Rozdział 6

7.6K 517 77
                                    

/Jak obiecałam rozdział jest we wtorek :) Akcja będzie się rozwijać niezbyt szybko, ale mam nadzieję, że to was  nie zrazi.

Do czwartku!

~ Suzy Sawyer




Schował pergamin i pióro do swojej bluzy obserwując jak Mistrz Eliksirów wzywa skrzata, oddaje mu naczynia, po czym odprawia go. Rzucił Harry'emu jeszcze jedno ostrzegawcze spojrzenie i zamknął się w swoim gabinecie, zostawiając chłopaka zupełnie samego i śmiertelnie znudzonego. Potter chwycił różdżkę.

-Accio Księga Zaklęć Hermiony – wyszeptał i po chwili w jego ręce znajdowała się księga, którą studiował od początku wakacji. Jego ciało nagle oblał zimny pot. Zapomniał rzucić na siebie zaklęcia wyciszającego. Nie mógł pozwolić, by Snape dowiedział się o jego snach, ani o czymkolwiek co miało miejsce przez ostatnie miesiące. Tej nocy nie mógł zapomnieć, to byłoby zbyt niebezpieczne. Za dużo ryzykuje. No i nadal nie jest pewien w jakim stopniu może zaufać profesorowi.

Przełknął ciężko ślinę i skupił się na czytaniu przydatnych informacji, dotyczących zaklęć defensywnych. Tak spędził cały dzień, zaczytany w księdze i coraz bardziej zmęczony. Chyba nic się nie stanie jeśli prześpi się dosłownie chwileczkę? Chociaż nie był pewien. Z tego wszystkiego zapomniał kompletnie o obiedzie i kolacji. Przywołał w końcu Zgredka i poprosił go o dwie porcje. Jedną z porcji zaczarował, by utrzymała swoją temperaturę, a drugą pochłonął dość szybko, dopiero teraz czując swój głód. Poszedł po swoją piżamę i wszedł do łazienki, gdzie wziął prysznic, zmienił jak co wieczór opatrunki. To było takie typowe. Wrócił do salonu i wyciągnął swoją pościel. Poszedł na kanapę i ułożył się zerkając na zegar, który wybił właśnie godzinę dwudziestą drugą. Harry zmarszczył brwi, zdziwiony, że Mistrz Eliksirów nadal pracuje. Że jest tak bardzo zajęty, że nawet nie pomyślał o posiłku. Ten człowiek był coraz bardziej dziwaczny i Gryfon zaczął się zastanawiać, czy Snape nie jest przypadkiem jakimś wampirem, czy coś.

Z takimi myślami rzucił na siebie zaklęcie wyciszające i odwrócił tyłem do rozpalonego kominka, wbijając nos w oparcie kanapy. Szybko zasnął wsłuchany w ciche trzaskanie drwa, otulony ciepłem bijącym od ognia. Jak przez mgłę usłyszał zamykające się drzwi, gdy ogień już niemal przygasał. Usłyszał mruknięcie Snape'a i za pomocą magii w kominku znów tańczyły płomienie. Snape musiał zasiąść w fotelu i zaśmiać się cicho ściągając ze swojej porcji jedzenia zaklęcie ogrzewające. Harry nic więcej nie zarejestrował, ponieważ znów odpłynął i tym razem już zupełnie.

Stał znów sam. Wpatrzony tym razem w twarz Lucjusza Malfoy'a, który z szyderczym wyrazem twarzy zwrócił się do swojego syna, kopiąc Harry'ego w kolano. Chłopak usłyszał znajomy głuchy trzask i usłyszał chichot Draco.

-Zlizuj to – ten głos nie należał już do Malfoy'a, a do jego własnego wuja. Tak samo jak zerkając w bok ujrzał rozbawionego do granic możliwości Dudley'a. Wszystko było takie jak tamtej nocy, poczuł na swoim ciele pot i łzy żałości. Nagle do śmiechu kuzyna dołączyło kilka innych. Rozpoznał patrzącego na niego z pogardą Mistrza Eliksirów.

-Do niczego się nie nadajesz, Potter. Powinieneś był zdechnąć w dniu swych narodzin. Może wtedy twoi rodzice by żyli – wysyczał tym swoim przeraźliwym głosem Snape.

Harry był przerażony. To wszystko wydawało mu się tak bardzo realne, a zarazem niewiarygodne. Obraz się kręcił wokół niego, ale wciąż słyszał komentarze ludzi. Rozpoznał jak Lavender Brown nazywa go nieudacznikiem, a Seamus jej przytakuje. Potem dostrzegł nagle swoją mamę. Lily stała ze zmarszczonymi brwiami, milcząca i przepełniona żalem.

-Żałuję, że cię uratowałam, Harry. Żałuję, że cię urodziłam.

To było zbyt wiele dla Harry'ego. Poderwał się, otwierając usta w niemym krzyku, który był powstrzymywany przez zaklęcie wyciszające. Brał głębokie hausty powietrza i drżącym krokiem ruszył do łazienki, rzucając na nią zaklęcie, ze względu na ostrożność. Przypadł do sedesu i zaczął wymiotować. Targały nim tak silne torsje, że gdy już skończył wciąż nie mógł unieść się o własnych siłach. Siedział tak na chłodnej podłodze i opierał czoło o deskę. Po kilkunastu minutach postanowił wziąć zimny prysznic aby rozbudzić się i zmyć z siebie pozostałości koszmaru. Po prysznicu dokładnie wyszorował zęby pastą miętowo-ziołową, której zapewne używał Snape. Mieszanka mięty i innych ziół pomogła mu się otrzeźwić nieco i wrócił do salonu w o wiele lepszym stanie. Była godzina piąta trzydzieści, a on nie dałby chyba rady wrócić do snu.

Dlatego też przebrał się i schował pergamin wraz z zaczarowanym piórem. Ogarnął nieco pomieszczenie i dorzucił drewna do kominka, który musiał niedawno zgasnąć. W lochach był niemal cały czas zimno, co mu niezwykle doskwierało, zwłaszcza, że było lato.

Usiadł na kanapie i podciągnął nogi pod brodę. Czuł się beznadziejnie, obrazy które widział nie chciały go opuścić. Harry czuł, że jeżeli nie zdziała czegoś w kwestii swoich snów, niedługo nie wytrzyma i... kto wie co się stanie. Mógłby poprosić Snape'a o eliksir Bezsennego Snu, ale czuł, że nie obyłoby się bez niewygodnych pytań. Przez myśl przeszło mu, by wykraść eliksir z gabinetu Snape'a. Szybko jednak zdusił w sobie te myśli, przypominając sobie jak groźnie wyglądał profesor, gdy mu kategorycznie zabronił brać czegokolwiek z jego gabinetu bez wyraźnego pozwolenia. Niestety zwyciężyła jego gryfońska duma i upór. Zawziął się i stwierdził, że wytrzyma te koszmary. W końcu był Wybrańcem, tak? Ma pokonać Voldemorta, więc czemu ma nie pokonać paru koszmarów, tylko mazgai się jak bachor, za którego uchodził w oczach Mistrza Eliksirów? Warknął sam na siebie i poprawił wściekły okulary.

Spiął się cały, gdy usłyszał jak drzwi się otwierają, a do salonu wkracza Snape ze swoją zwyczajową kpiną czającą się gdzieś w kącikach ust. Ten widok był dziwaczny, zwłaszcza, że mężczyzna miał na sobie luźne, bawełniane spodnie oraz podobną koszulę i Harry musiał zmusić się, by nie wydać z siebie zdziwionego okrzyku. Po raz pierwszy ujrzał Mistrza Eliksirów w piżamie. To była zupełna odskocznia od, wiecznie otulających całe jego ciało, szat.

Snape zmierzył chłopaka zdziwionym nieco wzrokiem, ale szybko się zreflektował i znów, na jego twarzy widoczna była kpina.

-Nie śpisz już, Potter? Coś ci może nie pasuje w twoim posłaniu? - te pytania, aż ociekały sarkazmem i Harry aż skulił się sam w sobie, dusząc w zarodku chęć odpyskowania.

-Po prostu się wyspałem, profesorze. Dziękuję panu za troskę.

I to chyba wystarczyło, bo czarnowłosy tylko prychnął i ruszył do łazienki bez słowa, wyciągając swoją różdżkę i zamykając za sobą drzwi. Gryfon posłusznie siedział i w międzyczasie odebrał od Stworka ich dzisiejsze śniadanie. Uśmiechnął się na widok ulubionego puddingu. Jeden talerz postawił przed sobą, a drugi zostawił po stronie fotela, na którym siadał Snape. Zapowiadał się kolejny długi dzień w towarzystwie tego gbura.


Chłopiec, który chciał kochać /SNARRY/Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz