31. OWOCE I LAWENDA

305 19 1
                                    

Zajęłam miejsce kierowcy i zatrzasnęłam za sobą drzwi. Odpaliłam silnik, próbując przypomnieć sobie drogę do domu Alice. Po krótkim zastanowieniu, ruszyłam.

Minęło trochę czasu, zanim zdążyłam dojechać na miejsce. Zdałam sobie sprawę, że wieczorna wycieczka samochodowa w zimę nie była najlepszym pomysłem. W końcu ujrzałam wyczekiwany budynek.

Wysiadłam z auta i wróciło do mnie wspomnienie, gdy dziewczyna wyznała mi tutaj miłość i wszystko momentalnie się zawaliło.
Stałam przez chwilę oparta o samochód, aż postanowiłam podejść bliżej.

Zmarznięte ręce powoli zaczynały mnie boleć, więc włożyłam je do kieszeni. Próbowałam pozostać niezauważona, lecz ciągle zostawiałam nowe ślady na zaśnieżonej ziemi.

Nagle ujrzałam światło o ciepłej barwie, palące się w jednym z pomieszczeń. Przyspieszyłam kroku i schyliłam się umiejętnie. Moje oczy były bez przerwy skierowane ku górze, aż raptownie zobaczyłam sylwetkę Alice.

Była ubrana w ozdobną koszulę , którą dostała ode mnie na urodziny. Na mojej twarzy pojawił się lekki uśmiech, lecz nie przestawałam się ukrywać. Wydawało mi się, że była sama.

Najprawdopodobniej słuchała muzyki, gdyż co jakiś czas zatrzymywała się, aby wykonać nowy ruch taneczny. Zapatrzoną w nią, usłyszałam głośne ujadanie psa. Podskoczyłam z przestraszenia i odruchowo stanęłam na baczność.

Zza rogu domu wyskoczył Jax, czyli labrador należący do Alice. Musiał mnie poznać, gdyż momentalnie zaczął merdać ogonem, nie przestając szczekać.
-Cicho! - syknęłam, lecz pies nie zamierzał się mnie posłuchać.

Zwróciłam głowę w stronę dziewczyny, która nagle się zatrzymała, a następnie wyłączyła muzykę.
-Błagam, Jax! - kontynuowałam, a zwierzak dalej się cieszył.

Alice opuściła kuchnię, a ja przestraszyłam się jeszcze bardziej. W tym samym momencie usłyszałam otwieranie drzwi. Nie mając innego pomysłu, pobiegłam za dom. Tak jak się spodziewałam, labrador podążył za mną.

Oparłszy się o ścianę, przypomniałam sobie o samochodzie, który zaparkowałam centralnie przed bramą. Westchnęłam ciężko i postanowiłam pozostać na miejscu.
-Jax, gdzie jesteś? - krzyknęła Alice.

Pies nie zwracał uwagi na jej wołanie, kontynuując zachęcanie mnie do zabawy. Słyszałam ciężkie stąpanie, co oznaczało, że dziewczyna zaczęła iść w naszą stronę.

W głowie miałam mętlik, który wcale mi nie pomagał. Po co ja w ogóle tutaj przyjeżdżałam? Jak mam jej to wytłumaczyć? Ujrzałam jej sylwetkę, która wyłoniła się zza rogu.

Alice podskoczyła na mój widok, a następnie złapała się za klatkę piersiową.
-Irene na Boga, co ty tu robisz? - zapytała oburzonym głosem.

Przełknęłam powoli ślinę i odsunęłam się od ściany, robiąc sztuczny uśmiech.
-Chciałam cię odwiedzić. - odparłam. - Jest dzisiaj Boże Narodzenie, nieprawdaż?

-Naprawdę nie masz nic lepszego do roboty? - jej wzrok przeniósł się na zdyszanego psa.
Bez odpowiedzi, wzruszyłam tylko ramionami.
-Chodź do środka, jest strasznie zimno. - dodała po chwili, zaciskając palce na rękawach swojej koszuli.

Alice ruszyła przed siebie, a ja podążyłam za nią. Weszłyśmy na taras po śliskich schodach i zabrałyśmy ze sobą Jax'a. Gdy dziewczyna otworzyła drzwi, poczułam charakterystyczny zapach jej domu, który przypominał świeże owoce zmieszane z lawendą.

Nie ma co się dziwić, gdyż w każdym kącie stały kolorowe świece lub odświeżacze powietrza.
-Czuj się jak u siebie. - powiedziała i wróciła do kuchni.
Zaczęłam zdejmować koturny, nie przestając rozglądać się po wnętrzu.

Nie udało mi się zauważyć znacznej zmiany, odkąd ostatnio u niej byłam. Odstawiłam buty na wycieraczkę znajdująca się pod wieszakiem na ubrania i udałam się w stronę kuchni.

Alice obróciła się na sekundę do tyłu lecz, od razu wróciła do swojej dawnej pozycji.
Zajęłam miejsce na jednym z drewnianych krzeseł, a następnie oparłam się łokciami o stół.
-Co u ciebie? - zaczęła nagle dziewczyna.
- Nasze ostatnie spotkanie nie było zbyt przyjemne i niewarte dłuższej rozmowy.

-Przepraszam za tą złośliwą uwagę dotyczącą twoich uczuć wobec mnie, którą wtedy powiedziałam. - odparłam, nie zważając na jej pytanie. - To nie powinno mieć miejsca.

Alice odłożyła gwałtownie nóż na plastikową tacę do krojenia i odwróciła się ponownie.
-Nic się nie stało.
Atmosfera była napięta, a ja zaczęłam przemyślenia na temat mojego pomysłu, dotyczącego odwiedzenia jej.

-Jak twoja dziewczyna? - wypaliłam.
,,Kurwa..." - pomyślałam, nerwowo wbijając paznokcie w skórę.
-Zerwałyśmy wczoraj. - odparła krótko.
Mój oddech na chwilę się zatrzymał, lecz po kilku sekundach wrócił do normy.

-Jest mi naprawdę...
-Nie musisz mi współczuć. - przerwała mi. - Od jakiegoś czasu nie myślałam o niczym innym, co uszczęśliwiłoby mnie tak bardzo, jak zakończenie tego związku.

Po tych słowach Alice przeniosła pokrojone warzywa do wielkiego garnka.
-Dalej nie odpowiedziałaś na moje pytanie. - dodała.
-15 grudnia byłam w Nowym Jorku na pokazie mody. - odparłam, nie wspominając o wydarzeniach między mną a Damiano.

-Gratuluję! - jej ton głosu się podwyższył. - Ja niestety nie dostałam zaproszenia.
-Na pewno uda ci się w następnym roku. - powiedziałam, a ta odstawiła metalowe naczynie na bok i odeszła od blatu.

-Dalej jestem z Damiano, więc raczej nic nowego, oprócz wyjazdu do USA. - kontynuowałam, gdy Alice usiadła obok mnie.
Dziewczyna przytaknęła powoli dwa razy głową, nie przestając wpatrywać się we mnie.

Jej źrenice co jakiś czas rozszerzały się, a następnie na chwilę zmniejszały. Widziałam w jej oczach ciepło, spokój i może nawet szczerą miłość, którą zapewne dalej do mnie czuła. Moje serce się krajało wiedząc, że nie potrafię i nie chcę obdarzyć ją czymś innym niż przyjaźń.

𝐋𝐀𝐒𝐂𝐈𝐀𝐌𝐈 𝐒𝐓𝐀𝐑𝐄 | Damiano DavidOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz