...

Niestety nie wziął jednej kwestii pod uwagę. Kosz ryb, pełen czy nie, nie był wcale lekki. Dlatego droga do celu zajęła mu więcej czasu niż zwykle.

Za to, kiedy zobaczył już pierwsze formacje skalne, dość szczerze się ucieszył.

Ruszył przed siebie nieco szybciej wiedząc, że już niedługo odłoży kosz i będzie mógł usiąść. Dotarł do skał, znalazł przejście między nimi, to samo, którym wszedł do Zatoczki ostatnim razem, i pamiętając o głazach zwężających wejście, tuż przy końcu zdjął kosz z pleców. Odwrócił się i ocenił swoje szanse na przeciśnięcie się między kamieniami, niczego przy okazji nie rozwalając. Na szczęście udało mu się wciągnąć kosz do środka bez szwanku.

Rozejrzał się po otoczeniu. Było pięknie jak zawsze, poranne światło lekko oświetlało kamienie, a woda z wodospadu przyjemnie szumiała. Tylko, ku jego nieszczęściu, nie dostrzegł smoka. Miał tylko nadzieję, że gad nie rozmyślił się i że tym razem na niego nie napadnie i nie zabije.

Serce zabiło mu nieco szybciej gdy usłyszał ciche warczenie za plecami. Odwrócił się powoli i po cichu pomodlił się do Odyna, o to, by gad go nie zabił.

Smok nie podszedł do niego, tylko uważnie się mu przyglądał. Stał na jednej ze skał, więc był wyżej od chłopaka. Łapami wczepił się w głazy, aby się nie zsunąć. No i po prostu na niego patrzył.

Tam, gdzie poniesie nas wiatrOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz