XXIX

1.4K 219 340
                                    

- Niespodzianka skurwysyny. - powiedział do nich książę, stając prosto oraz uśmiechając się do demonów lekko prześmiewczo.  

Nadal miał w swojej piersi dziurę, przez którą można było na spokojnie wyjrzeć na wylot, nie przeszkadzało mu to jednak w dalszym walczeniu z demonami. Nie minęła sekunda, a spojrzenie księcia spotkało się z tym Lucyfera i wtedy nie potrzebowali słów aby się zrozumieć.

- Lucifer I want you to kill both of the rebellious demons. - rozkazał, a jego włosy zmieniły kolor na głęboką czerń, a jego lewe oko także zmieniło kolor na podobny do tego drugiego. Lucyfer od razu poczuł, jak przez jego ciało przepływa dodatkowa energia spowodowana paktem. Podniósł się więc z ziemi, zaraz po tym podchodząc do swojego podopiecznego. Położył swoje dłonie na jego policzkach, a następnie szybko pocałował go w czoło, zostawiając na chłopaku specjalne zaklęcie, dzięki którym nie musiał martwić się o żadną tarczę. 

- Czas to zakończyć, raz na zawsze. - powiedział Lucyfer, patrząc z żądzą walki na demony. 

Szybko ściągnął z siebie marynarkę, a następnie rzucił w Schlatta kulą ognia, równocześnie podlatując do drugiego demona. Od razu z pomocą swoich szponów próbował wbić się w jego ciało, jednak William pomimo swoich obrażeń, nadal był ciężkim przeciwnikiem. Oboje mieli pakty, które dodawały im energii, lecz przez oczywiste geny to Lucyfer miał więcej siły, oraz magii w sobie. Grzechy jednak były jedynie niewiele słabsze od niego, więc w tym momencie walka dwóch grzechów przeciwko królowi piekieł była całkiem wyrównana, 

W tym samym czasie George próbował z pomocą swoich mocy pozbywać się dziwnych kreatur, jednak pojawiało się ich coraz więcej, oraz te specjalnie mieszały się z rycerzami jego królestwa, więc teraz coraz częściej wahał się nad strzeleniem do nich, bo nie chciał uszkodzić swoich rycerzy. Jedna z kreatur wykorzystała jego nieuwagę, zaraz po tym atakując go swoimi szponami. Książę od razu zasłonił się swoimi rękami, czekając na cios, jednak ten nie nastąpił.

- Przepraszam za spóźnienie książę, zatrzymali nas we wschodnim skrzydle zamku. - powiedział znajomy głos jego kamerdynera, który zaraz po tym pomógł mu wstać z ziemi, kiedy za to demon, z którym miał pakt walczył z otaczającymi ich potworami.

- Tobi uważaj! - ostrzegł go brunet, zaraz po tym obierając swoimi dłońmi atak Alexisa, który z pomocą swojej siekiery chciał skrzywdzić drugiego bruneta. George czuł, jak krew zaczyna spływać mu dłoni, w którą uderzyło ostrze broni. Drugi król usmiechnął się pod nosem, patrząc na niego, zaraz po tym odsuwając się z diabielskim uśmiechem na ustach.

- William, Schlatt macie tutaj darmowe pożywienie. - zawołał, na co brunet spojrzał na niego ze strachem na twarzy.

- O co ci chodzi? - spytał cicho, obracając się w kierunku walczących demonów, które na głos swojego tymczasowego pana, od razu zaczęły lecieć w jego kierunku.

- Tubbo, nie daj im się do niego zbliżyć! - rozkazał król Gehenn, samemu próbując jak najdłużej utrzymać bezpieczny dystans pomiędzy dwoma grzechami z nim włącznie od swojego przyszłego męża.

- Zrozumiałem! - odpowiedział kamerdyner, zaczynając walczyć z władcą Las Nevadas.

 - George musisz się jak najszybciej zregenerować! - dopowiedział zarz po tym, unikając kolejnego ataku samemu uderzając jednego z demonów. 

- Zajebista rada, ale jest jeden problem. Kurwa nie wiem jak! - odpowiedział mu brunet. 

- George Henry Davidson nie wypada księciu używać takiego języka! - upomniał go jego ojciec samemu zabijając jednego z wrogich rycerzy. 

