/Hej, hej! To rozdział (mam nadzieję, że wyczekiwany), przepraszam za jakiekolwiek błędy, troszkę się spieszyłam, bo jutro lecę do nowej pracy i muszę się wyspać, ale obiecuję jutro sprawdzić rozdział :D
Dziękuję za tyle wspaniałych komentarzy i pod tym rozdziałem liczę na więcej <3 Chętnie na nie odpowiem! Zostawiajcie więc swoje opinie i przemyślenia!
~Suzy Sawyer/
Panika nigdy nie była czymś, co można było identyfikować z mroczną postacią Severusa Snape'a. Mężczyzna był zawsze opanowany niezależnie od sytuacji, w końcu musiał dbać o to by być obojętnym, inaczej lata szpiegowania dla Zakonu poszłyby na marne. W końcu po tylu latach jego umysł, jak i ciało było odporne na wszelkie chore pomysły Czarnego Pana i równie szalonego Dumbledore'a. Choć co do tego drugiego, to był niemal pewien, że gdyby ogłosił mu, że kończy z rolą szpiega, ten by jedynie położył dłoń na jego ramieniu i powiedział, że jest szczęśliwy iż w końcu zaczął cenić swoje życie. Optymistyczny dureń, ceniący życie Severusa bardziej niż on sam.
Tym razem doświadczony szpieg nie potrafił się oprzeć wrażeniu, że emocje, które głęboko w sobie ukrywał, tak samo zresztą jak wszelkie obawy, wypływają na powierzchnię i znajdują swoje miejsce na skrzywionej twarzy, zwykle podatnej jedynie na kpinę lub zwyczajną, złowróżbną pustkę.
Potter złamał zakaz. Jedyny tak naprawdę, którego nigdy, przenigdy nie powinien łamać. Jedyny, który złamany, sprawić mógł wiele szkód. I jak widać sprawił. Nie dość, że chłopak włamał się do jego pracowni za pomocą swojej umiejętności posługiwania się Mową Węży, to jeszcze okradł go i to również by mógł mu w końcu kiedyś wybaczyć, ale ten... imbecyl zażył eliksir, który był jednym z bardziej uzależniających specyfików nasennych i to tragicznie dużej dawce. A teraz istniało zagrożenie, że już nigdy nie otworzy oczu i Snape nie będzie mógł go surowo ukarać za ten czyn! Nawet sobie nie wyobraża jakie czekają go konsekwencje jego głupoty. Wolałby zostać w swoich koszmarach.
Otrząsnął się. Teraz nie na to pora. Największym niepokojem napawał widok ciała, które dosłownie chwilę wcześniej znieruchomiało, jakby stało się jedynie truchłem tego, którego nazywano Potter. Mistrz Eliksirów pomyślał, że przy takim dawkowaniu, nie miałby normalnie możliwości nawet mruknięcia. Ale Złoty Chłopiec zawsze miał to głupie szczęście, które ratowało mu tyłek raz za razem. Tak jak w tym wypadku. Severus obwiniał się, że tłumaczył sobie to wczesne chodzenie do łóżka za zmęczenie spowodowane ciągłymi treningami, a coraz większe zmęczenie tym, że zbyt wcześnie budził nastolatka. W końcu młodzi ludzie lubili pospać. Ale nie Potter. On potrafił wcześniej zrywać się rano z łóżka, by posprzątać komnaty Mistrza Eliksirów i podać mu gorącą kawę lub herbatę. Ale to Potter złamał zasady i teraz to Snape musi po nim posprzątać. To wydawało mu się niemal niewykonalne.
-Coś ty najlepszego narobił, bachorze?! - warknął i zacisnął pięści. Miał niewiele czasu sądząc po tym, że mogło już minąć kilka godzin. Pochylił się szybko i rzucił na młodzieńca zaklęcie monitorujące, co pozwoliło mu się nieco uspokoić, ponieważ wszystkie funkcje życiowe były stabilne, choć puls niebezpiecznie przyspieszony. Ważne, że Gryfon żył i Snape jeszcze się nie spóźnił. Musiał myśleć naprawdę szybko, bo niemal czuł, jak czas przecieka mu przez palce. Patrzył w skupieniu na Pottera – Jak tylko cię obudzę, przetrzepię ci skórę tak, że popamiętasz!
W jego głowie zaświtał pomysł. Miał tak naprawdę tylko jedną szansę, gdyż miał tylko jedną dawkę eliksiru, który mógł coś zaradzić na tą śpiączkę, a zaklęcie, którego musiał użyć, by płyn zadziałał, wyczerpie go do takiego stopnia, że jest spore prawdopodobieństwo omdlenia. Jedna próba i jeśli mu się uda, znów spojrzy w zielone oczy. Lily.
Otrząsnął się z nagłej, niechcianej myśli, która go napadła. Zorientował się, że trzyma dłoń chłopaka i ściska ją tak mocno, że niemal ją miażdżył.
-Jedna próba, Potter. Módl się, żeby twoje szczęście zadziałało i w tym przypadku, rozumiemy się? - mówił do Harry'ego, choć wiedział, że ten go nie słyszy. Chwycił jego ciało w ramiona i uniósł w górę. Tak było szybciej. Nie będzie musiał dwa razy przemierzać odległości z laboratorium do sypialni chłopaka. Ciało było lekkie i teraz Snape za to dziękował, bo dodatkowy ciężar go nie spowalniał.
Pognał do swojej pracowni jak najszybciej mógł i niemal wrzasnął hasło, pospieszając nawet zamek w drzwiach, by szybciej się otwierał. W końcu wpadł do pomieszczenia i ułożył dzieciaka na drewnianym stole, spychając kociołki na podłogę, powodując ich zniszczenie. Później się tym zajmie. Reparo na pewno pomoże kociołkom, ale nie blademu Potterowi. Odwrócił się od stołu z trudem, nie dopuszczając do siebie myśli, że najzwyczajniej w świecie się martwi. Martwił go też sposób, w jaki eliksir musiał zostać podany ofierze, gdy go warzył, wiele lat temu, nie stanowiło to dla niego przeszkody, ale teraz. To była zupełnie inna sytuacja. Zupełnie inna osoba.
Ale wtedy nie użył tego eliksiru, ale nadszedł w końcu czas, na maleńką, lśniącą buteleczkę, która ukrywała w sobie słodko pachnący wywar o różanym odcieniu z drobinkami czegoś, co łudząco przypominało złoto. Snape dopadł jednej z zamkniętych szkatułek i przeklinał młodszego siebie za taki dramatyzm i dbałość o szczegóły, z drugiej strony jednak wiedząc, jak cenny skarb ukrywają te ozdobne pojemniczki. Otworzył skrzyneczkę za pomocą nieco bardziej skomplikowanej wersji Alohomory i spojrzał na pięknie ozdobioną butelkę z małymi wyrytymi liliami. Pamiętał kiedy warzył ten eliksir, jak wiele prób podejmował zanim wreszcie się udało. Pamiętał jak ten płyn zagłuszał jego wyrzuty sumienia i pomagał ukoić żal, wylewający się wówczas z jego serca, jak woda z pękniętej tamy.
Nie czas na to, pomyślał i odkorkował butelkę zębami, wpatrując się, jak płyn lekko kołysze się w niewielkim naczyniu. W końcu wziął wdech i starał się opanować targające nim emocje. Musiał działać. Musiał podać Potterowi eliksir, choćby miało to rozszarpać dumę Severusa na strzępy. Podniósł się z kolan i zwrócił w stronę spokojnie leżącego na stole chłopaka. Teraz nie widział w nim Lily, ani nawet Jamesa, bo ten zawsze był przepełniony arogancją i nienawiścią skierowaną prosto w osobę Mistrza Eliksirów. Ale Harry w tym momencie był tylko... durniem, którego znów musiał ratować przed śmiercią z rąk Czarnego Pana!
Mężczyzna znów spojrzał na zawartość fiolki i łyknął dokładnie połowę jej zawartości. I wyciągnął różdżkę, kierując ją na pozostałą część eliksiru, modląc się, żeby był w stanie utrzymać zaklęcie dopóki nie poda go Potterowi.
-Domiens Regina* – powiedział niemal szeptem, gdyż właśnie tego wymagało zaklęcie, które rozbłysło równie bladoróżowym kolorem, co zawartość trzymanej fiolki. Westchnął ciężko i zamknął oczy. Było ciężko, czuł jak magia wypływa z niego bardzo szybko, ale musiał zwalczył zawroty głowy i wziąć się w garść. Potem będzie myślał o swojej dumie.
Severus napełnił usta słodkim płynem, ale nie pozwolił sobie połknąć ani kropli więcej. Pochylił się nad bezwładnie leżącym Harrym i objął go w pasie, by go unieść, drugą ręką utrzymał jego głowę w pionowej pozycji, by nie pozwolić mu się zakrztusić eliksirem.
Następnie zacisnął powieki i złączył ich wargi ciasno, by nawet odrobina eliksiru nie wypłynęła z ust chłopaka.
***
*Domiens – łac. „Śpiąca"; Regina – łac. „Królewna" (Powiedzmy, że to dość wolne tłumaczenie, proszę nie krzyczeć znawcy, którzy uczą się łaciny przez trzydzieści lat - pani autorka się jej nie uczy i zrobiła spory research, by być jak najbliżej prawdy, ale chętnie pozna opinie)
/Sekcja komentarzy dla wszystkich przeżywających ciężki szok/ ====>
CZYTASZ
Chłopiec, który chciał kochać /SNARRY/
FanfictionKażda istota na świecie potrzebuje miłości. Czasami zrobi wszystko, by choć przez chwile poczuć to ciepło rozlewające się po ciele, promieniujące z serca. Harry przekonany jest o tym, że miłość nie jest dla niego. Czuje, że nie zasłużył na coś tak...