Rozdział 54

2.1K 160 14
                                    

/Nie mogę się coś od roku zebrać, by pisać w miarę często i systematycznie, a uwierzcie mi na słowo, że bardzo się staram. Długi czas miałam napisaną połowę tego rozdziału, a dzisiaj po jednym z komentarzy po prostu mnie trafiło i postanowiłam dokończyć go, co zajęło mi rekordowe 30minut.

Z takich ogłoszeń - zmieniłam nazwę użytkownika. Od teraz jest nią  @the_parasite_suzy (teraz może jeszcze się nie zaktualizowało, ale w ciągu dnia powinno się już zmienić)  jednak nadal podpisywać będę się w nawiasie SuzySawyer

Dziękuję za wszystkie komentarze, słowa wsparcia i gwiazdki - bardzo mi pomagają nieraz zebrać dupkę i napisać cokolwiek.

Rozdział nie jest sprawdzony, więc literówki mogą się zdarzyć!

Kocham uwielbiam i całuję

~ParasiteSuzy (SuzySawyer)/



Severus w końcu poczuł, jak zaklęcie zostaje złamane, ale nie ruszył się z miejsca, by nie pokazywać jak wiele emocji odczuwa i jak ciepłymi uczuciami darzy chłopaka. Jeśli kiedykolwiek stwierdził, że chłopak da sobie radę sam w każdej sytuacji, to teraz odwoływał wszystko. Dzieciak wydawał mu się tak kruchy na zimnej posadzce sali, że gdyby nie to, że jego klatka piersiowa unosiła się i opadała dość szybko, pomyślałby, że chłopak jest zrobiony z porcelany.

Nie możesz się załamać, Harry. Jestem tu do cholery i pomogę ci wszystko przetrwać, tylko się nie załamuj dzieciaku!

Przyszedł tu dla niego. Chciał go uratować i nigdy nie żartował, gdy próbował mu wyznać co czuje. Snape modlił się do Merlina, żeby Dumbledore już wiedział o ich zniknięciu. Nawet jeśli on sam ma zginąć, to chce by chłopak wygrał tę wojnę. Dla nich.

Harry spojrzał na Severusa zaszklonymi, pełnymi bólu oczami. Pociągnął nosem drżąc na całym ciele, co mogło być wynikiem zarówno bólu jak i przemęczenia, po byciu poddanym tak wielu zaklęciom.

-Czy możemy już się zabawić, Panie? - rzuciła Lestrange przykuwając do siebie uwagę, wciąż zachowującego kamienny wyraz twarzy, Severusa. Nigdy nie był w stanie w stu procentach przewidzieć tego, co planował Czarny Pan, ale w tej kwestii raczej się nie mylił. Voldemort chciał, by zabicie Złotego Chłopca było widowiskiem, więc liczył, że te plany nie zostaną zmienione, by zabić chłopaka po cichu na oczach jedynego świadka, którego również miał zamiar się pozbyć. Ludzie mieli o tym mówić. Mieli się go bać i wiedzieć, gdzie ich miejsce po ostatecznym zwycięstwie jego strony.

Na szczęście albo nieszczęście, postanowił ich jeszcze pomęczyć i nie przejmował się zbytnio tym, czy ma ich trzymać razem czy oddzielnie. Skinął na kilku osiłków i ignorując zupełnie fakt, że zostało mu zadane pytanie, kazał osiłkom zaprowadzić nas do lochów, z których jakiś czas temu został wyprowadzony Severus. Mężczyzna zupełnie zapomniał o tym, że ktoś z nimi jeszcze tam jest i gdy tylko zostali sami, ruszył do chłopaka, który był w znacznie gorszym stanie niż on. Ostrożnie, uważając, żeby nie zadać mu bólu, wziął go w ramiona i delikatnie zaczął kołysać, dając mu trochę czasu na uspokojenie się.

-Przepraszam - wyszeptał w końcu i zacisnął zęby - znów widziałem to samo, gdybym już wcześnie zareagował, mogłem cię powstrzymać, nie pozwolić ci odejść - jego głos wydawał się być coraz bardziej rozedrgany, więc Snape przycisnął jego głowę do swojej piersi i delikatnie zaczął gładzić zazwyczaj miękkie, teraz zlepione potem, włosy.

-Ciii, cicho, nic nie mogłeś zrobić, uspokój się ty głupi dzieciaku. Jak to przeżyjemy, skopię ci tyłek za to, że w ogóle się w to wplątałeś.

Choć słowa wypowiadane z ust Severusa mogłyby wydawać się szorstkie i nieczułe, w rzeczywistości były przepełnione troską i pewną obietnicą. Obietnicą, jaką była szansa na przeżycie.

Harry spojrzał w górę, gdy już zaczął stabilniej oddychać i objął ramionami jego szyję, całując jego policzki i usta. W tych pocałunkach zawarte było wszystko co przeżywał wewnętrznie. Cały ból, całą radość, że widzi ponownie tak drogą mu osobę. Wszystko. W końcu na dłużej zatrzymał się przy ustach i mimo że wiedział, że nie czas na to, pocałował go długo, z uśmiechem przyjmując oddany gest. Mistrz Eliksirów w końcu się odsunął i spojrzał na niego, oceniając pobieżnie, czy nie ma na jego ciele żadnych ran wymagających interwencji. Na szczęście, oprócz zaschniętej krwi pod nosem i kilku paskudnie wyglądających otarć, z chłopakiem było wszystko w porządku. Nawet drżenie jego ciała powoli zaczęło ustawać. To dobrze wróżyło, ale i tak nie mogli być niczego pewni, bo w każdej chwili, któryś z pionków Czarnego Pana mógł znów zabrać ich do sali balowej, bo ten szaleniec potrafił zmieniać zdanie co sekundę, jak w kalejdoskopie.

-Mam szczerą nadzieję, że twoi gryfońscy przyjaciele potrafią myśleć w sytuacjach kryzysowych, bo to jest właśnie taka sytuacja.

Harry prychnął, chociaż brzmiało to w jego stanie jak kichnięcie wiewiórki.

-Od kilku lat miewamy tylko kryzysowe sytuacje, chociaż nigdy nie tak...tragiczne.

Nagle umilkł, ale jego uwagę przykuło coś przy ścianie za plecami Snape'a.

-Severusie - wyszeptał - ktoś tu jest.

Mistrz Eliksirów, obrócił się, chowając chłopaka za swoimi plecami, w razie ataku. Zupełnie zapomniał o tym, że nie są tu sami. Zmrużył oczy i chciał podejść, do nadal skulonej postaci, ale został szarpnięty słabo do tyłu.

-Nie bój się - uspokoił chłopaka, który puścił jego rękaw, ale kroczył za nim krok w krok, gdy ostrożnie zaczął podchodzić do postaci.

W końcu był na tyle blisko, że wyraźnie dostrzegł długie włosy i bardzo jasne pasma wysypujące się spod płaszcza, który wydawał się być nowy, ale bardzo zniszczony. Oddech ugrzązł w jego gardle, cofnął się nieco, co zaalarmowało już i tak przerażonego Harry'ego, więc tylko go pocieszył, chwytając ostrożnie jego dłoń i ściskając ją. Puścił jego rękę i pochylił się nad znajomą już postacią i ostrożnie ją dotknął, otrzymując zduszony krzyk jako odpowiedź.

Nie wierzył, że ta dumna niegdyś osoba była w tak opłakanym stanie i w dodatku w takim bólu. Odkąd ją znał uważał, że jedynie duma może sprawić jej niegdyś ból, bo nie zna ona żadnych przeciwności losu, które potrafią zniszczyć idealne życie, usłane złotem i klejnotami, równie idealnymi przyjaciółmi i idealną rodziną.

Harry ciekawy i wciąż zaniepokojony stanął obok Severusa i wstrzymał oddech na sekundę, zanim znów zaczął normalnie oddychać.

-Żyje? - zapytał cicho, choć przed chwilą sam był świadkiem, jak postać wydawała z siebie zduszony krzyk bólu. Sam nie wierzył własnym oczom i natychmiast, kierowany zwyczajną troską o cierpiącego człowieka, opadł na kolana i zbliżył się nieco do leżącej czarownicy.

-Powiedz coś, proszę... jestem mu to winien. Proszę... - wyszeptał i odgarnął ostrożnie jasne pasmo włosów, które opadło na trupioblade lico kobiety. Czuł, że nie uzyska odpowiedzi, ale miał na nią szczerą nadzieję. Wziął drżący wdech.

-On chciałby cię jeszcze zobaczyć, żywą, więc weź się w garść - powiedział za jego plecami twardo Severus. Jak zwykle nie potrafił być tak emocjonalny jak chłopak, ale Harry, który go poznał dobrze wiedział, że on także chciałby, by kobieta przeżyła, przynajmniej na tyle by ich wspólny przyjaciel mógł się z nią odpowiednio pożegnać.

-Draco...- oboje usłyszeli cichy szept kobiety, która znienacka chwyciła dłoń Harry'ego mocno w swoją posiniaczoną dłoń.

Kobieta uniosła powoli głowę, choć wyraźnie sprawiało jej to wiele bólu. Czarodzieje wstrzymali oddech i spojrzeli głęboko w szalone oczy Narcyzy Malfoy.

Chłopiec, który chciał kochać /SNARRY/Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz