Rozdział 57

1.7K 135 20
                                    

/Witajcie! Nareszcie to się dzieje (naprawdę wręcz popłakałam się z radości mogąc usiąść i napisać dla was rozdział), udało mi się, chociaż łatwo nie było ze mną w ostatnich miesiącach. Zniknęłam na długo za długo i przepraszam, że tak was zaniedbałam, ale uwierzcie mi miałam swoje powody, by tak się stało.

Miałam wrócić w okolicach października, ale mój sprzęt się zepsuł co sprawiło, że nie mogłam dla was pisać (poszła mi między innymi klawiatura, a to bardzo ważny element przy pisaniu). Wczoraj jednak kupiłam sobie klawiaturę i ogarnęłam sprzęt na "w razie w", więc mogę Wam dać prezent ode mnie w postaci nowego rozdziału :)

Dodatkowo jutro otrzymacie jeszcze świąteczną miniaturkę i możliwe, że także rozdział 58. Zrealizuję moje plany i dokończę Chłopca jeszcze w tym roku (niedawno minęły trzy lata odkąd go piszę!), po zakończeniu wstawię tu post z podsumowaniem i ruszę z książką, której zapowiedź jest już na moim profilu od dłuższego czasu, więc zachęcam by śledzić :)

A Wam kochani dziękuje za tyle komentarzy pod ostatnim rozdziałem i tyle ciepłych słów, dziękuję też za gwiazdki <3

A ode mnie: Wesołych Świąt robaczki, naprawdę doceniam, że jesteście moimi wirtualnymi czytelnikami, życzę każdemu kto czyta wszystkiego co najlepsze :)

~Suzy Sawyer/


Niektórzy już mieli świętować zwycięstwo, które bez dwóch zdań padło na stronę Zakonu Feniksa i wszystkich, którzy uczestniczyli w starciu z siłami Voldemorta, gdy ktoś ze zwycięskiego tłumu krzyknął, ile sił w płucach imię dobrze znanego Gryfona.

Wszystko zamilkło, nawet nie było słychać szumu wiatru, który jakby wyczuwając suspens, ustał. Oczy wszystkich zdawały się wznieść ku niebu, tak naprawdę kierując się na dach okazałej posiadłości. Wstrzymali oddech, kilku Śmierciożerców, którzy jeszcze nie zostali zabrani przez Aurorów zaczęło wiwatować. Ich Pan się nie poddał, nie zostawił ich i przyszedł ich uratować, uratować cały Czarodziejski Świat przed lawiną szlam zalewającą go i niszczącą jego tradycje.

-Moja droga publiczności - rozpoczął syczącym głosem wężowaty mężczyzna na dachu i wzmocnił uścisk na przedramieniu młodego chłopaka, w którego celował różdżkę - nadeszła w końcu chwila, na którą czekaliśmy wszyscy od tak wielu lat. Zakończymy to tu i teraz. Wasz Złoty Chłopiec umrze, tak, jak powinno było się stać kilkanaście lat temu. Spójrzcie na tego "bohatera"! Widok żałośniejszy od błagających o życie mugoli!

Harry słaniał się na nogach, tak naprawdę, gdyby nie żelazny uścisk wężoustego, zdecydowanie by spadł. Był blady i czuł jak obraz wokół niego wiruje. Tak długo się przygotowywał, że ten dzień nadejdzie i zazwyczaj widział siebie w roli zwycięscy, a przynajmniej widział w swojej wyobraźni, że będzie to walka równego z równym, a nie upokorzenie i mało bohaterska śmierć.

Nic tak naprawdę nie bolało go jak myśl, że nigdy już nie zobaczy Mistrza Eliksirów i nie będzie miał nawet okazji się z nim pożegnać. Do oczy napłynęły mu łzy, które ludzie wokół mogliby pomylić ze łzami wywołanymi obecną sytuacją. Cóż, tylko po części i w bardzo niewielkim stopniu.

Snape by pewnie teraz dał mu niezłą reprymendę, że zachowuje się jak dzieciak i że nie powinien w ogóle teraz się nad sobą użalać. Ta myśl lekko pocieszyła chłopaka. Nie powinien się tak łatwo poddawać komuś, kto wyrządził tyle zła na świecie, kto zabił jego rodziców, kto próbował odebrać mu jedyną rodzinę jaka mu pozostała. Musiał zacząć myśleć co mógłby zrobić, żeby chociaż można było powiedzieć, że zginął jak bohater, ale przede wszystkim, by ponownie wiwaty radości wybrzmiały po stronie światła, po stronie Harry'ego Pottera.

-Patrzcie uważnie, jak wasz bohater ginie z moich rąk, a gdy już będziemy po tym przedstawieniu radzę przygotować się na bolesną śmierć - Voldemort dalej ciągnął swój wywód, a w chłopaku pojawiła się nagła wściekłość, która wysłała do jego ciała porządną dawkę adrenaliny.

-Po moim trupie - powiedział cicho chłopak.

-Jak sobie życzysz, chłopcze - usłyszał obrzydliwy syk przy swoim uchu.

W tym czasie, Severus biegł szaleńczo po schodach, w pewnej chwili już nie mijał nikogo, czuł jakby cała posiadłość opustoszała, czuł co się święci i był przerażony myślą, że mógłby nie zdążyć. Do jego uszu dotarły wiwaty, zatrzymał się na chwilę i zobaczył kilka znajomych twarzy, osób, które przybyły go uratować, wyglądało to tak, jakby walka została rozstrzygnięta, uśpiło to na krótką sekundę jego czujność i w głowie zrodziła się myśl, że już nigdzie nie musi biec. Szybko jednak otrzeźwiał, gdy wśród wiwatujących nie dostrzegł znajomej rozwianej czupryny Harry'ego. Znów zaczął się piąć po schodach i po chwili jego decyzja okazała się prawidłowa, ludzie zamilkli i usłyszał głos, który nieraz przyprawiał go o mdłości i drżenie całego ciała.

Nie mógł pozwolić na to co miało się stać. Już dawno poprzysiągł, że ochroni chłopaka. Najpierw na wzgląd przyjaźni jego i Lily, matki Harry'ego. Potem, gdy został o to poproszony i czuł się w obowiązku to robić. To był jego cel. Mimo, że dzieciak go irytował, wkrótce przekonał się jak bardzo się mylił co do niego i jego życia, zrozumiał, że łączy ich zdecydowanie za dużo. Następnie wypadek z eliksirem, który doprowadził do przebudzenia w nim tych wszystkich dziwnych uczuć, którymi poprzysiągł nikogo nie obdarzać.

Te wszystkie sytuacje sprowadziły ich na drogę, której się nie spodziewał żaden z nich, nie żałował tego. W świecie, w którym żyli nie było takich zasad jak w świecie mugolskim, ich związek nie byłby dziwny, chociaż stare mugolskie przekonania nie były w stanie opuścić mężczyzny i starał się zabić w sobie uczucia. Magia jednak wiedziała swoje i nie pozwoliła mu odrzucić chłopaka w pełni. Był za to wdzięczny.

Udało mu się dotrzeć do niewielkiego wyjścia na balkon, z którego było w miarę łatwo dostać się na dach i w miarę bezpiecznie zaskoczyć wroga od tyłu.

Wspiął się po półkolumnie i chwycił się krawędzi dachu z całej siły, raniąc przy tym ręce. Zignorował szczypiący ból i stanął na nogach, by dokładniej przyjrzeć się sytuacji. Jego serce zatrzymało się na ułamek sekundy, gdy dostrzegł Czarnego Pana i Złotego Chłopca. Nie dał się panice i próbował myśleć trzeźwo. Miał różdżkę i mógł coś zdziałać, problemem było zdecydowanie to, że stopy Harry'ego znajdowały się blisko krawędzi a spadzistość dachu ułatwiała mu upadek, na co nie mógł pozwolić.

Musiał jakoś odsunąć ich od krawędzi i ochronić chłopaka przed klątwami, które zacząłby rzucać Voldemort. Na jego korzyść zdecydowanie było to, że wciąż pozostawał niezauważony dla osób przed nim oraz dla tych, który znajdowali się na dole.

To właśnie dało mu pomysł, jeśli to ludzie na dole go zauważą, zacznie się zamieszanie, które na chwilę odciągnie uwagę Czarnego Pana od Gryfona, nie puści go, więc zwróci się w jego stronę z chłopakiem wciąż trzymanym w żelaznym uścisku. Mistrz Eliksirów będzie miał zaledwie parę sekund na zrobienie czegokolwiek, by przechwycić chłopaka.

Musiał improwizować. Nie było czasu.

Zaczął ostrożnie przemierzać odległość, która dzieliła go od dramatycznej sceny, starał się oceniać w jakich miejscach będzie niewidoczny dla gapiów. Gdy był oddalony od nich o jakieś dwa do trzech metrów pozwolił, by czarodzieje na dole go ujrzeli, część wyraźnie była podekscytowana na jego widok, część przerażona.

Snape zacisnął pięści widząc jak wężousty pochylił się do ucha Harry'ego, wkrótce jednak reakcja tłumu zmusiła go do obrócenia się wraz z chłopakiem w stronę Snape'a, tak jak ten wcześniej zaplanował.

-Seve...- tylko tyle zdążył powiedzieć Voldemort, Severus rzucił zaklęcie klejące na jego usta, zdezorientowany puścił chłopaka, Snape doskoczył do dzieciaka i podtrzymał go, odsuwając się na bezpieczniejszą odległość od krawędzi.

-Severusie! - zapłakał Harry i objął szyję starszego czarodzieja. Jego radość nie trwała długo. Zaklęcie Snape'a przestało działać.

-Avada Kedavra! - zielony promień mknął w ich stronę. Snape jak najszybciej objął chłopaka mocniej i obrócił się plecami do wroga stając na ścieżce zielonego promienia śmierci.

Działo się to wszystko w ułamku sekundy. Zakęcie trafiło zdecydowanie nie tę osobę, dla której było przeznaczone.

Chłopiec, który chciał kochać /SNARRY/Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz