Rozdział 31

998 93 19
                                    

Mia

Sala, na której przed chwilą przyszło mi urodzić Susan, była czysta jak łza. Zupełnie, jakby nic się tu przed chwilą nie wydarzyło.

Stojąc w progu, przyglądałam się wszystkiemu z poczuciem ogromnej ulgi.

W moich ramionach tuliłam śliczną złotowłosą istotę, o oczach w kolorze nieba przed burzą. Długie ciemne rzęsy okalały to piękne i zarazem niepokojące spojrzenie, dodając mu majestatycznego charakteru.

Dziecko po chwili zaczęło być niespokojne, a oczy spłynęły mu deszczem łez.

Nie byłam w stanie w żaden sposób uspokoić maleństwa. Czułam jego strach i nieuzasadniony lęk.

Gdy podniosłam spojrzenie, moim oczom ukazała się Sophie.

Stojąc pośrodku sali, tuż obok stołu operacyjnego, od stóp do głów była umazana w ludzkiej krwi.

Sala na powrót wyglądała, niemal jak z krwawego horroru.

Po chwili dostrzegłam, że Sophie trzyma w ramionach moją malutką, bezbronną córeczkę.

Jej płacz stał się głośniejszy. Niosąc się echem po pustej sali, rozbrzmiewał ze zdwojoną siłą.

Mimo, że bardzo chciałam temu zaradzić, nie byłam w stanie wykonać choćby najmniejszego ruchu.

Jakaś nadludzka siła trzymała mnie teraz w swoich szponach i kazała przyglądać się wszystkiemu z daleko.

- Bezradność to straszne uczucie... - cichy szept Sophie, dotarł do moich uszu, bez względu na panujacy wokół hałas. Każde jej słowo raniło mnie niczym najostrzejszy sztylet, sprawiając, że ból który odczuwała Sophie, stał się również moim bólem.

- Sophie... Przepraszam, ja... Nie mogłam wcześniej... Wybacz, że nie odnalazłam cię wcześniej...

Jej delikatny i zarazem smutny uśmiech i puste spojrzenie, wystarczyłby za odpowiedź, ale wtedy Sophie ponownie przemówiła.

- Nie zniosę tego więcej... Nie mam już sił, by dalej to robić... Prędzej zabiję się, niż pozwolę, by kolejny raz mnie do tego zmusili... Bezduszne, nieludzkie potwory...

- O czym ty mówisz...? - słowa ledwo przeszły mi przez gardło, a przez głowę przebiegły miliony najczarniejszych scenariuszy.

- Nie masz pojęcia do czego zdolne są te bestie... Ratuj mnie... Ratuj nas...

- Nas? - moje zaniepokojone spojrzenie spoczęło na płaczącej Susan.

- Nie masz pojęcia do czego są zdolni... - jej ostatnie słowa napawały wielkim niepokojem, a rezygnacja wymalowana na twarzy była oznaką poddania się. Sophie była na skraju wytrzymałości. Działo się coś złego, a ja nie byłam w stanie jej pomóc.

Poczułam na skórze zimny oddech śmierci, serce zaczęło mi walić jak młotem, dłonie zaszły zimnym potem, oddech niespokojne przyspieszył, by po chwili niemal zabrakło mi tchu. Wyrwana ze snu, usiadłam gwałtownie, a towarzyszący temu ból, sprawił, że niemal zawyłam.

- Sophie... - mówiłam, próbując łapać każdy oddech, niczym ryba wyciągnięta z wody - Sophie...

Opadłam ciężko na poduszkę. Moja drżąca dłoń przyłożona tuż nad sercem, czuła każde jego szalone uderzenie.

- Mia, wszystko z tobą w porządku? - kiedy skupiłam całą swoją uwagę na mężczyźnie, który stał nade mną, poczułam ogromne poczucie winy...

Feniks - Powstając z popiołów. Tom IIOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz