~rozdział 22~

889 60 22
                                    

- Zamknij oczy.- powiedział tata a wujek Dia wziął mnie za rękę prowadząc do przodu.

- Możesz otworzyć.- powiedział po chwili.

Gdy otworzyłam oczy zobaczyłam całą swoją rodzinę i kilka osób których nie znałam.

Z moich oczu poleciały łzy, gdy podbiegli do mnie wszyscy i zaczęli przytulać.

- Luisa skarbie, pięknie sobie poradziłaś.- powiedział pradziadek Lucian.

Gdy wszyscy skończyli mnie przytulać podeszła do mnie osoba której nie znałam, tylko kojarzłam.

- Przepraszam cię, że nie dałem rady cię wtedy przypilnować żeby cię nie porwali.- powiedział mężczyzna.

- Montanha?- zapytałam.

- Tak, jeszcze raz mi przykro.- powiedział.

- To nie twoja wina, ciebie też postrzelili, nie miałeś jak.- powiedziałam przytulając mężczyznę.

- Cieszę się.- powiedział.

- A tamci to?- zapytałam pokazując palcami na pozostałą dwójkę.

- Zaraz poznasz, chłopaki chodźcie!- krzyknął a po chwili przyszli.

- Janek jestem miło mi.- powiedział.

- Luisa.- powiedziałam.

- Capela, jestem.- powiedział.

- Miło was poznać.- powiedziałam.

- To oni uratowali pastora.- powiedział.

- Dziękuję wam.- powiedziałam.

- A tak właściwe to kim jest dla ciebie pastor?- zapytał Janek.

- Tatą.- odpowiedziałam. Stwierdziłam że oni mogą wiedzieć.

- Wo, tego się nie spodziewałem.- powiedział Capela.

- Tylko nie mówcie nikomu proszę.- powiedziałam.

- Jasne.- odpowiedzieli.

- Luis chodź! Co tam z psami będziesz gadać!- zaśmiał się Tatą podchodząc.

- Pastor!- wydarł się Montanha a reszta wybuchła śmiechem.

Resztę dnia spędziłam bawiąc się z rodziną, ciesząc się że mogę z nimi znów być.

~~~~

Hej

Pisane: 17.10.2021

Opublikowane: 17.12.2021

Słów: 220

Pa

~dziecko Mafii~/ZakshotOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz