10

188 14 2
                                    

Strasznie bolała go głowa. W zasadzie nie tylko ona.

Obudził się pod wieczór tego samego dnia, był u Gothi. Niemal od razu po przebudzeniu przypomniał sobie co się stało rano. Czuł się nieco zażenowany. Ale z drugiej strony przeżył, jakimś cudem życie nie chciało go opuścić, no i to mu akurat pasowało.

Nie leżał u szamanki zbyt długo, między innymi dlatego, że to co się mu stało nie było na tyle poważne, by musiał u niej zostawać na dłużej. Innym powodem była jego niechęć, najważniejszą dla niego sprawą było wyjście z jej domu.

Po wielu prośbach i błaganiach udało mu się ją namówić, aby go wypuściła. Dała mu jeszcze tylko jakieś zioła i bazgrając wytłumaczyła mu jak i kiedy ich używać. Wyszedł z jej domu nie za bardzo wiedząc co ze sobą zrobić.

Słońce już zachodziło, z góry był to naprawdę ładny widok, a należałoby podkreślić, że według Czkawki zachody słońca na Berk były wyjątkowo ładne.

Spojrzał w stronę lasu, a później na woreczek z ziołami.

Jutro. Pomyślał.

***

Następnego dnia niemalże z samego rana odwiedził go Pyskacz. Wyglądało na to, że kowal brał na siebie winę za to co się stało. Oczywiście nie powiedział mu tego prosto w twarz. Pośmiał się trochę i pożartował, przynajmniej nie brakowało mu poczucia humoru.

Powiedział mu pokrótce co się stało, gdy stracił przytomność. Kowal czym prędzej przegonił smoka do klatki, powiedział, że nie było to zbyt łatwe zadanie. Ale Czkawka nieco wątpił w jego słowa. Później, gdy okazało się, że stracił przytomność, zaniesiono go do Gothi.

Później, po rozmowie, jakoś tak wyszło, że razem poszli do kuźni. Chłopak, ze względu na smoka, dość długo tam nie zaglądał, został zalany wieloma różnymi pomysłami. Skończyło się więc na tym, że większość dnia spędził w swoim pokoiku rysując plany swoich projektów i poprawiając stare.

A gdy przypomniał sobie, że miał iść do Nocnej Furii, było już za późno.

Jutro, na pewno. Obiecał sobie.

***

Jak łatwo można się domyślić, następnego dnia też mu się to nie udało.

Pyskacz, najwyraźniej po upewnieniu się, że szatynowi nic nie jest i nie będzie, postanowił kontynuować szkolenie. Tylko w nieco zmienionej formie. Zamiast skupić się na praktyce, oznajmił, że w najbliższym czasie będzie uczył ich teorii. Oczywiście nie wszystkim się to spodobało. A część zaczęła za to winić Czkawkę, nie zdziwiło go to zbytnio. Natomiast on nawet się ucieszył tą decyzją. W końcu mógł dowiedzieć się czegoś więcej o smokach, przy okazji nie bojąc się o własne życie.

Jedynym minusem było to, że w najbliższym czasie nie miał jak pójść do Zatoczki. A naprawdę chciał tam wrócić.

***

Wieczorem znowu przyszedł na kolację do Twierdzy.

Kowal cały dzień tłumaczył im jak będą wyglądały zajęcia w najbliższym czasie. Zapewnił też, że nie będzie ich dużo i już niebawem wrócą do szkolenia na arenie.

W odróżnieniu do Sączysmarka, reszta odebrała to w miarę dobrze. On natomiast, jak to miał w zwyczaju, na głos wyraził swoje niezadowolenie. Wtedy to Pyskacz przypomniał mu, że to on na pierwszej lekcji narzekał na brak teorii. Smark już więcej tego dnia się nie odzywał.

Tam, gdzie poniesie nas wiatrOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz