Omijał drzewa i szedł przed siebie drogą, którą doskonale już zapamiętał.
Obudziło go słońce wpadające do Zatoczki. Nieco później pojawił się też Szczerbatek. Czkawka przywitał się z nim, po czym smok poszedł w stronę swoich gałęzi i poszedł spać. Wtedy też chłopak podjął ostateczną decyzję i ruszył do wyjścia, by wrócić do osady. Być może zbyt pochopnie podjął decyzje, bo już mniej więcej w połowie drogi zaczęło mu burczeć w brzuchu. Właściwie ostatnim posiłkiem jakim jadł była ryba, usmażona tuż przed wyprawą na ratunek smokom. Ale głód, jak zwykle, dał o sobie znać w najmniej odpowiedniej chwili.
Przy okazji coś czuł, że nie uda mu się od razu pójść do twierdzy by coś zjeść. Nie było go trochę czasu, a zważywszy na wydarzenia poprzedniej nocy, po prostu wiedział, że jego ojciec będzie wściekły. Co więcej, nie wymyślił jeszcze żadnej wymówki.
Więc aktualnie największą nadzieję pokładał w tym, że nie natknie się na Stoika w pierwszej kolejności, i może uda mu się zorganizować coś do zjedzenia. Byleby tylko nikt go nie zauważył i nie przekazał wodzowi.
Gdy już dotarł do osady zrozumiał, że to było niewykonalne.
Wikingowie biegali z miejsca na miejsce, przekrzykiwali się, kłócili, krzyczeli na dzieci jeśli w ogóle przyszło im na myśl wyjście z domu. Wielu z nich miało tarcze i broń w pogotowiu. Niewielka część chodziła między mieszkańcami i starała się utrzymać spokój. Ale zanim udało się kogoś opanować, zaraz kolejni zaczynali krzyczeć.
W skrócie: trwał chaos.
Najwyraźniej ucieczka smoków poruszyła Wandali bardziej niż mógłby się spodziewać. Dobra, brał pod uwagę, że będą ostrożniejsi, bardziej nieufni i będą się doszukiwać odpowiedzi, ale nie aż tak. A skoro jego ojciec nawet ich nie mógł opanować, to było naprawdę gorzej niż źle.
Zaczął się już nawet zastanawiać, czy przyjście tu nie było największym błędem jaki popełnił w całym swoim życiu. A może lepszym pomysłem, niż próby uniknięcia stratowania przez rozzłoszczonych wikingów, był powrót do Zatoczki i spędzenia w niej reszty swojego życia?
– Czkawka – usłyszał a sobą jak ktoś woła jego imię.
Zatrzymał się, dobrze wiedział do kogo należał ten głos.
– Dzięki bogom, że nic ci nie jest – powiedział z ulgą, po czym złapał chłopaka w mocnym uścisku. – Już myślałem, że cię te smoki capnęły.
– Ciebie też dobrze widzieć, Pyskacz – wydusił.
Gbur go puścił, a Czkawka zmusił się, by nie nabrać łapczywie powietrza.
– Gdzie ty się szlajasz, co? Stoik od zmysłów odchodzi, a za nim cała wioska – krzyczał szturchając go swoim hakiem.
– Tak wyszło... – zaczął.
– Ty lepiej jego znajdź i mu się tłumacz nie mnie – skarcił go skutecznie mu przerywając. – Bo zaraz nic nie zostanie po naszej osadzie – westchnął. – Ja idę do kuźni – oznajmił, ale jeszcze zanim ruszył, odwrócił się do chłopaka. – Ale nie myśl, że ci tak łatwo odpuszczę – zagroził mu. – Zaraz mi wszystko ładnie opowiesz. Tylko najpierw idź do Twierdzy do swojego ojca – machnął hakiem i odszedł.
Czkawka przez chwilę stał jak słup, ale po chwili uznał, że mądrzej byłoby wycofać się w jakieś bezpieczniejsze miejsce. Stanął pod chatami, tam gdzie było mniejsze prawdopodobieństwo, że ktoś na niego wpadnie.
Czy dobrze zrozumiał, że Stoik nawet nie próbował opanować zdenerwowanych Wandali? Czy naprawdę, aż tak źle znosił jego zniknięcie? Wątpił by tylko o to chodziło.
CZYTASZ
Tam, gdzie poniesie nas wiatr
FanfictionCzkawka mieszka na wyspie, na której od lat zabijało się smoki. Wiedziony presją narzucaną mu przez jego otocznie, sam próbuje kontynuować tradycję, pokazać, że się nadaje. Za cel obiera sobie Nocną Furię, smoka wywołującego grozę u wszystkich Wanda...