/Nie pytajcie, czemu taka godzina. Nie mogłam spać, a rozdziały i tak będą się pojawiać dzisiaj (aż do 50) jako maraton :) W drugi dzień świat będzie wstawiona niespodzianka z okazji 50 rozdziału i w sumie urodzin "Chłopca", choć te wypadały już jakiś czas temu.
Nie zważajcie na błędy proszę, uciekały mi już paluchy, chyba przez późną (wczesną?) godzinę :3
~Suzy Sawyer/
Harry nie spał. Nie mógł zamknąć oczu, gdy ból rozsadzał mu całą czaszkę, a Voldemort podsuwał jego umysłowi kolejne sceny tortur. Ból nie dał mu nawet spokoju, gdy wizje przestały przemykać przed jego oczami. Wstał chwiejnie i z ledwością chwycił swoją różdżkę. Okularów już nie dał rady zlokalizować, a już tym bardziej wsunąć na nos.
Dzisiejsza noc zapowiadała się na bezsenną również dla dwóch czarodziejów siedzących w gabinecie dyrektora, którzy dziesięć minut po walce Harry'ego z bólem głowy, usłyszeli słabe uderzenia w drzwi. Snape wstał zaalarmowany i podszedł do nich, by po chwili przytrzymać mocno chłopaka za ramię.
-Harry? - usłyszał słaby głos dyrektora i zwrócił uwagę na stan, w jakim znajdował się dzieciak. Blady, spocony, z obłąkanym wzrokiem, który kojarzył się Severusowi ze spojrzeniem ofiar Czarnego Pana.
-Widziałeś? - zapytał jedynie czarnowłosy mężczyzna i pozwolił chłopakowi na odzyskanie resztek jego poranionego umysłu. Było to trudne dla Mistrza Eliksirów, ponieważ uświadomiło go dogłębnie w tym, co robiła temu Gryfonowi tocząca się wojna. Wojna, w którą żadne dziecko nie powinno być wplątywane. Ani magiczne, ani mugolskie. A już zwłaszcza nie chłopak, który całe życie był maltretowany przez rodzinę, a gdy dostał szansę na normalne posiłki i nieograniczony dostęp do wiedzy na temat, który w jego domu był tabu, zdobyć to mógł pod warunkiem spełnienia chorej roli Wybawiciela. Pal licho, że tym chłopcem był syn Jamesa! Był to także syn Lily, tak drogiej dla Snape'a przyjaciółki, synem, który odziedziczył jej upór i wrażliwość.
Profesor posadził chłopaka na krześle przy biurku Albusa, gdy ten szukał w szufladce odpowiedniego eliksiru. Buteleczka szybko znalazła się przy drżących, bladych wargach, dyrektor mówił łagodnie i pomógł Harry'emu zażyć specyfik. Severus poczuł ukłucie zazdrości, chcąc stanąć na miejscu dyrektora i zająć się tym upartym dzieciakiem.
Po kilku dłużących się minutach, oczy Pottera stały błyszczące od, targających młodzieńcem, emocji.
-Profesorze, całe szczęście... - powiedział i było to pierwszą rzeczą, poza niezrozumiałym mamrotaniem, którą wyartykułował patrząc na Mistrza Eliksirów ze słabo ukrywaną ulgą. Szybko jednak zarejestrował obecność dyrektora, który uśmiechnął się delikatnie, gładząc w zamyśleniu swoją brodę, choć w jego oczach wciąż błyszczały iskierki niepokoju.
-Harry, chłopcze, zechcesz mi powiedzieć co się wydarzyło? - Snape zesztywniał i chciał zaoponować, bo sama myśl o okrucieństwach, które oglądał tej nocy chłopak, przyprawiała jego samego o mdłości, których dopiero chwilę wcześniej się pozbył.
-Nie wiem, czy jestem w stanie, proszę pana – chłopak zaskoczył Profesora, który aż zamrugał. Nigdy chyba nie zdarzyło się coś takiego, co mogłoby sprawić, że Gryfon odmówił dyrektorowi Hogwartu.
Starzec przytaknął ze zrozumieniem i podał chłopcu drugą fiolkę, do której nalał herbatę i dodał kilka kropel eliksiru.
-To pomoże Ci zasnąć. Zwłaszcza, że już wiesz, że wszystko jest w porządku. Severusie, odprowadzisz Harry'ego do Wieży? Oboje potrzebujecie odpoczynku.
Pożegnali się i Profesor, nieco niepewny, czy jest odpowiednią asystą dla Złotego Chłopca, wyprowadził go i powoli ruszył z nim w stronę jego dormitorium.
-Cieszę się, że nic Panu nie jest, Profesorze – powiedział cicho chłopak, gdy szli korytarzem już dłuższą chwilę.
Snape prychnął i zerknął kątem oka na towarzysza. Dopiero teraz dostrzegł brak okularów na jego nosie i to, jak niepewnie stawiał każdy kolejny krok naprzód. Chwycił jego ramię delikatnie i bez słów prowadził go dalej, nie zważając na to, jak chłopiec zadrżał.
-Oczywiście, że nic mi nie jest, ty głupi chłopaku. Umiem o siebie zadbać nawet na terytorium wroga – odpowiedział w końcu i zatrzymał się nieopodal obrazu Grubej Damy, która smacznie chrapała w swojej ramie.
-Dobranoc, Profesorze.
Severus uśmiechnął się do siebie i odszedł, zostawiając chłopaka samego, słyszał jeszcze jak ten budzi Damę i przechodzi przez obraz, by udać się do dormitorium.
Westchnął i spojrzał przez okno, księżyc powoli odchodził, chcąc zrobić miejsce dla słońca i pozwolić światu cieszyć się nowym, pełnym przygód dniem. Nie było sensu dla Mistrza Eliksirów pójść spać i oglądać koszmary minionej nocy w kółko. Eliksir nasenny odpadał z racji na ten trzeźwiący, który zażył chwilę przed wyjściem.
Postanowił więc usiąść przed kominkiem i spojrzeć w ogień, oddając się błogiej ciszy swoich komnat.
Harry rano wyglądał jak chodzący trup, nie miał siły iść na śniadanie, ale gdyby nie poszedł i nie wmusił w siebie tostów i jajek z bekonem, byłby napastowany przez przyjaciół i głodny aż do pory lunchu. A miał dzisiaj Eliksiry. Pierwsze w tym roku, a co za tym idzie, chciał udowodnić Snape'owi, że naprawdę nie próżnował przez wakacje i to, co stało się w Ministerstwie było błędem starego Harry'ego, który zrobił przez te dwa miesiące miejsce dla nowego, bystrego i pilnego, ucznia. Miał nadzieję zostać docenionym w tym roku.
Spojrzał na stół prezydialny i uśmiechnął się niemrawo, widząc jak nowy nauczyciel Obrony wykłóca się o coś z McGonagall, która zwróciła się do ironicznie uśmiechniętego Mistrza Eliksirów, a ten odpowiedział coś wspomnianemu nauczycielowi i sprawił, że ten nie odezwał się już do końca śniadania i pozwolił wszystkim innym skończyć jeść. Gryfon cieszył się, że pobierał naukę obrony u Snape'a, bo nowy nauczyciel bardziej przypominał mu tego narcyza, z którym mieli do czynienia na drugim roku. Prychnął oburzony. Czy dyrektor w ogóle sprawdza, kto uczy tak ważnego przedmiotu, jak OPCM?
-Co jest takie śmieszne, stary? - zapytał Ron i spojrzał w stronę, w która patrzył Harry – Ty byłbyś o wiele lepszym nauczycielem zamiast niego. Powinni reaktywować klub pojedynków. Chociaż tam byśmy się czego nauczyli.
Okularnik wzruszył jedynie ramionami i uśmiechnął się.
-Zobaczymy, Ron – powiedziała Hermiona dopijając poranną herbatę, a Draco, z racji swego położenia, zajmujący miejsce obok dziewczyny przytaknął.
-Cokolwiek byś nie powiedziała o nim, zdążył zdenerwować już całe grono pedagogiczne – Ron spojrzał dziwnie na blondyna, czując się skołowany. Nie wiedział jak zareagować, więc po prostu zignorował temat.
Gdy opuścili Wielką Salę i ruszyli w stronę lochów na lekcje ze Snape'em, Ron odciągnął Harry'ego od przyjaciółki i Malfoya na krótki, ale zapewniający prywatność, dystans.
-Stary, możemy potem porozmawiać? Ja... potrzebuję chyba przyjacielskiego kopa i... sam nie wiem. Po prostu chce porozmawiać z kimś bardziej neutralnym niż Herm.
Oho. Chłopak nie mógł sobie przypomnieć, kiedy ostatnio jego przyjaciel go prosił o rozmowę w cztery oczy i chciał jego rady. Ron, mimo że Harry go uwielbiał i szanował, był dość infantylny i nie dawał po sobie znać, że wojna jakoś na niego wpływa. Miał proste zasady i życiowe wartości, jak na przykład „Nienawidzimy Ślizgonów. Amen.", czy „Malfoy to fretka". A to brzmiało zupełnie poważnie, nie, jak dyskusja o taktyce kolejnego meczu, który zbliżał się wielkimi krokami.
Ron Weasley wydoroślał, a Harry, jego najlepszy przyjaciel, nie zauważył kiedy.
/1/3 CZĘŚCI MARATONU BOŻONARODZENIOWEGO, zapraszam do komentowania!/
CZYTASZ
Chłopiec, który chciał kochać /SNARRY/
FanfictionKażda istota na świecie potrzebuje miłości. Czasami zrobi wszystko, by choć przez chwile poczuć to ciepło rozlewające się po ciele, promieniujące z serca. Harry przekonany jest o tym, że miłość nie jest dla niego. Czuje, że nie zasłużył na coś tak...