- Tato, jesteśmy w środku wojny, później mi zrobisz wykład o tym, że nie powinienem tak mówić. - odpowiedział mu jego syn, wstając z ziemi aby uciec w bezpieczne miejsce, gdzie mógłby, chociaż magicznym cudem spróbować się zregenerować. Jednak kiedy tylko spróbował uciec w jednym z kierunków tam pojawiały się potwory, przez które nie mógł przejść. Kątem oka zobaczył jak w jego kierunku nadciąga Schlatt, któremu udało się przedostać przez broniącego go Lucyfera. Widział czerwony błysk, oraz ostre demoniczne kły kiedy z wyciągnięta ręką leciał w jego kierunku aby pewnie chwycić jego gardło. Tobi zajęty walką z drugim władcą, nie mógł mu teraz pomóc, więc książę ponownie zasłonił się rękami, w głowie nawołując kogokolwiek kto mógłby mu pomóc. 

W ten usłyszeli jak coś pęka, a zaraz po tym z nieba zaczęło pojawiać się ostre białe światło, przez które demony, upadły nagle na ziemię odsuwając się jak najbardziej od niego. George natomiast odwrócił głowę w jego kierunku patrząc na to co się dzieje. Z nieba zaczęły zlatywać anioły, a przed księciem pojawił się sam Bóg w swojej osobie. 

- Pomogę wam, bracie w tej wojnie. Obronię twojego podopiecznego. - powiedział Noah, patrząc z lekkim uśmiechem na swojego starszego brata. Ten odwzajemnił jego uśmiech zaraz po tym swoją mocą przyciągając Schlatta z powrotem do siebie. 

- Pomóż mu się zregenerować, jego krew jest dla demonów dodatkową energią do walki. - odpowiedział mu władca Gehenny, dalej walcząc z dwoma grzechami głównymi. 

Nie minęła chwila a pomiędzy samym Lucyferem a Williamem rozpoczęła się bardzo niebezpieczna walka. Demony atakowały się nawzajem próbując pokonać drugiego. Nagle Lucyfer zobaczył w dłoni demona coś, czego się kompletnie nie spodziewał. Szybko rzucił się w kierunku ojca jego przyszłego męża wyczuwając od niego tę samą energię co od grzechu chciwości. 

- Wszyscy uciekać! to miejsce zaraz wybuchnie! - zawiadomił głośno wszystkich a następne wydarzenia działy się bardzo szybko. Anioły natychmiast pochwyciły rycerzy od razu teleportując się z nimi na bezpieczną polanę przed zamkiem. Noah zrobił to samo z księciem, a Ranboo ze swoim panem. 

- It was never mean to be... - wyszeptał demon zaraz po tym zgniatając małą kulkę w dłoni, która uruchomiła zaklęcie, przez które cały zamek wybuchł. William nie spodziewał się jednak, że Lucyfer w sekundę przyciągnie go do siebie swoją magią tak, że ten znalazł się zdecydowanie za blisko epicentrum wybuchu. Wolną dłonią odepchnął od siebie króla L'Manburgu, tak że ton odleciał daleko od nich, a sekundę później cały zamek wybuchł zamykając w środku dwa demony. 

- Dream! - zawołał książę, próbując podbiec do wybuchu, jednak zatrzymał go brat demona, trzymający go mocno w ramionach. 

- Nie możesz tam pobiec George. Zaraz pewnie tu przyjdzie, musi przyjść.- zapewnił go Bóg, samemu nie będąc pewien czy tak się stanie. Bardzo tego chciał. Zauważyli jak w ich kierunku leci ojciec bruneta, więc jeden z aniołów szybko złapał go, zaraz po tym, pomagając zlecieć bezpiecznie na ziemię. 

- Tato. Nic ci nie jest? - spytał chłopak, podbiegając do niego, aby zaraz po tym się do niego przytulić. 

- Nic mi nie jest. A ty? Tobie też nic nie- Boże słodki George, nie masz serca. Dosłownie. - powiedział król, zauważając dziurę w klatce piersiowej swojego syna. 

- A to... Nie przejmuj się, to nic. - odpowiedział, uśmiechając się niezręcznie. 

- Zaraz go wyleczę. - zapewnił Noah, uśmiechając się lekko do króla, kładąc delikatnie dłoń na ramieniu księcia. 

Nie minęła chwila a obok księcia pojawił się Lucyfer, od razu opierając się o niego. Wyglądał na bardzo zmęczonego, a na jego twarzy było widać brud. 

- Udało się. Pokonaliśmy go. 

✅ El Diablo // DreamNotFound [Zakończone] ✅Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz