Rozdział 35

3.9K 287 109
                                    

/Heeej! Oto ja i kolejny rozdział. Od razu ostrzegam: kolejny rozdział będzie +18, więc odpowiednio oznaczę ten konkretny fragment i zwrócę się z prośbą do młodzieży - jeśli nie jesteście w odpowiednim wieku, nie polecam wam czytać fragmentu, który się pojawi w rozdziale 36. Oczywiście nie mam mocy sprawczej i wiem, że tu nie o wiek się rozchodzi, a o pewną dozę dojrzałości, którą równie dobrze może mieć przeciętny trzynastolatek, ale nadal.

Czytajcie, czytajcie, gwiazdkujcie, komentujcie.

~Suzy Sawyer/




Severus poczuł ulgę, gdy zielone oczy otworzyły się i zaczęły przeskakiwać po całym pomieszczeniu. Chłopak nie miał zielonego pojęcia gdzie jest i co się dzieje. Ale szok nie powinien trwać długo.

-Potter – warknął, a oczy chłopaka skupiły się na nim. Mistrz Eliksirów miał dziwne odczucie patrząc na niego. Czuł się niepewnie. Nie miał pojęcia, czy Potter wie w jaki sposób zmuszony był mu podać eliksir. Najlepiej by było w ogóle nie wspominać o eliksirze, gdyż mogłoby to narodzić niewygodne pytania, na które nie chciał udzielać odpowiedzi.

I miał doskonałą wymówkę, by niczego nie mówić temu bachorowi. Był na niego wściekły i miał powody, by być wściekłym. Furia znów zalała jego ciało. Policzki zaróżowiły się, a oczy groźnie zabłyszczały w nikłym świetle rzucanym przez pochodnie. Doskoczył do chłopaka w dwóch susach, chwycił go za koszulkę i postawił na nogi, pochylając się nad nim.

-Ty... Ty... impertynencki, głupi chłopaku! Coś ty sobie wyobrażał? Że się nie dowiem? Nie zauważę braku tej jednej, nieważnej fiolki? - jego głos był cichy i zbyt spokojny. Harry czuł, jak jego ciało drży. Snape nigdy nie był tak spokojny, gdy coś przeskrobał, a to mogło oznaczać, że tym razem jest... naprawdę źle. Ma kłopoty i to poważne.

-Profesorze, ja... - próbował powiedzieć, ale Snape wszedł mu w słowo, mrużąc oczy.

-Ja teraz mówię, Potter. Konsekwencje dla ciebie były już wystarczające. Przez brak wiedzy i twoje zwyczajowe łamanie wszelkich reguł, poznałeś smak prawdziwej paniki i spotkałeś Czarnego Pana twarzą w twarz. I to dla ciebie powinna być lekcja. A teraz wyjdź. Nie mam ochoty patrzeć na kogoś, kto jest takim ignorantem – głos Severusa mógłby w tym momencie zmrozić płynącą lawę. Każde słowo wbijało ostre sztylety poczucia winy prosto w ciało Harry'ego. Ta przemowa była trudna do przełknięcia. Ale każde słowo było prawdziwe. Zignorował zakaz Snape'a, wypił o wiele za dużą dawkę i nie miał nawet na tyle odwagi, by przyznać się wcześniej, przez co sprawił profesorowi więcej zmartwień i więcej pracy.

-Przepraszam, profesorze... - powiedział cicho i wyszedł z pomieszczenia, starając się nie odwrócić głowy w stronę Mistrza Eliksirów. Nie chciał ujrzeć tego, co widział już wielokrotnie, na jego twarzy. Nie chciał zobaczyć, że to, nad czym pracowali ostatnimi tygodniami, runęło i to przez jego głupotę.

Harry uciekł do sypialni i zamknął cicho drzwi. Wziął głęboki wdech i usiadł ciężko na łóżku, podciągając kolana pod brodę i obejmując je rękoma. Czuł, że dziś już nie będzie w stanie zmrużyć oka. I ze strachu przed ponownym zapadnięciem w śpiączkę i z żalu do samego siebie. A przecież mogli naprawdę zacząć od zera. Dojść do porozumienia i nawet może... czerpać radość z tych kilku, spędzonych wspólnie tygodni. Harry nigdy nie miał nikogo, z kim spędził tak cudowne wakacje. Bo Weasley'owie to co innego. Nikt w ich domu nie patrzył tylko i wyłącznie na Harry'ego. A tu? Miał swojego profesora tylko dla siebie. Snape opiekował się nim, gdy nie mógł sam choćby unieść palca u dłoni. I Potter nie mógł nie przyznać się przed sobą, jak bardzo podobało mu się posiadanie kogoś tylko i wyłącznie dla siebie. Coś jak namiastkę rodziny.

Severus krążył po laboratorium przez kilka minut po wyjściu chłopaka. Mimo swojego wzburzenia, nie machnął nawet palcem, by naprawić stłuczone kociołki. Jego myśli dosłownie szalały, a to wszystko przez tego nieodpowiedzialnego Gryfona, któremu znów uratował życie i wszystko byłoby w porządku, gdyby nie to, że Snape obwiniał tylko i wyłącznie siebie. Nawet nie nakrzyczał na dzieciaka, jak planował to wcześniej... po prostu wyraził jak bardzo się zawiódł jego zachowaniem. Nie chciał na niego patrzeć, bo czuł, że jest winowajcą. Nawet pogadanka, którą mu urządził była dużym wyzwaniem. Ledwie wydusił z siebie te pogardliwe słowa.

Poczucie winy go zżerało i postanowił na to zaradzić w jeden, zwyczajowy dla siebie sposób. Odsunąć się od chłopaka tak, by ten już nigdy się nie zbliżył do jego komnat, eliksirów, czy czegokolwiek innego. Oh tak... Mistrz Eliksirów był genialny w wyrażaniu pogardy i odpychaniu od siebie ludzi. Więc czemu tak trudno było mu podjąć tą decyzję i odepchnąć Pottera? Przecież zawsze to robił! I dlatego nie miał ani jednego przyjaciela, o ukochanej osobie w ogóle nie mówiąc. Spojrzał na zegar, który wisiał w jego laboratorium. Było późno, a on był zmęczony, ale potrzebował odreagować i w jakiś sposób przekonać sam siebie, że wciąż jest zimnym, nieszanującym nikogo, dupkiem. Postanowił naprawić kociołki jutro, przecież skorupki nigdzie nie uciekną.

Na jednej z półek znalazł fiolkę i wypił kilka kropel, od razu czując, jak jego magia się nieco odnawia. Wyszedł z pracowni i zamknął drzwi. Założył na nie kilka dodatkowych barier, by chłopak nie mógł się ponownie tam dostać nieproszony. Strach się bać, gdy pomyślał jak wiele szkód mógłby wyrządzić, gdyby nie chodziło mu tylko o eliksir nasenny i po prostu wszedłby pomyszkować. Niektóre z trzymanych przez niego eliksirów potrafiły nawet zabić na miejscu, jeśli się je zbyt długo wąchało.

Wszedł do swojej sypialni i przebrał się w mugolskie ubrania. Wychodząc do salonu, warknął w stronę sypialni Pottera „wychodzę" i coś, co brzmiało jak „spróbuj się nie zabić", po czym wyszedł i aportował się z Błoni prosto do jakiegoś obskurnego zaułku w Londynie. Wyszedł z ciemnej uliczki, strzepując niewidzialny pył z marynarki i wszedł do nie najgorzej wyglądającego pubu. Od razu zamówił szklankę szkockiej, nieco żałując, że nie zabrał ze sobą butelki Ognistej, która o wiele lepiej paliła przełyk pijącego. I szybko odsuwała nieprzyjemne myśli. Zresztą - to, co zamierzał, też bardzo szybko eliminowało niepożądane myśli i wspomnienia.

-Hej, czemu pijesz sam? - mruknął głos za jego plecami, nieco słabo przebijając się przez panujący w lokalu gwar. Mistrz Eliksirów odwrócił się i ujrzał dość wysokiego, opalonego blondyna. Na oko mógł mieć około trzydzieści lat, ale znając brytyjską urodę, Snape stwierdził, że może być trochę po dwudziestce. Ale nie wyglądał źle. Tylko jakoś... dziwnie. Odchodził od kanonu piękna, które uznawał Severus.

I bardzo dobrze. Tego było mu trzeba.

Uniósł brwi i wyprostował się, wskazując brodą miejsce obok siebie i upijając łyk whisky. Znów taksował spojrzeniem wysportowaną sylwetkę chłopaka, gdy ten zbliżył się do niego bardziej i podszedł do krzesła, które wskazał mu Snape.

-Przyłącz się – mruknął, czując jak cel jego przybycia do baru, jest już na wyciągnięcie ręki.

Chłopiec, który chciał kochać /SNARRY/Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz