5

255 15 0
                                    

Następnego dnia, gdy zszedł na dół, zastał niespotykany wręcz widok. Jego ojciec, we własnej postaci, siedział przy stole i, o zgrozo, patrzył się prosto na syna. Czkawka nieco zbity z tropu niepewnie skończył schodzić ze schodów.

– Cześć tato? – powiedział niepewnie. No to tym razem nie uda mu się uciec od trudnej rozmowy.

Tylko, że Stoik nie odpowiedział od razu, czuć było od niego złość. Nastała dość krępująca cisza. Chłopak nie wiedząc co robić stał w miejscu.

– Gdzie byłeś wczoraj? – spytał powoli, z nutą grozy. Czkawka przełknął ślinę i powoli ruszył w stronę stołu. Spotkanie złego ojca, który starał się być opanowany, było niemalże tak straszne jak stanięcie oko w oko ze smokiem.

– Eee...no, w lesie – powiedział z wahaniem.

Rudobrody podniósł brew, widocznie tyle mu nie wystarczyło.

– Całą noc? – spytał.

– No, tak jakby...zgubiłem się? – bardziej spytał niż oznajmił.

Wyraz ojca mówił sam za siebie, nie wierzył mu. Ale przecież nie mógł mu powiedzieć o smoku, od razu zakazałby mu wychodzić do lasu. I zdawało mu się, że tym razem by nie żartował. Chociaż sam nie miał zamiaru tam wchodzić, w najbliższym czasie rzecz jasna. Wolał wiedzieć, że nie ma nad głową kategorycznego zakazu, oraz że ma jednak jakieś możliwości.

– Ty zgubić się w lesie? – spytał z powątpieniem. Fakt, teraz to brzmiało trochę głupio. Ale fakt, faktem, zgubił się, może nie na dobre, ale zgubił.

Westchnął i pokręcił głową. Po chwili wstał od stołu i podniósł siekierę opartą o jego krzesło. Wiedział, że cokolwiek i jakkolwiek będzie próbował, to i tak nie wydusi z niego całej prawdy.

– Zjedz śniadanie. I masz się dzisiaj pojawić w Twierdzy na kolacji – powiedział ostrzegawczo i wyminął go idąc do wyjścia.

Szatyn patrzył za nim dopóki drzwi się nie zamknęły z trzaskiem.

Stał jeszcze tylko przez chwilkę, po czym usiadł do stołu i zabrał się za zjedzenie śniadania. Był taki głodny!

***

Wyszedł z domu, ale stanął tuż przed drzwiami. Myśli kołatały mu się w głowie, nie miał pomysłu na to, co ze sobą zrobić w zaistniałej sytuacji. Nie chciał wracać do lasu, chociaż chyba powinien, bo zgubił w nim swój notatnik, w którym wcześniej zapisał parę przydatnych pomysłów. Z drugiej strony szukanie go było dość ryzykowne, no i raczej długie. Mało pamiętał z ostatniej nocy, więc nie za bardzo wiedział gdzie go szukać. I jeszcze ten smok...Nie, nie potrafił o nim zapomnieć, chociaż chciał, dlaczego go nie zabił, nie rozszarpał, nie zranił, tylko ryknął? Jakby chciał go tylko przestraszyć. Co swoją drogą dość mu się udało.

Spojrzał w stronę lasu. Jego notatki...mógł spróbować udoskonalić wyrzutnie bez nich, ale powiedzmy sobie szczerze, nie zapisywałby ich, gdyby wiedział, że wszystko zapamięta.

Jednak strach zwyciężył i chłopak odwrócił się od lasu. Poszedł w miejsce, w którym spędzał także dużo czasu. Do kuźni. Tak, to był dobry pomysł.

Przeszedł wioskę szybciej niż zwykle, chciał uniknąć przenikliwego wzroku wikingów. Jego ojciec musiał być naprawdę wkurzony poprzedniego dnia.

– No patrzcie, kogo mi tu przywiało – skomentował kowal, gdy zobaczył zbliżającego się Czkawkę.

– Cześć Pyskacz – przywitał się wchodząc do środka i rozglądając dookoła. Większość naprawionej broni została już odebrana przez ich właścicieli. Zasadniczo nie mieli dużo do roboty. – To ja znikam – rzucił i ruszył do dobudówki, zrobionej specjalnie dla niego.

Tam, gdzie poniesie nas wiatrOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz