Rozdział 9

1.9K 127 12
                                    

Mia

Nie jestem w stanie określić ile czasu trwał lot. Nie wiem, jak daleko musieliśmy oddalić się od San Diego. W tym momencie jakoś specjalnie o to nie dbałam. Zdawałam się być nieobecna, ale moje ciało było spięte i  gotowe do odparcia kolejnego ataku. Próbowałam przemówić do mojej podświadomości, że już mogę odpuścić. Jesteśmy bezpieczne. Joshua o to zadbał. Plułam sobie teraz w twarz, że nie słuchałam jego rad i próśb. W porę zaalarmowany, zrobiłby wszystko, by mi pomóc. A ja, głupia, staram się załatwić wszystko sama. Chciałam, by wilk był syty i owca cała. Wystarczyło porozmawiać. Joshua by mnie wysłuchał. Spełniłby moje prośby, co do klubu Liama. Zrozumiałby. Kto wie, może nawet byłby wdzięczny, za uratowanie mi życia i schronienie w tak trudnej dla mnie sytuacji? Z pewnością by był...

Mówienie prawdy wiele ułatwia w życiu. Niedopowiedzenia i kłamstwa sprawiają, że zapętlamy się w spirali, z której nic dobrego nigdy nie wynikło. Kiedy nasze mataczenia wychodzą na jaw, okazuje się, że powiedzenie prawdy, wcale nie było najgorszą opcją. Było najlepszą z możliwych. Szkoda, że uświadamiamy to sobie, dopiero po odniesionej szkodzie, złamaniu obietnicy i niedotrzymaniu słowa. Zrujnowaliśmy zaufanie, którym ktoś nas kiedyś obdarzył. Czy zdołam je jeszcze odbudować? Przecież działałam ze słusznych pobudek... Chciałam dobrze...

Dobrymi chęciami piekło jest wybrukowane. - mawiała babcia Dorothy. Jej słowa brzmiały mi teraz w głowie. Moja Dorothy. Dopiero z czasem zaczynam doceniać wszystkie mądrości, które wpajała mi do głowy przez całe życie. Dopiero teraz nabierają one znaczenia. Wydarzenia, które miały miejsce, nadały jej słowom nowy, głębszy sens.

Przez dłuższy czas wzrok miałam utkwiony w szybie, w której odbijała się moja twarz. Nie byłam już tą pełną życia i optymizmu Sophie. Byłam złamaną i doświadczoną przez los Mią.  Miałam wrażenie, że moje ciało zupełnie się wyłączyło, żądając chwili odpoczynku. Odpuściło na moment... Postanowiłam trochę je wspomóc, dlatego by nie być dręczona pytaniami i kolejnymi rozmowami o przeszłości, postanowiłam udawać, że śpię. Siedząc wygodnie w fotelu z zamkniętymi oczami, starałam się nie myśleć o wydarzeniach, które miały miejsce, ale ból fizyczny, który odczuwałam w okolicy szyi nie pozwalał mi o nich zapomnieć. Pod przymkniętymi powiekami, zaczęły pojawiać się obrazy. Eliot, Painter, Liam... Nowe życie, które zostało mi dane, nie przyniosło mi wiele dobrego. W większości składało się ono z łez, bólu i cierpienia. Próbowano pozbawić mnie życia aż trzy razy... Przetrwałam, ale czy chciałam takiej egzystencji? Z pewnością nie. Muszę zrobić wszystko co w mojej mocy, aby wykorzystać tę szansę. Nie chciałam już dłużej być ofiarą. Nigdy więcej.

- Mia... - poczułam jak Sophie kładzie rękę na moim kolanie i lekko je szturcha. Uniosłam delikatnie powieki. - Mia zapnij pas. Podchodzimy do lądowania. - dodała przyglądając mi się ze zmartwieniem.

Wyprostowałam się i wyjrzałam przez okno, by zobaczyć jak przelatujemy na dużym, tętniącym życiem miastem. Światła reklam, bilboardów, wysokich drapaczy chmur przytłoczyły mnie swoją intensywnością. Pragnęłam uciec i zaszyć się gdzieś, gdzie nikt mnie już nie znajdzie. Chciałam stronić od takich miejsc. Liczyłam na to, że to tylko przystanek, w naszej podróży do nowego, mam nadzieję lepszego życia.

Lądowanie przebiegło bez większych problemów. Gdy wysiadałyśmy z samolotu, czekał już na nas samochód. Duży, czarny SUV z ciemnymi szybami, które zapewne miały zapewnić nam dyskrecję.

Dyskrecja...

Zatrzymałam się nagle w połowie drogi do auta. Sophie spojrzała w moim kierunku i marszcząc brwi, starała się odgadnąć powód mojej nagłej konsternacji.

Feniks - Powstając z popiołów. Tom IIOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz