𝗥𝗼𝘇𝗱𝘇𝗶𝗮𝗹 𝗜

2.2K 168 19
                                    

Gregory natychmiastowo wstał z łóżka, upuszczając na podłogę zakrwawiony nóż. Czy on ją zabił...?

Spojrzał na siebie, był nagi i zabrudzony krwią, więc szybko założył na siebie wczorajsze ubrania, nieco przecierając zaschniętą krew.

Jego myśli kłóciły się ze sobą, przecież on nie mógłby czegoś takiego zrobić, na dodatek Mii. Może to przez te narkotyki albo ktoś go wrobił. A może to jakiś zwykły żart? Trochę byłby dziwny, ale...

Podszedł bliżej do ciała, kobieta też była naga. Leżała na plecach i miała widoczne rany duszenia na szyi, najpewniej jedną ręką, a druga w międzyczasie została wbita w serce... Nie dochodziło to do niego, to nie mogła być prawda, to musiał być jakiś okropny sen. Nagle za pleców usłyszał kogoś:

- Jakiś krzyk usłyszałem i... kurwa co to jest! - odezwał się zachrypnięty głos Thomasa Shelby'iego. Montanha odwrócił się w jego stronę i zobaczył, z jakim przerażeniem patrzy na ciało Mii, po chwili ten wzrok padł na niego. - Grzesiu c-co tu się stało, czy to jest Mia?

Teraz dopiero zrozumiał powagę sytuacji i jak to mogło wyglądać z perspektywy innej osoby. Nie wiedział co ma teraz zrobić, przecież to wyglądało... jakby on ją zabił.

- J-ja nie wiem, obudziłem się i tak ją znalazłem... - odpowiedział zmieszany, a Thomas szybko podszedł i sprawdził funkcje życiowe.

- Ona nie żyje... Co tu się stało Grzesiu? Bo to nie możliwe, żebyś... - Shelby nie wiedział co robić tak samo, jak Montanha.

- To nie ja zrobiłem! Znaczy... ja nic nie pamiętam, ale to nie mogłem być ja - bronił się załamany Gregory.

- Wierzę ci, ale w takim razie kto to zrobił? - Na to pytanie Grzesiu nie potrafił odpowiedzieć, chyba dopiero teraz do niego dochodziło, że kobieta, która mu się podobała, nie żyje.

Do pokoju nagle weszli Lily Swallow, Kenji Toyoda, Raul Danzano i Tom Rift, wszyscy byli w szoku widząc co tu się dzieję.

- Mówiłam wam! Jeszcze przed chwilą Montanha leżał obok na łóżku z nożem w ręce. On ją zabił! - Kobieta była roztrzęsiona, a w jej oczach były łzy. Razem z Mią były bliskimi przyjaciółkami, ale Gregory za nią nigdy nie przepadał. To pewnie ona go rano obudziła swoim wrzaskiem.

Wszyscy spojrzeli na Grzesia nieprzychylnie a w pokoju nastała cisza, przerywana płaczem Lily. Tak naprawdę nikt nie wiedział co ma zrobić, najlepszym pomysłem pewnie byłoby zadzwonić na policję, ale w sumie tu byli sami policjanci, może niezbyt sprawni, bo skacowani

Najgorzej, że wszystkie poszlaki kierowały na Grzecha, a on sam nie miał nic na swoją obronę, przecież nic nie pamiętał. Ale to nie mógł być on, prawda? Nigdy by czegoś takiego nie zrobił...

- Montanha czy ty to zrobiłeś? - zapytał w końcu Tom Rift i spojrzał wyczekująco na mężczyznę.

- To nie mogłem być ja! Przecież wiecie, że nigdy nie zamordowałbym człowieka, na dodatek Mię! Nadal nie wierzę, w to co się wydarzyło... - odparł załamany Gregory, lecz wszyscy patrzeli na niego nie ufnie.

- Wiem, że to ty! Nikt inny nie mógł tego zrobić, wykorzystałeś ją, a później zabiłeś! - zaczęła się wykłócać dziewczyna. Można było załatwić to w spokojniejszy sposób, lecz najwyraźniej Lily chciała zrobić, jak największy raban.

- Trzeba zadzwonić na policję, zaraz to wszystko ogarniemy - uspakajał ją Raul - dowiemy się kto to zrobił, jeżeli to nie ty Grzechu to nie musisz się bać.

Lecz kobieta dalej się awanturowała, przez co budziło się coraz więcej osób, którzy przychodzili zobaczyć co się dzieje. Ktoś zadzwonił na policję, a Gregory stał z boku lekko w szoku, nie wiedząc co ze sobą zrobić.

Był wręcz przerażony. Wszystko wskazywało na jego winę, nie miał żadnych dowodów na swoją niewinność. Zaczął panikować, nie chciał stracić swojej posady, a tym bardziej pójść do więzienia.

W pomieszczeniu zaczęło robić się tłoczno i głośno. Grzechu wiedział, że nie miał za dużo czasu, musiał działać tu i teraz. Podjął spontaniczną decyzję i wydostał się z pokoju, wtapiając się w tłum. Nie było to za trudne.

Zdecydował, że sam znajdzie sprawcę, ale nie dałby rady tego zrobić, jeżeli by go aresztowali i zamknęli w celi do czasu rozprawy. Wmawiał sobie, że to nie jest ucieczka tylko po prostu... nie mogli go zamknąć. Musiał znaleźć osobę, która go wrabiała.

Wyszedł z domku i podbiegł do swojego samochodu, w kieszeni swoich spodni odnalazł kluczyki i telefon. Szybko wsiadł i odjechał, zanim ktoś zauważył. Jechał jak najdalej od miasta, jak najdalej od tego domku. Chyba dopiero teraz do niego dochodziła powaga sytuacji.

Minął jadący radiowóz i cicho zaśmiał się pod nosem. Doskonale wiedział, gdzie on jedzie...

Zajechał gdzieś na jakąś odludną plażę, nie miał dokąd jechać, na dodatek paliwo mu się kończyło, a wolał nie jechać na stację. Nie wiedział, czy już nie jest poszukiwany.

Wyłączył samochód i odszedł kilka metrów od niego. Usiadł na piasku, wciągając do nozdrzy świeże powietrze. Nie przejmował się temperaturą, pomimo że miał na sobie tylko krótką koszulkę i dżinsy, ponieważ nie zdążył zabrać swojej kurtki. Już wszystko mu było obojętne.

Siedział tak, patrząc na fale, a w jego głowie przelatywało mnóstwo myśli. Co on miał teraz zrobić? Wiedział, że sam nie da rady.

Odpalił telefon, była godzina 11:20 i wszedł w kontakty. Większość to była policjanci, którzy raczej chcieli go złapać niż pomóc. Hank może mógłby mu pomóc... Był dla niego jak brat, ale wątpił, że specjalnie dla niego stałby się skorumpowany, bo jak to inaczej nazwać. Dla niego służba była najważniejsza w sumie tak samo, jak dla Hanka

W tym momencie mężczyzna do niego napisał: „Gdzie jesteś Grzesiu?". Teraz Montanha jeszcze bardziej się wahał. Chciał odpisać, ale nie mógł się przemóc. Po chwili Hank jeszcze dopisał: „Wiem, że to nie ty, ale wiesz, jak to teraz wygląda, uciekłeś z miejsca zdarzenia. Proszę zgłoś się na komendę coś wymyślimy."

Po jego policzku spłynęła łza, którą szybko starł. Nie mógł sobie pozwolić na chwilę słabości. Wrócił do kontaktów i odrzucał po kolei każdą osobę. Capela nie, bo pewnie on prowadzi tę sprawę i właśnie patrzy na ciało Mii. Janek leży pewnie skacowany i jeszcze o niczym nie wie, ale już od dawna dawał wrażenie, że chce się pozbyć Grzecha z policji, więc pewnie szybko uwierzy, że to jego wina. Susan nie chciał w to wplątywać, Thomas, który pewnie pomagał teraz na miejscu, zabiłby go za to. Nikogo nie chciał wplątywać, chyba że...

Wpadł na dość głupi pomysł, została mu ostatnia osoba, która mogłaby mu pomóc. Choć nie był pewny czy może mu zaufać, czy nie wyśmieje go, jak zadzwoni lub osądzi go jako mordercę. Chociaż w sumie pewnie sam kiedyś zabił jakiegoś człowieka, na tą myśl przeszły go ciarki, które nie były od zimna. Nie miał już nic do stracenia, wybrał numer i zadzwonił. Po chwili udało mu się dodzwonić i nie pewnie odezwał się:

- Potrzebuję twojej pomocy Erwin, bardzo potrzebuje...

(nie)winny | MorwinOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz