Rozdział 58

2.2K 152 52
                                    

/Cześć! Kolejny rozdział, specjalnie dla was kochani :)

Wybaczcie w nim błędy, stał się koszmar - poważnie zraniłam jeden z palców mojej dominującej ręki, więc ciężko mi idzie pisanie na klawiaturze, bo nie mogę używać tego palca ze względu na ból no i ewentualność odnowienia rany :( Dlatego przepraszam jeśli finałowa część Chłopca wskoczy na wtt z lekkim opóźnieniem (myślę że max tydzień), po prostu potrzebuję troszkę czasu na dokończenie jej. Mam jednak nadzieję, że w Nowy Rok będziemy mogli oficjalnie pożegnać się z tą książką :)

Zostawiam was już z rozdziałem 58, zapraszam do komentowania!

~Suzy Sawyer/

Ponownie zapadła niczym niezmącona cisza, jedynie osuwające się na dachówki ciało, upadło z łoskotem. Zielone światło zdawało się zapłonąć w oczach młodego czarodzieja, który jedynie chwilę patrzył jak ciało ukochanego leży bezwładnie z różdżką w zastygłej dłoni. Wiedział, że wzięcie różdżki innego magika to ryzyko, ale nie patrzył na ryzyko w obecnej sytuacji, nie miał zamiaru tak łatwo odpuścić.

Nie w momencie, w którym jego serce zapłonęło prawdziwą żądzą zemsty. Wcześniej był żal, wiele innych, negatywnych emocji, włącznie z chęcią odpłacenia się za wszystkie krzywdy. Nigdy jednak to uczucie nie dosięgało głęboko jego duży, tak, jakby przeszyło ją na wskroś i samo decydowało o czynach Harry'ego.

Zupełnie jakby w jego ciele były dwie osoby. Opłakujący ukochanego młodzieniec oraz chcący rozlewu krwi wrogów wojownik. Oboje teraz przemawiali przez Gryfona i połączyli swoje mordercze siły.

Chłopak ostrożnie ułożył głowę mężczyzny na swoich kolanach i pogłaskał czarne włosy, które w dotyku były naprawdę miękkie. Widok przesłoniły mu łzy, gdy pochylił nad nim głowę.

-Niedługo się zobaczymy - wyszeptał i chwycił dłoń Severusa, w której ten nadal trzymał różdżkę. Splótł z nim palce kierując różdżkę na Voldemorta. Spojrzał prosto w oczy wężoustego, który śmiał się bezgłośnie, ocierając wyimaginowane łzy z policzków w geście rozbawienia.

-Zabiję cię - wyszeptał Harry i pociągnął nosem. Voldemort przekrzywił głowę, jakby nie rozumiał jego słów, ale wyraz twarzy, który wyrażał, że świetnie się bawi, zdradzał wszystko. Nie brał słów chłopaka na poważnie.

-Zawsze udawało ci się jakoś mnie przechytrzyć, teraz widzę, że miałeś więcej szczęścia niż rozumu, chłopaczku - zacmokał Czarny Pan i zbliżył się do dwójki wrogów. Harry dalej ściskał dłoń Snape'a, nie mając zamiaru jej puszczać. Jak miał zginąć, wolał chociaż być jak najbliżej Mistrza Eliksirów.

-Myśl sobie co chcesz, dla mnie będziesz zawsze tchórzliwym, oślizgłym wężem! Nie masz nawet prawa nosić miana dziedzica Slytherinu! Tam są czarodzieje dzielni i sprytni! Tacy, którzy chronią innych i sami wiedzą, jak przetrwać! A ty? Jesteś ich żałosną podróbką, która już dawno powinna była obrócić się w proch.

Po ostatnich słowach chłopaka, Voldemort roześmiał się w głos jak szaleniec, w ogóle niewzruszony paplaniną dzieciaka. Dla niego było to zwykłe przedstawienie, na którym miał miejsca w pierwszym rzędzie. Harry, jednakże był śmiertelnie poważny, a to co wypowiedział dla słuchaczy z boku jak klątwa.

-Zniszczyłeś wiele żyć, odebrałeś jeszcze więcej. Podzieliłeś rodziny, odebrałeś je. Sprawiłeś, że kilka pokoleń umierało i rodziło się w strachu. Lub nie miało szans urodzić się nigdy. Jeśli dumą i sprytem nazywasz używanie klątw, dostępnych dla każdego, chociaż nielegalnych to bardziej przypominasz obłąkanego narkomana, niż człowieka potężnego i mogącego pochwalić się swoim dobytkiem. Gdy już się obrócisz w pył, szybko o tobie zapomną, twoi wyznawcy staną się obłąkanymi marionetkami, które straciły swojego lalkarza. A ty? Wiatr już dawno poniesie twoje prochy w dal, gdy każdy będzie świętować twój upadek.

