Rozdział 45

3.3K 274 63
                                    

/Witam! kolejny rozdział i jestem coraz bardziej szczęśliwa, że mogłam wrócić do pisania <3 Uwielbiam wasze komentarze i aktywność, daje mi to kopa, bo czuję, że robię to dla kogoś :3

Do następnego!

~Suzy Sawyer/

Harry wpatrywał się w dyrektora oniemiały i nie ukrywał zaskoczenia, które starzec wywołał pozornie prostym, nic nieznaczącym zapytaniem. Tak, to Snape mu powiedział o skutkach ubocznych i między innymi o tym, co będą czuć.

-Tak, dyrektorze – powiedział cicho i skulił się. Czuł, jakby miał zostać zaraz zrugany za swoje niedorzeczne myśli. Pewnie dyrektor powie mu to samo co Severus. O tym, że pracują nad czymś, co im obu pomoże – Profesor powiedział, że ten rytuał był niestabilny i zagnieździł w nas uczucia, które nie miałyby prawa wykiełkować w normalnych warunkach.

Dumbledore rzucił mu zmęczone spojrzenie, wydawał się przy tym przepełniony żalem. Złoty Chłopiec zacisnął wargi i spuścił głowę. Nagle jego herbata była najważniejszą rzeczą na świecie, a w rzeczywistości poczuł się głupio, że dyrektor, który i tak na głowie ma całą szkołę, Zakon i jeszcze ochronę tylu ludzi, musi zmagać się z głupimi uczuciami dzieciaka, do którego nie dotarł prosty komunikat jakim jest praca Mistrza Eliksirów nad czymś, co pomoże się uporać z uporczywymi, młodocianymi uczuciami.

-Przepraszam, wiem że profesor Snape pracuje nad czymś co złagodzi efekty uboczne... przepraszam – wyszeptał chłopak cicho, bojąc się ujrzeć w oczach mentora gorycz. Gdyby uniósł głowę, zawód rzeczywiście byłby rzeczą, którą zobaczyłby na obliczu staruszka, ale nie byłby to żal do Harry'ego. Dumbledore czuł zawód skierowaną w stronę Severusa i to po raz pierwszy od tylu lat.

-Chłopcze... proszę, spójrz na mnie – powiedział, gdy już zapanował nad swoim wyrazem twarzy. Znał zielonookiego na tyle, by wiedzieć, że jest wrażliwą istotą i należy się z nim obchodzić delikatnie, zwłaszcza jeśli chodziło o tak poważne rzeczy, jak roztrzaskane na milion kawałeczków serce.

Harry uniósł niepewnie wzrok i z ulgą uświadomił sobie, że spojrzenie Dumbledore'a nie jest ani pełne goryczy, ani złości. Patrzył na niego z troską i nalał mu jeszcze nieco herbaty, co mogło oznaczać, że trochę razem posiedzą. Staruszek nie miał zamiaru znów ukrywać Harrym, ale nie chciał też odwalić całej roboty za Mistrza Eliksirów. Postanowił powierzchownie dać chłopcu do zrozumienia, że profesor niewątpliwie nie powiedział mu do końca prawdy.

-Myślisz, że nie do końca to, co powiedział ci profesor może być prawdziwe, prawda? - zapytał go i obserwował, jak na policzki Gryfona wypływa delikatny rumieniec.

-Ja... myślę, że coś jest ze mną nie tak, dyrektorze. Czułem to już wcześniej, ale od tego „wypadku" jest jakby gorzej i nie daję rady tego ignorować. Te uczucia przejmują kontrolę nad moim umysłem, proszę pana. To jest trudne, zwłaszcza, że mam wrażenie iż profesor Snape umie coś na to zaradzić, a nie chce, bo... karze mnie w ten sposób – rumieniec pogłębił się. „Kara" w tym kontekście nabrała dość dziwnego wydźwięku i Harry poczuł, jak dłonie mu się pocą.

-Harry, chłopcze... nie uważam, że coś z tobą nie tak. Wręcz przeciwnie, to nie ty z waszej dwójki powinieneś się wstydzić swojego zachowania. Owszem, ukradłeś eliksir, ale poniosłeś wystarczającą karę za ten występek i wiem, że to się nigdy nie powtórzy. Profesor nie może cię karać, ale nie sądzę, że cokolwiek co wymyśli nasz zdolny Severus pokona czystą, rozwijającą się miłość – rzucił niby od niechcenia, ale tak, by chłopiec przeanalizował jego wypowiedź. Nie mylił się, gdy ujrzał zrozumienie na jego młodym obliczu. Czuł, że tej nocy będzie miał wizytę dość wściekłego Mistrza Eliksirów...

Harry opuścił gabinet dyrektora poszedł do dormitorium. W jego głowie ułożył się plan, który miał zamiar zrealizować, jak tylko wszyscy pójdą wreszcie spać. Miał szczęście, było dość późno, więc większość osób była już w swoich łóżkach, jedynie Hermiona czekała na niego razem z Draco. Porozmawiali przyciszonymi głosami siedząc w kącie Pokoju Wspólnego, Harry był zły na Rona, gdy usłyszał jak ten zareagował na obecność Ślizgona w ich dormitorium, mimo wszystko nie mógł do końca winić przyjaciela i Malfoy sam to przyznał.

-Byłem kopią swojego ojca przez pięć lat. Robiłem rzeczy, których teraz się wstydzę, gdy dostrzegłem jaką drogę obrałem podążając za nim. Nie można go winić, Granger – westchnął blondyn i odchrząknął.

Dziewczyna westchnęła i cała trójka uznała to za podsumowanie rozmowy. Wkrótce Hermiona pożegnała się z nimi i ruszyła do swojego dormitorium. Harry jednak musiał jeszcze o coś poprosić Malfoya.

-Draco, muszę gdzieś wyjść w nocy. Nie wpakuję się w kłopoty! - dodał szybko, widząc wzrok chłopaka – Potrzebuję jedynie żebyś w razie potrzeby mnie krył. To bardzo ważne.

W końcu oboje udali się do dormitorium, dodatkowe łóżko dla Ślizgona postawione było zaraz obok łóżka Harry'ego. Wszyscy inni spali, co sprawdzili dokładnie, dzięki czemu Potter wziął mapę i pelerynę, dziękując niemo blondynowi za pomoc i wymknął się z wieży, idąc prosto w stronę lochów, upewniwszy się, że Mistrz Eliksirów znajdował się w swoich komnatach.

Snape siedział na sofie z kolejna szklanką wypełnioną do połowy bursztynowym płynem, który palił jego przełyk i rozgrzewał oziębłe wnętrze. Niestety, jedynie pod fizycznym względem. Alkohol sprawiał, że mężczyzna zamykał się w sobie, gorzkniał, a nieraz nawet, odpowiednio wchłonięte napoje z procentami wyciągały na wierzch jego wszystkie żale. A teraz zebrało się ich sporo. Lochy znów stały się zimne i ponure, nie mógł słuchać paplaniny chłopaka, czy nawet jego bosych stóp, gdy przemykał po chłodnej podłodze.

-Przeklęty rytuał i przeklęty Dumbledore! - warknął, gdy przed oczami ponownie zobaczył zasmuconego Pottera. To nie dawało mu normalnie żyć i wiedział, że ani trochę nie ułatwił Harry'emu i tak zagmatwanego już życia. Usłyszał pukanie i początkowo je zignorował, za drugim razem, zaniepokoił się, że mogą to być jego węże, które coś zmalowały. Wstał i próbował zatrzymać zawroty głowy, co w końcu mu się udało, gdy trzeci raz usłyszał pukanie.

-Już! - krzyknął zniecierpliwiony i otworzył... nikomu? Pustka – Bardzo śmieszne.

Już miał zamykać, gdy wyrósł przed nim Potter. Albo po prostu zdjął z siebie tą przeklętą pelerynę.

-To ja, profesorze. Zapomniałem zdjąć...

-Nasz błyskotliwy pan Potter, który ma za grosz instynktu samozachowawczego i wchodzi wprost do gniazda węży. Co tu robisz? Mam ci odebrać punkty, stęskniłeś się za szlabanami? - zapytał drwiąco i obserwował jak chłopak kuli się. Znów. Przez niego. Powinien to uczcić kolejną porcją alkoholu, którą niewątpliwie wleje w siebie, jak tylko pozbędzie się niechcianego gościa.

-Niech pan zamilknie! Choć na chwilę! - warknął czarnowłosy Gryfon i widząc, jak jego nauczyciel szykuje się, by znów go obrazić, zgnieść i wywalić za drwi, wspiął się na palce i pocałował go z całą swoją pasją i frustracją zebraną w jego wątłym ciele ostatnimi czasy.

Zdecydowanie Snape go zabije. Ale teraz nie było to ważne.

/Wiem, że ktoś złożył wniosek o łyżeczkę, ale zdecydowanie musi być tu szklaneczka/

Chłopiec, który chciał kochać /SNARRY/Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz