Nie chciał zniknąć bez śladu. Nie chciał zostawić po sobie niepewności. A już na pewno nie chciał, żeby ktoś dla niego ważny pomyślał, że zginął.
Nie robił tego dla Stoika, co to, to nie. Skoro w jego oczach Czkawka nie spełnił wymogów bycia jego synem, nie miał zamiaru się nim przejmować bardziej niżby chciał.
Chodziło mu bardziej o Pyskacza, o swojego przyjaciela, który zawsze był gotowy go wysłuchać. I, chociaż większość spraw traktował raczej ironicznie, wydawało się, że rozumiał go lepiej niż ktokolwiek na Berk. A przynajmniej zawsze starał się jak tylko mógł, by go zrozumieć.
Nie wybaczyłby sobie, gdyby zostawił kowala bez jakiegokolwiek pożegnania. A, że nie bardzo mógł przewidzieć, jak się zachowa, gdy stanie z nim twarzą w twarz, by przekazać tą wiadomość...postanowił przelać ją na papier.
A przynajmniej próbował.
Siedział przy biurku w jaskini pochylony nad kartką wyrwaną z notatnika i całkowitą pustką w głowie. Po prostu patrzył się na nią nie mogąc znaleźć słów, jakimi chciałby się z nim pożegnać.
Postukał się węgielkiem w głowę.
– Może od początku...Drogi Pyskaczu...nie, brzmi głupio – skreślił. – Może po prostu: Pyskacz? – zastanowił się patrząc na to, jak wygląda na kartce. Przechylił głowę. – Jakoś tak...nie brzmi – zamazał, zostawiając duża szarą plamę. – To...do Pyskacza? Przecież to się niczym nie różni – już miał skreślić, ale się powstrzymał. – Choć, w sumie to nie brzmi aż tak źle, a na nic lepszego pewnie i tak nie wpadnę – uznał.
Teraz trzeba było się tylko zastanowić nad treścią. I to...przyszło mu jeszcze trudniej. Zdania, które dobrze brzmiały w głowie, źle wyglądały na papierze, albo nie miały w ogóle sensu. To coś nie pasowało, tu coś skreślił, tam chciał dopisać...No i finalnie wyszło z tego kilka krótkich zdań i cała czarna kartka.
– Przepisać to? – zastanowił się na głos wyciągając list przed siebie. – To konieczne, czy...to list do przyjaciela, nie do wodza – uznał nagle próbując się przekonać. Zgiął go na pół i włożył do torby.
Wstał od biurka, zamknął torbę i spojrzał na węgielek leżący na drewnie. Przez głowę przeszła mu myśl, że może powinien napisać też coś dla ojca...ale...jak szybko przyszła, tak szybko zniknęła. I tak pewnie nie zdołałby jej napisać bez złości i sarkazmu. Pokręcił głową i ruszył do wyjścia z jaskini.
Po tym jak rano otrzymał nieco wsparcia ze strony Szczerbatka, został z nim jeszcze trochę, myśląc co dalej. Doszedł do wniosku, że to najlepszy moment, żeby zamknąć pewien rozdział w swoim życiu.
Poza tym w Zatoczce nie było tak źle. Piękne miejsce by przeżyć w nim resztę swojego życia.
Gdy wyszedł powitały go ostatnie promienie słońca.
Tak, dzień zleciał mu całkiem szybko. Zwłaszcza, gdy podjął próbę dokończenia tarczy. Nadal mu coś nie pasowało, ale tym razem starał się okazywać to znacznie ciszej. Najwyraźniej nie obudził smoka, bo nadal miał całą głowę.
Ale cóż, jeśli chciał zdążyć przed zmrokiem, by się nie zgubić po drodze, musiałby ruszyć już w tej chwili. Jego plan zakładał przedostanie się do kuźni niezauważonym, podrzucenie liściku na biurko w głąb pomieszczenia, żeby nikt poza Pyskaczem, go nie przeczytał. No i na końcu zaszycie się w dobudówce i ucieczka od razu po przebudzeniu. Jasne, lepiej byłoby gdyby od razu się ulotnił. Jednak, jak już ustalił, chodzenie w ciemnościach po lesie nie było najmądrzejszym pomysłem. Do domu też nie mógł wrócić...po prostu nie mógł.
CZYTASZ
Tam, gdzie poniesie nas wiatr
FanfictionCzkawka mieszka na wyspie, na której od lat zabijało się smoki. Wiedziony presją narzucaną mu przez jego otocznie, sam próbuje kontynuować tradycję, pokazać, że się nadaje. Za cel obiera sobie Nocną Furię, smoka wywołującego grozę u wszystkich Wanda...