/Ugh, znów napisane na szybko, bo wena nie chciała mi dać odpocząć po pracy. Dziękuję za taki odzew pod ostatnim rozdziałem, nie spodziewałam się tego <3 I mam nadzieję, że pod tym również będziecie się udzielać, bo przez to chcę szybciej wam wrzucać to, co rodziło się w mojej głowie cały dzień.
~Suzy Sawyer/
Przyciskał go do siebie z wręcz zwierzęcą siłą, mimo że czuł coraz większe zmęczenie i wiedział, że zaraz zostanie zmuszony przerwać wciąż działające zaklęcie. Zrobił to, dopiero, gdy upewnił się, że mikstura w całości została połknięta przez chłopaka. Wciąż przyciskał swoje usta, do tych miękkich, różowych, które należały do Gryfona. Do jego nozdrzy docierał mdlący zapach róż. Eliksir zaczynał działać, to pozwoliło mu w końcu przerwać przepływ magii. Prawie upuścił chłopaka na stół, gdy poczuł jak wiele magii z niego uleciało.
Odsunął się powoli i oparł się o szafkę, dysząc ciężko. To musiało zadziałać. Nie mógł się przecież pomylić.
Harry leżał skulony na ziemi. Było tak ciemno i zimno. Voldemort śmiał się z jego słabości, przez co czuł się jeszcze gorzej. Upadł po jednym z wielu zaklęć i nie miał już siły ruszyć choćby palcem. Nadzieja, która tliła się w jego sercu, uleciała, pozostawiając po sobie, ziejącą mrozem, pustkę. Tyle bólu. Chciał wziąć głębszy wdech w swoje zmaltretowane płuca, ale sprawił tym sobie więcej cierpienia. Czuł żal jedynie do siebie. W całej tej sytuacji nie było innego winnego. Dopuścił do siebie Czarnego Pana, a przez co? Przez niechęć do eliksirów.
Gdyby mógł cofnąć czas, poświęciłby więcej czasu temu przedmiotowi i wcześniej pokonał niechęć do Snape'a. Może dogadywaliby się teraz jeszcze lepiej? Ale czasu nie można cofnąć. Nie miał Zmieniacza Czasu, którego użył z Hermioną na trzecim roku, był zresztą pewien, że w jego śnie nie pojawiłby się on razem z nim. Tak jak jego różdżka, na której mógłby polegać. Gdyby ją miał. Gdyby. Gdyby. Gdyby. Gdybanie mu nie pomoże. Nie zmieni niczego i jedynie wpędzi go w jeszcze większy strach. W większe poczucie winy.
-Poddaj się wreszcie, Harry. To koniec, jak pewnie udało ci się dostrzec – warknął Czarny Pan, a jego gadzia twarz, wykrzywiona chorą satysfakcją, pojawiła się ponad leżącym Potterem.
To koniec? Nie może się poddać bez walki!
Uniósł się powoli na łokciach, ale upadł z powrotem, gdy ciężki but przycisnął go do podłoża.
-Ty uparty bachorze. Severus miał rację, gdy zdawał raporty. Jesteś tak głupi i gryfoński, że to sprowadzi cię na cmentarz. Chociaż tam już byliśmy, prawda chłopcze? - jego śmiech znów zranił dumę Harry'ego. Czy to była prawda? Był aż tak słaby? Nawet nie może godnie umrzeć?
Westchnął ciężko, powoli pozwalając swojemu ciału rozluźnić się, choć spięte przez ból mięśnie, odmawiały posłuszeństwa. Poddać się. To było najłatwiejsze w tym momencie do wykonania. Poddanie się nie wymaga niczego. Pomyślał o tych wszystkich ludziach, którzy widzieli w nim nadzieję. Oni jutro nie będą się liczyć, gdy Snape odkryje jego zimne ciało w łóżku, budząc go na codzienny trening. Ucieszy się? Zrobi mu się choć trochę przykro z powodu Harry'ego? A może przejdzie obok tego obojętnie i odejmie Gryffindorowi dziesięć punktów za umieranie w jego komnatach?
To byłoby w jego stylu. I mogło być nieco zabawne.
Jego przyjaciele? Byliby zdruzgotani i poprzysięgli zemstę. Zawsze byli lojalni lub po prostu starali się być. Ron zrobiłby się blady, a Hermiona wybuchła płaczem i przytuliłaby się do... kogo? Rona? Draco? Czuła coś do Draco, Potter to zauważył. Uśmiechnął się. Przynajmniej nie będą sami. Może Draco zajmie jego miejsce w ich małym kręgu? Szczerze w to wątpił.
Nagle, przyciskająca go noga zniknęła. Nie. Voldemort jakby rozpłynął się. Harry rozglądał się wokół, wciąż zbyt słaby, by unieść głowę. Umarł? To możliwe. Tłumaczyłoby to jego, powoli odchodzący, w niepamięć ból. I ten zapach. Taki... miły. Delikatny. Słodki. Uzależniający.
Róże? Jego niebo będzie się składało z miłego, różanego ogrodu? Może takiego, który widział tyle razy u sąsiadów swojego wujostwa? To byłoby nawet przyjemne niebo. Westchnął z przyjemnością wdychając zapach. Ciekawe jakby smakowała herbata uwarzona z tych róż?
Jak na zawołanie jego ciało uniosło się lekko, a w jego dłonie zostało wciśnięte jakieś naczynie. Ale nie widział żadnych dłoni... właściwie to niczego nie widział. Oślepł? Nie, może po prostu jeszcze nie może zobaczyć swojego nieba.
-Pij – głośna komenda zadźwięczała w jego uszach. Nie mógł dokładnie zlokalizować głosu, tak, jakby istniał on jedynie w jego umyśle. Bardzo możliwe. Miał ewidentnie problem z głosami w swojej głowie. Uniósł naczynie do swoich ust i wypił.
Smaczne, pomyślał i oblizał usta z błogim uśmiechem. Tak smakował wywar z tych kwiatów? Cudowny smak. Oddałby wiele, by móc jeszcze raz go skosztować. Ale był szczęśliwy, że dane mu było choć poznać ten smak. Nigdy nie pił czegoś równie przyjemnego dla zmysłów.
-Musisz otworzyć oczy, Potter – rozpoznawał ten głos. Znał go, ale nie był on stąd. Głęboki, niski, nieco zachrypnięty. Taki chłodny, ale mógł zarazem stopić wiele lodowców. Tylko jedna osoba jaką znał miała taki głos, ale za nic w świecie nie mógł sobie przypomnieć kim ona była. Jego wspomnienia były skotłowane w jedną, wielką paćkę. Przypominał sobie tylko coś o swoim wuju. Ktoś po niego przyszedł. I zabrał od niego. Miłe wieczory przy kominku, jakieś przebłyski bólu i negatywnych emocji. Kim była ta osoba?
Starał się skupić na tym głosie, który powtarzał mu komendę coraz głośniej i głośniej. Musiał zasłonić uszy, ale nie był pewien, czy w ogóle takowe posiada. Wydawało mu się, że powinien je mieć, ale wszystko się zatraciło w jego, wciąż niepozlepianych, myślach.
S... imię tej osoby zaczynało się na „S". Prawda?
-Obudź się, Potter! - znów ten rozkazujący ton. Pamiętał, że często się przez to oburzał. Bywał opryskliwy. Ale ten głos też był. Opryskliwy i kpiący. Naśmiewał się z niego. I koił. Ukoił ból, gdy bardzo tego potrzebował. Taki miły dla ucha... ale strasznie głośny! Niech trochę się uciszy!
-Ciszej – jęknął Harry i próbował spełnić rozkaz głosu. Ale to było jednak bardzo trudne. Takie ciężkie. Miał jakieś obawy. Gdy otworzy oczy, może to być dla niego nieprzyjemne. Coś chyba przeskrobał. Tak. Wypił coś, czego nie powinien, głos mu zakazał ruszać czegokolwiek z... laboratorium! Wypił eliksir!
Myśli powoli formowały się w całość. Eliksir. Sen. Treningi. Wiele obrazów przepływało mu przed oczami, ale wciąż, nie zidentyfikował tajemniczego głosu. Komu ukradł eliksir? Tylko jedna osoba w Hogwarcie mogła posiadać taki zapas Eliksirów i własną pracownię. Tylko jedna osoba potrafiła jednym słowem rozbudzić w nim czystą, płonącą nienawiść. I głos należał właśnie do tej osoby.
Tą osobą był...
Snape!
Harry zerwał się do siadu tak, szybko, że zakręciło mu się w głowie i niemal nie spadł z wysokiego stołu. Jego oczy były szeroko otwarte i nawet światło ich nie zmusiło, by się zmrużyły.
-Potter – warknęła groźnie postać po jego lewej stronie.
CZYTASZ
Chłopiec, który chciał kochać /SNARRY/
FanficKażda istota na świecie potrzebuje miłości. Czasami zrobi wszystko, by choć przez chwile poczuć to ciepło rozlewające się po ciele, promieniujące z serca. Harry przekonany jest o tym, że miłość nie jest dla niego. Czuje, że nie zasłużył na coś tak...