26. ULTIMO GIORNO

361 20 8
                                    

Po kilku minutach Irene wyszła z łazienki. Jej twarz była blada, a oczy wyglądały na przemęczone.
-Wszystko w porządku? - zapytałem, momentalnie się podnosząc.

Dziewczyna pokiwała delikatnie głową, a następnie udała się w stronę sypialni.
-Proszę, porozmawiajmy. - kontynuowałem, nie opuszczając jej na krok. - Nie możemy tak tego zostawić.
-Co chcesz ode mnie usłyszeć? - odparła, stając naprzeciw mnie.

Zapadła grobowa cisza, podczas gdy oboje patrzyliśmy sobie głęboko w oczy.
-Wszystko. Jak mam ci pomóc skoro nie chcesz nic mi powiedzieć?
Dziewczyna pokręciła głową, robiąc zrezygnowany wyraz twarzy.
-I tak nie zrozumiesz.

Nie chciałem widzieć jak cierpi. Niszczyła siebie z każdym dniem i każdą kolejną kolejną tabletką lub wciągnięciem. Nie była tą samą, szczęśliwą Irene, którą ujrzałem po raz pierwszy na koncercie. Z całego serca chciałem cofnąć się do tego momentu i od razu jej pomóc.

Myślałem, że wysłanie ją na terapię pomoże jej skończyć z tym gównem, lecz się myliłem. Jak mogłem być tak głupi i wierzyć w jej kłamstwa? Byłem zapatrzony w muzykę i tworzenie albumu, zapominając o osobie, którą szczerze kocham.

Stałem tak w miejscu, aż postanowiłem pójść za nią do sypialni.
Zastałem ją, leżącą skuloną na swoim prawym boku. Patrzyła przez szybę na żywą ulicę Manhattanu i ludzi, którzy w tym samym czasie mogli przeżywać swoje najlepsze chwile.

-Nowy Jork to piękne miasto. - powiedziałem spokojnym głosem. - Podoba ci się, hm?
-Bardzo. - odparła.
Widziałem tył jej głowy i gęste, czarne włosy zasłaniające jej szyję.
-Mógłbyś mnie przytulić? Zimno mi. - dodała.

Uśmiechnąłem się lekko, przysuwając się bliżej. Położyłem dłoń na jej brzuchu, czując zapach słodkich perfum. Nasze ciała dotykały siebie, lecz tym razem w inny sposób.
-Możemy porozmawiać później? Na razie jestem tym wszystkim zmęczona. - zapytała.

-Oczywiście, że tak, kochanie. - odpowiedziałem.
W tym samym momencie, Irene odwróciła się twarzą w moją stronę. Widziałem w jej oczach miłość. Czystą, prawdziwą miłość, którą starała się mnie obdarzać codziennie.

Bez dłuższego zastanowienia zbliżyłem nasze usta, aby następnie złączyć je w długim i ujmującym pocałunku. Poczułem jej ręce, spoczywające na mojej klatce piersiowej.
Po chwili rozłączyliśmy się, a dziewczyna oparła swoją głowę o mnie. Bez zbędnych słów, szybko zasnęliśmy.

IRENE POV

Następnego ranka wstałam wcześniej, niż zwykle. Podniosłam się powoli z łóżka, nie budząc przy tym Damiano. Wzięłam do rąk kosmetyczkę, a następnie przejrzałam się w lustrze. Zapomniałam zmyć wczorajszego makijażu, co spowodowało mój okropny wygląd.

Dałam kilka kropel płynu micelarnego na biały wacik kosmetyczny, którym zaczęłam delikatnie przecierać twarz. W tym samym momencie usłyszałam cichy dźwięk skrzypienia i ujrzałam bruneta, siedzącego na brzegu łóżka.

-Wyspałaś się? - zapytał, przecierając oczy.
Ściśnięte gardło, nie pozwoliło mi wydusić z siebie słowa, więc przytaknęłam tylko głową.
Atmosfera między nami była dalej napięta, lecz wiedziałam, że musieliśmy dać sobie jeszcze trochę czasu.

Mimo że oboje byliśmy winni, wiedziałam, że szczerze go zawiodłam. Damiano wstał z łóżka, przeciągając powoli swoją dłonią po mojej dolnej partii pleców. Przeszedł mnie delikatny dreszcz, lecz nie dałam po sobie tego pokazać.

Chłopak zabrał paczkę papierosów ze stołu i pokierował się w stronę balkonu. Odłożywszy brudny wacik, udałam się za nim. W ostatniej chwili złapałam drzwi, które następnie lekko przymknęłam. Brunet spojrzał na mnie, podpalając w tym samym czasie papierosa.

Sięgnęłam ręką po jednego, lecz ten sprzątnął mi je spod nosa.
-Dla ciebie już starczy. - powiedział, chowając paczkę do kieszeni dresowych szortów.
Przewróciłam oczami, a następnie oparłam się łokciami o srebrną poręcz.

Zaczęłam rozglądać się po chodniku. Zauważyłam pewną kobietę ubraną w błyszczący się płaszcz, prowadzącą małego psa na smyczy. Wymijała właśnie stojącą pod ścianą staruszkę, sprzedającą kwiaty. Obok niej na kartonie leżał bezdomny z pomarszczoną, smutną twarzą.

Niesamowite jak ludzkie życia mogą się od siebie różnic. Po chwili odepchnęłam się od poręczy, wracając z powrotem do środka. Zajrzałam do lodówki świecącej pustkami. Zamknęłam ją i złapałam do ręki niedojrzałego banana, który leżał wcześniej na blacie.

Usiadłam na kanapie ze skrzyżowanymi nogami, obierając owoca ze skórki. W tym samym momencie Damiano wrócił z balkonu. Bez słowa zajął miejsce obok mnie, kładąc swoje ramię za moją głową.

Był to nasz ostatni dzień w Nowym Jorku. Z jednej strony mnie to cieszyło, lecz wiedziałam, że po powrocie do Rzymu znowu zacznie się temat narkotyków. Za cztery godziny mieliśmy wylot, więc po chwili zaczęliśmy się pakować.

Nie miałam humoru na ubranie się w coś wyjątkowego, więc założyłam pierwsze lepsze rzeczy wyjęte z walizki. Z powodu wczorajszego oddania Jeep'a, musieliśmy dojechać na lotnisko zamówioną przeze mnie taksówką.

***

Jechaliśmy samochodem Damiano w kierunku jego mieszkania. W końcu poczułam klimat Rzymu i jego stare, ukochane ulice. Nagle moją wewnętrzną radość, przerwał dzwonek telefonu. Wyjęłam wibrujące urządzenie z torebki i ujrzałam, że był to mój ojciec.

Zdziwił mnie widok jego numeru, gdyż praktycznie nigdy do mnie nie dzwonił. Kliknąwszy zieloną słuchawkę, usłyszałam jego zmartwiony głos.

𝐋𝐀𝐒𝐂𝐈𝐀𝐌𝐈 𝐒𝐓𝐀𝐑𝐄 | Damiano DavidOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz