Mia
- Dlaczego znowu sugerujesz, że mogłabyś zagrozić Liamowi i jego klubowi? Nie rozumiem tego... - wtrąciła tuż po zakończonej rozmowie z Joshuą Sophie.
- Słucham? - zapytałam wytrącona z własnych myśli, nie bardzo rozumiejąc o czym teraz do mnie mówi.
- Kolejny raz twierdzisz, że mogłabyś zaszkodzić motocyklistom. Właśnie to przed chwilą powiedziałaś Joshule. Mia o co tu chodzi?
Patrzyłam na nią i biłam się z myślami, czy to aby już na pewno nadszedł ten moment, by wyznać prawdę, ale zanim podjęłam decyzję słowa same zaczęły płynąć z moich ust.
- Istnieje pewien związek między mną, a Synami Śmierci... - Sophie rzuciła mi szybkie spojrzenie, ale na szczęście nie dostrzegłam w nim niczego, co mogło by sugerować utarte zaufania, lecz zaciekawienie. - Stad niechęć Joshuy do motocyklistów.
- Rozumiem. - Sophie podjęła temat spokojnym głosem, jakby chciała zachęcić mnie do kontynuowania. Wypuściłam drżący oddech z płuc i podjęłam się tego wyzwania, które za moment zabierze mnie w podróż do bolesniej przeszłości.
- Nawet nie wiem, od czego mam zacząć...
- Najlepiej od początku. Każda historia ma swój początek.
Uśmiechnęłam się smutno w reakcji na te słowa.
- Moja historia miała piękny początek, lecz smutne zakończenie... Zanim przyjechałam do San Diego, wiodłam spokojne życie na obrzeżach miasta Jacsonville. Mieszkałam tam w cudownym domu wraz z dziadkami i moim... mężem. Musiałabyś zobaczyć to miejsce, było niemal tak piękne, jak dom, w którym zamieszkałam tutaj. Byłabyś oczarowana. - wtrąciłam chcąc załagodzić szok, jaki bez wątpienia wywołało moje wyznanie...
- Mia nie mydl mi tu teraz oczu, tylko przejdź do senda sprawy! Miałaś męża!? Gdzie on teraz do cholery jest!? Czy to któryś z Synów Śmierci?
- Nic z tych rzeczy... - zaśmiałam się gorzko. - Czułam, że wydarzy się coś strasznego... Byłam niespokojna i miałam wrażenie, że wszystko co wydarzyło się ostatniego dnia, który z nimi spędziłam, było naszym pożegnaniem. - Sophie zaczęła kręcić się w swoim fotelu, jakby bała się tego co za chwilę usłyszy. - Tamtej nocy ktoś przyszedł do naszego domu... Kilku mężczyzn, nie wiem dokładnie ilu... Ich pierwszymi ofiarami stali się moi dziadkowie. Dziadek miał na imię Henry, babcia Dorothy... - łzy mimowolnie spłynęły po moich policzkach - Na szczęście nie cierpieli. Ktoś pozbawił ich życia, oddając po jednym strzale w głowę... - szybkim gestem ręki otarłam mokrą twarz. - Kiedy z nimi skończyli, skierowali swoje kroki na górę. Nie miałam pojęcia czego mogą od nas chcieć. Nigdy nikomu nie wyrządziliśmy krzywdy. Byliśmy dobrymi ludźmi. William chciał mnie chronić, dlatego nakazał mi schować się w szafie, aby mnie nie znaleźli...
- Czyli Will to imię twojego męża... - wyszeptała mocno już poruszona Sophie. Starała się wyglądać na opanowaną, ale nie trudno było się zorientować, że jest zupełnie inaczej. Ręce miała mocno zaciśnięte na kierownicy, a jej jazda stała się dziwnie spokojna. - To jego imię słyszałam, gdy majaczyłaś przez sen. - W odpowiedzi przytaknęłam lekko głową i kontynuowałam.
- Will wyszedł im na przeciw... Liczył pewnie, że coś wskóra, ale jak miał tego dokonać? Mieli przewagę liczebną i mieli broń... Oddali w jego kierunku trzy strzały... Nie miał żadnych szans na przeżycie.
CZYTASZ
Feniks - Powstając z popiołów. Tom II
RomanceMia z pomocą Sophie ucieka spod skrzydeł Aniołów Ciemności. Czują się wolne i szczęśliwe, jednak jak długo potrwa ten stan? Jak długo uda im się ukrywać? Czy nowe życie przysporzy im kłopotów? Czy niespodziewany dar od losu będzie również przekleńst...