Śmiech Voldemorta zagłuszał cichy wywód Pottera, nigdy z gapiów nie słyszał co chłopak mówi, nikt nawet dobrze go nie widział. Aurorzy nawet nie drgnęli, nikt inny też nie. I to w żaden sposób nie była zdrada wobec przyjaciela, wszyscy wiedzieli, że to on musi to rozwiązać. Dumbledore stał z lekkim uśmiechem, jakby wiedział coś, czego nie wie nikt inny z tłumu. Nikt jednak nie patrzył teraz na starca, byli zbyt przejęci sceną rozgrywającą się na dachu.

-Voldemorcie. Idź do piekła - dokończył chłopak szeptem. I wtedy stało się coś zbyt niespodziewanego, Harry poczuł jak różdżka w dłoniach jego i Severusa, nagrzewa się niemal parząc. Zacisnął zęby nie chcąc puścić swojej jedynej broni oraz dłoni Mistrza Eliksirów. Zamknął oczy, gdy gęsta mgła omiotła jego i Snape'a, nie widział nic, słyszał jedynie rozdzierający wrzask, który miał wrażenie mógł usłyszeć każdy człowiek na świecie, jakby ktoś w jego głowie zarzynał świnię, a jej kwik był niczym miliony mandragor. Zacisnął zęby, a gdy mgła zaczęła opadać, na dachu w miejscu czarnoksiężnika zostało tylko kilka nadpalonych szat i kupki prochu. W śród szat leżała ta przeklęta różdżka, jakby informując dosadnie co właśnie mogło się wydarzyć. Chłopak patrzył tępo na obraz przed sobą, całe jego ciało stało się wiotkie i już po chwili jego wzrok był skierowany w górę, a czarne plamy przesłoniły widok nieba.

Stracił przytomność? A może umarł? W końcu taka miała być kolej rzeczy. Umrze wraz z Voldemortem, a świat znów będzie bezpiecznym miejscem. Był ciekaw, gdzie trafi? Miał szczerą nadzieję, że nie będzie musiał się borykać z tą ciemnią i samotnością na wieki. Szkoda, że nie dowie się co się właściwie stało i czy na pewno Czarny Pan zamienił się w kupkę popiołu.

Czy jego przyjaciele go opłakują? A może żal przysłoniła radość ze zwycięstwa? I czy Pani Malfoy ma się dobrze i w końcu zobaczyła się z Draco po tak długim czasie? Tak dużo pytań, a tak mało odpowiedzi. Dodatkowo im dłużej widział jedynie ciemność, tym bardziej martwiło go to, że jednak nicość będzie wieczna. Tak bardzo liczył, że spotka ponownie Severusa i że ten go porządnie opieprzy za to, że umarł. A potem spędzą wieczność w swoim towarzystwie. Mogliby być nawet w tych ciemnościach, byle razem i byle mógł poczuć jego dłonie, włosy...wszystko.

Jednak jedyne co czuł to nicość, jedyne co słyszał to nicość i jedyne co widział to nicość. W jego umyśle wezbrała się panika, ale ten etap nie trwał długo.

Być może musiał odkupić jakieś swoje winy, a to był Czyściec. Słyszał o tym kiedyś, gdy ciocia Petunia zmuszała go do niedzielnych mszy w kościele, podobno tam trafiali ci, którzy musieli odpokutować swoje przewinienia, ale gdy już to zrobią, trafią do Nieba.

Więc pewnie musiał po prostu czekać cierpliwie i myśleć jakie przewinienia ma na sumieniu, by móc się przyznać do nich przed samym sobą i może przyspieszyć swoją pokutę. W końcu chyba nie zrobił nic strasznego, nie słuchał Severusa bardzo często, a ten zginął dla niego. To było zdecydowanie okropne i sam cierpiał przez to niesamowicie, tak, że czuł w sercu niesamowity ból.

Zaraz. Czuł. Czuł ból. Fizyczny ból, nie tylko ten psychiczny.

Otworzył szeroko oczy, widząc jedynie oślepiający blask i czarne oczy, znajome mu tak dobrze, ponieważ ostatnimi miesiącami tylko o nich mógł myśleć.

Naprawdę umarł i trafił do Raju...

Chłopiec, który chciał kochać /SNARRY/Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz