Rozdział 29

4.1K 298 52
                                    

/Oto i on. Trochę mi zajęło ogarniecie się po maturach, ale naszła mnie wena i dokończyłam rozdział :)

Dziękuję za każdy czajnik w komentarzach! Serduszko rosło aż i bardzo się cieszę, że tak dużo osób postanowiło jednak przeczytać ten rozdział <3

~Suzy Sawyer

(Hasło do rozdziału 29 na dole!)/





Rozmowa z Syriuszem na temat podarku od Snape'a trwała krótko, ponieważ wyjrzała do nich Pani Pomfrey i zganiła Harry'ego za zamęczanie jej pacjenta, ale szybko odpuściła, dostrzegając jak oczy chłopca świecą, gdy spoglądał na swojego chrzestnego. Nie miała serca go wyrzucić za drzwi, więc rzuciła tylko, by nie przemęczył Blacka za bardzo i wróciła do gabinetu, patrząc na nich z rozczuleniem.

-Więc dziś mnie przeniesiecie? - zapytał Łapa, gdy zostali już sami, Harry przytaknął i uśmiechnął się delikatnie.

-Wczoraj sprawdziliśmy bariery i nałożyliśmy nowe... Spróbuję namówić Snape'a żebyśmy cię odwiedzili co jakiś czas, ale mówią, że nie jest to bezpieczne ani dla ciebie, ani dla mnie.

Starszy westchnął ciężko i ścisnął dłoń chrześniaka.

-Nie przejmuj się. Jestem pewien, że szybko sytuacja złagodzi się na tyle, że wrócę do Hogwartu i ukryję się tutaj. Nikt mnie już nie aresztuje. Remus mówił, że zostałem oczyszczony ze wszystkich zarzutów i odznaczony pośmiertnie Orderem Merlina – prychnął rozbawiony, ale w jego słowach wyczuwalna była gorycz. Tyle lat młodości zmarnował w Azkabanie, nikt mu nie wierzył, a został uznany za niewinnego dopiero, gdy wpadł za Zasłonę.

Dalsza rozmowa była raczej przyjemna. Starali się unikać bolesnych i trudnych tematów, co nawet nieźle im wychodziło. Po godzinie Harry otrzymał na pergaminie wiadomość od Mistrza Eliksirów, że powinien wrócić do lochów, więc pożegnał się z Syriuszem i obiecał mu, że zobaczą się wieczorem, gdy będą go eskortować do jego kryjówki. Ruszył w stronę lochów przeskakując po dwa stopnie, gdy schodził po schodach. Resztę dnia spędził żegnając gości, którzy co jakiś czas pukali do komnat Mistrza Eliksirów, a ten po piątym razie warknął pod nosem zdenerwowany i zamknął się w swojej sypialni, nie wychodząc z niej aż do kolacji. Po posiłku, który zjedli w gabinecie Dumbledore'a wraz z Syriuszem oraz poproszonymi o pomoc członkami Zakonu Feniksa, wśród nich znalazł się również Remus Lupin, który był niezwykle poruszony obecnością przyjaciela. Harry pamiętał w jaki szał wpadł ten spokojny mężczyzna, był gotów rozszarpać każdego, kto stał mu na drodze do zemsty, ale szybko się opanował, widząc jak Złoty Chłopiec zalał się najpierw łzami, a potem niemal z wściekłości rozwalił gabinet Dyrektora. Remus był dużym wsparciem, bo kochał Syriusza równie mocno co on.

Po posiłku wszyscy udali się w grupie do strefy, z której mogli się aportować. Za pomocą klucza ponownie znaleźli się przed uroczym domkiem i ulokowali w nim Syriusza dając kilka chwil jemu i Harry'emu na pożegnanie. Tym razem jednak pierś nastolatka rozrywała radość, bo zdawał sobie sprawę z tego, że za kilka miesięcy go ujrzy i nie miał w głowie świadomość, że ujrzy go jeszcze wiele razy, bo jego najbliższy wciąż jest wśród nich. Objął go jednak mocno i wrócił wraz z innymi do Hogwartu. Mimo wszystko po paru godzinach dopadło go zmartwienie, że jednak mógł widzieć ojca chrzestnego po raz ostatni... nie wiedział kiedy przyjdzie im walczyć, ani tym bardziej nie miał pojęcia czy przeżyłby starcie z Voldemortem.

Severus wyraźnie dostrzegł lekko zmarszczone brwi chłopca, który miał tak zacięty wyraz twarzy i był tak rozkojarzony, że nawet nie dostrzegł iż trzyma książkę do góry nogami. Postanowił to jednak przemilczeć. Da dzieciakowi porządną lekcję jutro, gdy będą podczas ćwiczeń wykorzystywać wiedzę, którą powinien zdobywać właśnie teraz. Jednak po godzinie takiego bezowocnego wgapiania się w zapisane strony, Harry uniósł swoje wielkie, zielone oczy, błyszczące tak dziwacznie, patrząc wprost na swojego nauczyciela.

-Co się stanie jeśli zginę próbując? - zapytał cicho, a jego głos zdawał się być niezwykle odległy. Jakby chłopak był tu jedynie ciałem, ale oczy, wciąż zacięte i błyszczące, udowadniały, że chłopak jest w pełni skupiony na twarzy Mistrza Eliksirów i nigdzie nie odpłynął.

Mężczyzna z ociąganiem zaznaczył stronę studiowanej przez siebie księgi i odłożył ją powoli na stół, starając się patrzeć wszędzie, byle uniknąć tego dziwacznego blasku, który z każdą sekundą się nasilał, jakby coś w tym spojrzeniu miało wybuchnąć, jakby chłopak dusił w sobie erupcję prawdziwego wulkanu.

Przedłużał tą chwilę. Bo co miał zrobić? Potwierdzić jego słowa?

„Tak, Potter. Urodziłeś się po to, by zginąć w walce i pociągnąć za sobą Czarnego Pana. Tak naprawdę nikogo nie obchodzi co się z tobą stanie. Wszyscy oczekują twojej śmierci. Twojego poświęcenia."

A może powinien zaprzeczyć? Zrobić to, co wszyscy inni wokół chłopaka?

„Nie, Potter. Wszyscy będą u twojego boku podczas walki. Przeżyjesz i będziesz wiódł spokojne życie celebryty, ludzie będą ci padać do stóp. Przecież nikt nie zginie. Uratujesz wszystkich. Jesteś Wybrańcem."

Taki zlepek paplaniny sprzedawali mu ludzie pokroju Dumbledore'a. Mieszając w głowie dzieciaka i wychowując do na impertynenckiego bachora, budowali jego ego, dawali mu sławę. Snape przez ostatnie dni przekonał się, że syn Lily wcale nie tego chce od świata, ale nie dopuszczał do siebie tej myśli, ponieważ to zaburzyłoby pewien porządek rzeczy i skoro z Potterem jest fizycznie lepiej, to mógł z powrotem pławić się w nienawiści do jego osoby. Przynajmniej tak myślał.

Prychnął i spojrzał na swojego ucznia z szyderczym uśmiechem.

-Boisz się, że nie zdążysz nacieszyć się sławą i kolejkami młodych dziewcząt chcących za ciebie wyjść? A może, że wszystkie zasługi zabiorą twoi godni pożałowania przyjaciele i ten pies? Doprawdy, Potter. To niesamowite, jak wielkie masz mniemanie o sobie – mruczał, patrząc wyzywająco w zielone oczy i z dumą obserwując, jak zasnuwa je mgiełka wściekłości. Wszystko jest po staremu. Tak, jak powinno być.

Chłopak zerwał się z miejsca i patrzył na niego dysząc.

-Jak... jak pan może, profesorze? - zapytał dziwnie cichym i spokojnym głosem, który nie pasował do jego obecnej postawy – Miałem nadzieję, że wreszcie...

-Nadzieję na co? Wspaniałą przyjaźń ze swoim profesorem? - prychnął.

-Na rozmowę z kimś, kto obcował z Nim równie blisko i wie co znaczy być przez niego torturowany – zachwiał się i usiadł ciężko na fotel, chwytając się za grzbiet nosa i zamykając oczy.

Severusa zamurowało. Potter chciał się mu zwierzyć, bo bał się konfrontacji z Voldemortem i dlatego zwrócił się z tym do Mistrza Eliksirów. Nie znał nikogo innego, kto zna tak dobrze jego wroga, z którego ręki najprawdopodobniej przyjdzie mu zginąć. Snape poczuł się głupio. Możliwe, że zapomniał już jak długo zajmuje nadwątlonemu, upokorzonemu umysłowi dojście do siebie. I nawet on jako legilimenta nie umiał szybko naprawiać takich usterek... to potrzebowało więcej czasu.

Na nienawiść przyjdzie jeszcze czas.

Przymknął na chwilę powieki i przywołał do siebie dwie filiżanki oraz imbryk z ciepłą herbatą. Rozlał napój do filiżanek i postawił je na stole. Harry otworzył powoli powieki i rzucił niepewne spojrzenie na stół, a następnie na mroczną postać profesora.

-Porozmawiajmy – usłyszał cichy głos i poczuł, jak lód, który zdążył ochłodzić jego serce niepewnością, topi się.

/Filiżanka/

Chłopiec, który chciał kochać /SNARRY/Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz