- Dobrze sobie poradziliście na napadzie, nawet pomimo... niektórych przeszkód - rzekł Kui Chak. Spotkali się następnego dnia po kasynie w tym samym miejscu, gdzie wcześniej obmawiali plan. Słaba żarówka oświetlała uśmiechnięte twarze mężczyzn.
- Czy mamy już w planach coś następnego? - zapytał David, który bawił się nożem i co jakiś czas uderzał z impetem w drewniany stół, zostawiając ślady.
- Raczej nie, chociaż można niedługo jakiś bank zrobić - odezwał się Erwin. Był nieco zmęczony, zeszłej nocy późno zasnął, po tym, jak odwiózł Gregoryego, a później zajął się rannym Carbo. Nie było go tutaj razem z nimi, ponieważ odpoczywał u siebie w mieszkaniu.
- A zrobimy już dzisiaj, proszę? - próbował wybłagać Ivo. Pastor zaśmiał się pod nosem, ten młody chłopak był dosłownie żądny przygód, a raczej kłopotów, w które często wpadał. Chociaż, pomimo że był w ich ekipie od niedawna to dobrze sobie radził, w sumie to brat Carbonary.
- Na spokojnie, jeżeli ktoś jest chętny to można, ale raczej radziłbym wam jutro - poradził Kui, gdy zaczął dzwonić jego telefon - Poczekajcie, muszę odebrać - rzucił tylko i odszedł na bok, odbierając rozmowę.
Temat się urwał, a wszyscy spoglądali na stół. Erwin rzucił spojrzenie na Montanhę tuż obok niego. Widział on, że w ich towarzystwie zawsze czuł się niekomfortowo, ale raczej nigdy nie zaprzątał sobie tym głowę. Dzisiaj jednak Gregory wyglądał na bardziej wyluzowanego, nie miał spuszczonej głowy i stał tuż obok nich, a nie gdzieś z tyłu. Pastor przygryzł niepewny wargę i powiedział:
- Chcę też przypomnieć o zajebistej ucieczce Grzecha. Nie wiem, jak to działa, ale jako policjant nie umiał jeździć i wjeżdżał w każdy słup, a nagle, gdy musiał uciekać z kasyna, nauczył się prowadzić - zaśmiał się Erwin i poklepał Monte po ramieniu.
Spodziewał się, że mężczyźni spojrzą na Montanhę z tym grymasem niepewności, lecz miło się zaskoczył, gdy wszyscy się z nim zgodzili i zaczęli gratulować starszemu mężczyźnie. Tylko San stał cicho, nie spoglądając nawet w tamtą stronę. Sam Grzechu był zdziwiony i tylko cicho dziękował. Spiorunował też pastora wzrokiem za to, że coś o nim wspomniał w grupie.
Kui rozłączył się i z niezadowoloną minę wrócił do reszty. Chwile jeszcze porozmawiali, jednak po chwili już wszyscy zaczęli się zbierać, mając swoje sprawy do załatwienia. W pomieszczeniu został tylko chińczyk, Erwin i Montanha.
Greogry chciał już wychodzić, lecz pastor go zatrzymał i kazał jeszcze zostać.
- Wywiązałeś się z roboty Montanha, na dodatek dobrze się bawiłeś i zrobiłeś więcej niż miałeś. Także uruchomiłem moje kontakty, żeby się więcej dowiedzieć, jednak muszę cię też o kilka rzeczy zapytać - zaczął właściciel Burger Shota.
Tak naprawdę szukał już informacji od jakiegoś czasu, za prośbą Erwina. Był pewien, że były policjant wywiąże się ze swojej roboty, a wiedział, że im szybciej zaczną kopać, tym szybciej odkryją prawdę. Na dodatek trzeba było szybko działać, bo jeżeli nie zabił kobietę Grzechu, morderca mógł ukrywać teraz wszelkie poszlaki.
- Pytaj o wszystko, postaram się odpowiedzieć - powiedział podekscytowany Gregory.
- Zacznijmy od najważniejszego... Czy zabiłeś Mię? No wiesz, jak to nawet ty zrobiłeś to możesz nam powiedzieć, nie jesteśmy policją. Może też...
- Nie! Jestem pewien. Jestem przykładnym funkcjonariuszem, nie zabiłbym nikogo, na dodatek Mię... - przerwał Kuiowi Grzechu. Czuł się, wręcz obrażony, że mężczyzna tak pomyślał.
- Ale czy nie mówiłeś mi, że nic nie pamiętasz z tego wieczoru? - wtrącił się pastor, siadając śpiący na starym fotelu. Przymknął na chwile oczy, słuchając rozmowy.
![](https://img.wattpad.com/cover/285279918-288-k33888.jpg)
CZYTASZ
(nie)winny | Morwin
Fiksi PenggemarZwykła impreza w Sylwestra. Dużo alkoholu, głośna muzyka i kilku ludzi. Tak spędził ten wieczór Gregory Montanha. I nic nie byłoby w tym dziwnego gdyby nie to co zauważył rano w jego łóżku, a dokładniej kogo...