Rozdział 15

6.2K 435 131
                                    


/Ojej moi drodzy, zmęczona, ale dokończyłam, zanim pod moimi drzwiami stanąłby niewielki tłumek i próbował mnie przywiązać do krzesła za przerwanie w takim miejscu poprzedniego rozdziału, w następnym jeszcze trochę obecnego wątku, a za około dwa rozdziały będą urodziny Harry'ego. Wtedy też dojdzie do różnych wypadków (nie będą one tragiczne, bardziej zabawne) ;)

Poza tym bardzo dziękuję za ponad 13 tyś wyświetleń i tyleee komentarzy (wiecie, że komentarze to to, co autorus pospolitus lubią najbardziej :D

~(Zmęczona, ale usatysfakcjonowana) Suzy Sawyer/



Snape wpadł na korytarz prowadzący do lochów z prędkością, o którą nigdy by się nie posądzał. Już z daleka dostrzegł nikłe światło wypadające zza otwartych na oścież drzwi. Jego wzrok jednak skupił się na drobnej postaci leżącej na ziemi i... drobnej nie było przesadzonym określeniem. Mistrz Eliksirów niemal nie rozpoznał młodego Gryfona. Chłopak leżący na ziemi był zdecydowanie zbyt chudy i Snape dałby sobie rękę uciąć, że dzieciak nie mógł doprowadzić się do takiego stanu przez zaledwie kilka godzin jego nieobecności.

Profesor przyklęknął przy nieruchomym dzieciaku i sprawdził szybkim zaklęciem monitorującym jego stan. I to sprawiło, że wszelkie kolory zniknęły z twarzy Mistrza Eliksirów. Serce Pottera pracowało zdecydowanie zbyt słabo, a zaklęcie nie zarejestrowało najmniejszych śladów oddechu. Mężczyzna przez chwilę stracił panowanie nad sobą, jednakże zachował zimną krew. Musiał się skupić na uratowaniu dzieciaka. Teraz to było najważniejsze.

Ostrożnie przetransportował bezwładne ciało do swojej sypialni i ostrożnie opuścił je na podłogę. Pobiegł do laboratorium wcześniej uruchamiając sieć Fiuu i kontaktując się z Dumbledorem. Starzec wydawał się być zszokowany, ale przemilczał informację i Snape jedynie usłyszał jego kroki w salonie, gdy się wydostał z kominka. W tym czasie Snape wpadł do laboratorium i w szybko przywołał do siebie potrzebne eliksiry. Gdy wrócił do sypialni widział, jak dyrektor podtrzymuje życie chłopca za pomocą magii. Severus odkorkował niewielkie buteleczki i zaczął je wlewać ostrożnie do ust Gryfona, masując delikatnymi, ale pewnymi ruchami jego gardło, by ułatwić mu przełknięcie mikstur. Podciągnął rękawy koszuli i otarł pot z czoła.

-Trzymaj się cholerny bachorze - warknął i postanowił zaryzykować mugolską metodę reanimacji, gdyż wiedział, że magią zdziałali co mogli. Rozdarł koszulkę chłopaka i ułożył ręce na jego mostku. Dumbledore odsunął się lekko pozwalając mu działać swobodnie. Mistrz Eliksirów wiedział, że najprawdopodobniej będzie zmuszony połamać nastolatkowi żebra.

Zaczął uciskać miarowo klatkę piersiową Złotego Chłopca, słysząc jak pod silnym uciskiem pękają jego osłabione kości. Z każdym pchnięciem pięści w głąb mostka, wydawał z siebie wściekłe warknięcie. Walczył. Ale nie używał teraz różdżki, nie stał naprzeciw wroga i nie musiał bronić siebie. Walczył o Pottera i próbował wyrwać go z rąk Śmierci, która niewątpliwie próbowała go zabrać z tych zimnych lochów. W końcu Dombledore położył rękę na napiętym barku nauczyciela. Mężczyzna zacisnął szczęki i odwrócił się gwałtownie zaprzestając masażu serca. Zerknął na staruszka, który uśmiechnął się ciepło, ale biło od niego wyraźne zmartwienie.

-Wrócił, Severusie. Jest znów z nami. Jego stan fizyczny znacznie się poprawił i oboje możemy odetchnąć z ulgą.

Czarnowłosy patrzy na blade ciało dzieciaka i przeczesał dłonią włosy. Przeniósł Harry'ego na materac, podał Gryfonowi jeszcze parę eliksirów wzmacniających i za pomocą magii opatrzył poważniejsze rany. Usiadł na materacu i westchnął.

-Wyszedłem tylko na chwilę. Nie wiem jak to się stało. Przysięgam, że w tych kwaterach nie ma nawet śladu, więc to musiało wydarzyć się w zupełnie innych okolicznościach...

Dumbledore uniósł rękę, by uspokoić swojego pracownika.

-Severusie... wierzę ci i mam swoje podejrzenia. Zauważyłem, że chłopiec jest wyczerpany magicznie, a na jego ciele są ślady zaawansowanych zaklęć maskujących.

Snape westchnął i spojrzał na młodego Pottera.

-A to oznacza, że nie wszystkie rany możemy wyleczyć za pomocą eliksirów i magii. Powinniśmy posłać po Madame Pomfrey - odrzekł chłodno i starał się nie patrzeć zaniepokojony na dzieciaka. To nie było nagłe zmartwienie i broń go Merlinie, nie zmieni to w żaden sposób stosunku Mistrza Eliksirów do chłopaka. To co robił było od niego wymagane. Tak. Wymagano od niego opieki nad Złotym Chłopcem, a on jest honorowym człowiekiem i nie złamie danej obietnicy.

-Nie to jest naszym największym problemem, Severusie. Myślę, że będziemy musieli na razie przerwać dodatkowe lekcje Harry'ego. Z jakiegoś powodu ukrywał swoje ciało pod zaklęciami i nie jesteśmy w stanie orzec z jakiego powodu. Nie wiemy, które rany powstały na skutek innej przyczyny niż, zbyt wymagająca dla tak młodego organizmu, magia. I nie wiemy również kto sprawił mu niemagiczne rany.

Snape zmrużył oczy. Stary dyrektor jak zwykle był nieomylny. Potter ukrywał coś przed nimi i Severus wiedział, że za szybko nie wyciągną tych informacji z dzieciaka.

-Rzucę na niego takie same zaklęcia maskujące, których używał. Nic nam nie powie a jego wspaniali przyjaciele od razu stwierdzą, że ja tak urządziłem ich ukochanego Złotego Chłopca - powiedział czarnowłosy z pogardą, mimo że jego głos lekko zadrżał, za co zganił się w myślach.

-Doskonały pomysł, Severusie. Ukryjemy przed chłopcem to, że dowiedzieliśmy się o jego małym sekrecie. Kiedy będzie gotowy sam nam o tym powie, na razie będziemy udawać, że był to atak Sam-Wiesz-Kogo. Tak będzie dla niego lepiej - westchnął starzec i pogłaskał czule blade czoło Pottera.

-Nie zgadzam się dyrektorze. Nie możemy mu pozwolić na oszukiwanie nas. Jeśli ty się nie zgodzisz sam odpowiednio go ukarzę za oszukiwanie swoich opiekunów. Co, jeśli Czarny Pan zaatakowałby, gdy chłopak jest w takim stanie?! Wymordowano by nas jak świnie na ubój! Uwierz mi dyrektorze, rzucisz na niego zaklęcia, gdy porozmawiam z nim osobiście i zganię za to jak postępował.

Dumbledore patrzył na mężczyznę skonsternowany, ale po chwili pokiwał głową i przymknął zmęczone oczy.

-Dobrze. Zadbaj o niego i lecz go rozważnie. Przy takim poziomie wyczerpania magicznego eliksiry mogą być niebezpieczne, jak sam to ująłeś. Poinformuj mnie jak tylko się obudzi i zgodzi na moje odwiedziny u niego. Daj mu odpocząć, wydaje mi się, że to co spowodowało ten wypadek jest dla chłopca ciężkie do przetrawienia. Dobranoc, Severusie...- starzec podszedł do drzwi i zatrzymał się odwracając znów do swoich podopiecznych - Nie bądź dla niego zbyt ostry. Nie bez powodu Harry ukrył przed nami swoje oblicze. Nie pochwalam tego oszustwa, ale przyznaj sam, że dzięki zaklęciom udowodnił, że jest skromnym chłopcem i nie zależy mu na rozgłosie.

Po tych słowach czarnowłosy został sam z Harry'm. Stał nad łóżkiem obserwując blade oblicze chłopaka i westchnął. Ruszył do skrzydła szpitalnego i zabrał odpowiednią ilość flakonów wypełnionych znajomymi płynami. Gdy wrócił do swojej sypialni nic się nie zmieniło, ale dziwna cisza nie dawała Severusowi ukojenia. Przypomniał sobie nieruchome ciało Lily i przetarł twarz. Podał odpowiednią dawkę kilku eliksirów i dotknął żeber chłopaka, które na szczęście się zrosły, a jego oddech powrócił do normy i z bladych ust nie było słychać już świszczenia. Inne środki wzmacniające sprawiły, że pomniejsze sińce lekko zbladły, ale te gorsze pozostały takie, jakie były. Ciemne i niezwykle dziwaczne na tej pergaminowej skórze. Mężczyzna ubrał chłopca za pomocą zaklęcia i przygotował szklankę wody przy łóżku.

Dowiem się, kto mu to zrobił, Lily. Obiecuję Ci, że ten ktoś późnej starości nie dożyje.

Z tą myślą przywołał z salonu fotel i usiadł w nim, patrząc na unoszącą się i opadającą klatkę piersiową Pottera. W końcu to pozwoliło mu to zapaść w płytki i dość niespokojny sen.

Chłopiec, który chciał kochać /SNARRY/Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz