Rozdział 30

4.3K 314 65
                                    

/Witam zebranych. Na początku kilka słówek ode mnie. Stuknęło mi tu 30 tyś wyświetleń i miałam nadzieję, że napiszę rozdział 30 zanim wybije 4k gwiazdek żeby nam wyszły tu same trójeczki, no, ale co zrobimy! Jestem nawet bardzo szczęśliwa, że stuknęły mi tu takie liczby. No kurczę, przyznaję, że mnie rozpieszczacie, dlatego i ja rozpieszczę troszkę tak szybko napisanym rozdzialikiem.

Tak serio to do napisania zmusił mnie niedosyt po przeczytanym do końca ff, do którego miałam drugie podejście i z jednej strony to aww, ale z drugiej to uwiera mnie brak czytadeł jeśli o Snarry chodzi. Fajnie, może jak będę miała demencję starczą to poczytam swoje własne wypociny XD

Naprawdę lubię to, że tyle osób wkręciło się w naszą "zastawową zabawę", kocham mocniutko, ale dziś chciałabym, abyście zostawili kilka słów co do rozdziału, ot, jakie są wasz przemyślenia i możecie zasugerować hasło, które miałoby się znaleźć pod kolejnym rozdziałem (nie musi to być żaden czajnik ani nic xd to taki joke). Ja chętnie poczytam komentarze, odpowiem na jakieś pytania i wybiorę hasełko, które najbardziej wryje mi się w psychę :D

~Suzy Sawyer/








Chłód komnat nagle odszedł w niepamięć, gdy Harry usłyszał z ust swojego nauczyciela proste „porozmawiajmy". Co prawda, Złoty Chłopiec odkąd tylko poznał swojego profesora Eliksirów, pałał do niego szczerą niechęcią, która co jakiś czas przeobrażała się w płonącą nienawiść. Ale jednak były takie momenty, zwłaszcza odkąd Snape dowiedział się o tym, co spotkało go u Dursleyów, że Harry potrafił zapomnieć o wszystkich złych chwilach i skupić się tylko na tym co jest, tu i teraz, poczuć sympatię do owiniętej w mrok postaci, która teraz wpatrywała się w niego uważnie, oczekując od niego jakiejś reakcji. Chłopak chwycił filiżankę i napił się gorącego napoju, który przyjemnie rozgrzał jego przełyk.

-Widział pan, profesorze co dzieje się ze mną przez to połączenie. Jeśli On, Voldemort – zobaczył jak Severus wzdryga się i rzuca mu ostrzegawcze spojrzenie, dlatego szybko się poprawił – Czarny Pan. Jeśli Czarny Pan ma taką siłę, że doprowadza mnie do szaleństwa nawet na jawie... jak mam przeżyć, gdy będę musiał zmierzyć się z nim twarzą w twarz? - z każdym słowem jego głos cichł, jakby słowa ledwie przeciskały się przez gardło.

-Nie znam na to pytanie odpowiedzi, Potter – powiedział cicho, odwracając wzrok i wbijając go w tańczące w kominku płomienie. Chwilę się nie odzywał, a Harry powoli czuł jak grunt usuwa się spod niego, traci nadzieję... Snape mógł być wrednym dupkiem, ale był przebiegły i niezwykle inteligentny i jeśli nawet on nie potrafił odpowiedzieć na to pytanie, a wielokrotnie udowodnił że brzydzi się kłamstwami, Złoty Chłopiec nie miał nawet punktu zaczepienia, niczego, co utrzymałoby go na powierzchni i wiedział, że ten stan nie jest niczym nowym, tylko dopiero teraz te wąskie usta spowodowały nagłe zderzenie z prawdą, prawdą której nikt inny nie był w stanie rzucić mu w twarz.

Severus spojrzał na swojego ucznia i wstrząsnął nim widok zupełnie złamanego człowieka, garbiącego się niczym starzec czekający na śmierć. Przypomniał mu widok pewnego młodego człowieka, który zbyt późno dostrzegł swoje błędy i zapłacił za nie najwyższą cenę. I to ugodziło go bardzo głęboko.

Mistrz Eliksirów był znany ze swojego chłodnego opanowania lub wyładowywania gniewu na niewinnych uczniach Hogwartu. Zaledwie kilka sytuacji w jego życiu doprowadziło go do okazywania głębszych emocji. Nie dawał się ludzkim odruchom bez walki. Nawet seks był w jego wykonaniu jedynie chłodnym i brutalnym aktem rozładowania napięcia zebranego przez nauczanie i rolę szpiega. Nigdy nie dawał się odsłonić. Nigdy nie pozwalał komukolwiek wedrzeć się do jego serca, bo gdy raz to zrobił, gorzko tego pożałował. A może wcale nigdy nie pożałował? Może pożałował tego, że nigdy nie pozwolił tej osobie, by nauczyła go otwierać serce i właśnie to doprowadziło go do... unicestwienia tej cząstki miłości i naznaczenia jego przedramienia Znakiem. Niewolą.

-Ale być może masz coś, czego nie ma nikt inny. Właśnie po to chcę byś trenował ciężko i uczył się więcej niż inni. Musisz się przygotować i zdobyć jak najwięcej wiedzy. Tylko ona pozwoli ci stanąć z nim twarzą w twarz. I tylko ona da ci szansę przetrwać, Potter – powiedział w końcu i czekając aż te zielone oczy spojrzą na niego z nadzieją. Chłopak ewidentnie cierpiał na jej brak.

-Co takiego mam ja, czego nie ma on? On... żyje od tak wielu lat, ma tak ogromną wiedzę i...

-Nie posiada uczuć. Nie jest w pełni żywy, ani martwy. Znam go, Potter. On się boi, bo nie wie co z tobą zrobić. Jesteś zagrożeniem dla jego wielkiego planu – przerwał mu i oczy wreszcie zwróciły się w jego stronę, a ciepło rozlało się w jego nieruchomym od lat sercu. Lily byłaby z niego dumna.

-To dlatego dyrektor chciał żeby to Pan mnie pilnował. Zna pan wroga lepiej niż ktokolwiek w Zakonie – wyszeptał zachrypniętym głosem – Dziękuję, profesorze. Ja... naprawdę dziękuję

-A ja proponuję, Potter, byś opanował swoje gryfońskie emocje i udał się na spoczynek, ponieważ nie mam ochoty jutro użerać się dyrektorem, jeśli podczas jutrzejszych ćwiczeń prześpisz jakieś zaklęcie. A ja nie mam zamiaru traktować cię ulgowo – powiedział ze zwyczajową kpiną, która nie ugodziła jednak młodzieńca tak bardzo, jak zwykle. Raczej spowodowała, że poczuł się nieco lepiej. Dopił herbatę i wstał powoli. Skinął głową.

-Dziękuję i... dobranoc, profesorze – powiedział i zniknął w swojej tymczasowej sypialni, od razu zamykając drzwi.

Severus przywołał do siebie butelkę Ognistej i nie kłopocząc się przywołaniem szklanki, dolał sporą ilość bursztynowego płynu do swojej prawie pustej filiżanki, którą odstawił pustą już po dwóch, porządnych łykach. Musiał się upić. Za długo był miły dla tego dzieciaka. To ponad jego siły, musiał się upić. I to porządnie.

***

-Potter! Ile razy mogę powtarzać, że masz trzymać cały czas postawę?! Jak będziesz się tak garbić, twój przeciwnik pęknie jedynie ze śmiechu, a nie pod wpływem zaklęcia – warknął głośno Mistrz Eliksirów, celując różdżką w chłopaka stojącego zaledwie parę stóp od niego.

Harry dyszał i ledwo utrzymywał się na nogach. Jego siły zostały poważnie nadwątlone. Snape obudził go o świcie i wytargał na błonia, gdzie kazał mu unikać zaklęć i atakować przez bite sześć godzin. Nawet nie pozwolił mu zjeść śniadania! A gdy tylko Harry to wypomniał, Severus szyderczo unosił brew. I syczał głosem przepełnionym szyderstwem:

-Myślisz Potter, że Czarny Pan, albo którykolwiek ze Śmierciożerców zaczeka grzecznie, aż Wybraniec zje śniadanie i da im znak, że jest gotów do walki?

Dlatego walczyli bez przerwy od kilku godzin i tylko Gryfon wydawał się opadać z sił. Nic dziwnego. W końcu nie każdy uczeń Hogwartu był niemal czterdziestoletnim szpiegiem z dwudziestoletnim doświadczeniem. Więc i tak Harry był dumny z siebie, że jeszcze trzyma się na nogach. Przygotował się na kolejny atak, ale Snape schował różdżkę i spojrzał na niego z powagą.

-Wracamy. Przedyskutujemy twoje błędy przy kolacji. Będę dziś zajęty, więc mam do pana prośbę, panie Potter. Postaraj się nie wchodzić mi w drogę, rozumiemy się? A trening będziemy kontynuować juro.

Tak właśnie minęły im trzy, zdecydowanie dłużące się, tygodnie,które sprawiły, że do początku roku szkolnego zostało jedynie siedem dni. Nigdy więcej już nie rozmawiali, a Voldemort zdawał się zamilknąć i dać mu wytchnienie. Przez co relacja Mistrza Eliksirów oraz Harry'ego wróciła na stare tory, ale ewidentnie stała się nieco cieplejsza, co spowodowało, że momentami byli dla siebie wręcz... uprzejmi.

Do czasu.

Chłopiec, który chciał kochać /SNARRY/Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz