𝗥𝗼𝘇𝗱𝘇𝗶𝗮𝗹 𝗩𝗜

1.7K 141 38
                                    

Erwin Knuckles podjechał Corvettą pod opuszczony budynek. Wczoraj od Dii też dostał klucze tak, jak reszta chłopaków. Mieli się spotkać o godzinie 15, aby rozpocząć już przygotowania do kasyna, który mieli zrobić razem z Gregorym.

Wczoraj poszedł spać dość późno. Po rozmowie z Carbonarą wiedział, że tak szybko nie zaśnie, więc porobił z kilka furgonów z nudy. Przynajmniej pozdobywał kilka rzeczy na napady. Wstał gdzieś około 12 i szybko się ogarnął, aby przyjechać szybciej na miejsce.

Ubrał dzisiaj szarą koszulkę oraz na to czarną bluzę i szare, dżinsowe spodnie. Powiedziałby, że to był jego taki typowy strój.

Wszedł do środka, kierując się na drugie piętro, gdzie mieszkanie miał Grzesiu. Przechadzał się po pustym korytarzu, niezbyt się śpiesząc. Doszedł do właściwych drzwi i zamiast zapukać, sam sobie otworzył, wchodząc do pomieszczenia.

Na kanapie leżał skulony Grzechu. Wersalka była najpewniej za mała dla niego, dlatego leżał w takiej pozycji. Erwin uśmiechnął się zadowolony, widząc, że założył on rzeczy, które mu kupił. Specjalnie wczoraj tuż, gdy on zasnął, wyszedł szybko z mieszkania i pognał do najbliższego sklepu i wybrał te najbardziej obciachowe rzeczy. Chociaż niektóre były serio spoko i dobrze przemyślane. Teraz dopiero się skapnął, że zapomniał wczoraj kupić jakiś koc. Noc była zimna, a budynek nie wyglądał na dość szczelny, nie wiedział nawet, czy było tu jakieś ogrzewanie. Bo, pomimo że miał na sobie bluzę, było mu nieco zimno.

Dopiero gdy odezwał się jakiś głos, skapnął się, jak głupio wygląda. Stał uśmiechnięty i patrzał na śpiącego Montanhę.

- A ty co się tak szczerzysz? - zapytał zachrypnięty Grzechu, który dopiero się obudził. Wstał do siadu, choć nadal był skulony. Zdecydowanie było mu zimno.

- Wyglądasz idealnie. Wiedziałem, że ubrania będą pasować do takiego rambo, jak ty - odpowiedział złośliwie Erwin, na co Monte zacisnął pięści ze złości - W różowym kolorze ci do twarzy.

- Ty siwy chuju, garbaty. Coś ty za ubrania mi kupiłeś! Nie będę tego kurwa nosić! - zaczął narzekać Gregory w typowym jego stylu, czyli wydzierając się - Przecież te rzeczy są tak brzydkie! Tak jak ty! Nie będę nosić kolorowych skarpetek!

- Tak się postarałem, aby znaleźć pasujące do ciebie ubrania, a ty jeszcze narzekasz, naprawdę? Ja mogę je zabrać, jak ci się tak nie podobają. Ale wtedy będziesz nago łazić, a nikogo straszyć nie chcemy. - Erwin podszedł do torby, w której dalej były ubrania i złapał ją, jakby chciał ją zabrać.

- Nie, nie! - krzyknął przestraszony Grzechu i podszedł natychmiastowo do pastora. - Oddawaj to! - Gregory wyrwał mu z ręki siatkę i spojrzał groźnie na Erwina z góry. Siwy czuł na swojej twarzy ciężki oddech mężczyzny, kiedy podniósł do góry głowę, aby spotkać się z jego spojrzeniem.

- Czyli podobają ci się tęczowe bokserki? - przekomarzał się Siwy. Może igrał z ogniem, jednak nie potrafił się powstrzymać. Wręcz uwielbiał wkurzać Montanhę, który dość szybko wybuchał. - A widziałeś tę piękną bluzę z pieskiem? Mam nadzieję, że wybrałem dobry rozmiar dla ciebie... - dodał jeszcze, wzniecając w Grzesiu większą złość.

- Przecież tego nosić się nie da! Szczerze, czy ty byś coś takiego nosił? - zauważył Gregory i położył z powrotem torbę na blat. Cofnął się o jeden krok, żeby powiększyć odległość pomiędzy Erwinem.

- Oczywiście, że nie - odpowiedział szczerze Erwin, krzyżując ręce na klatce piersiowej - No może niektóre rzeczy są fajne, na przykład... - Mężczyzna odwrócił się i zaczął grzebać w torbie. Po chwili wyciągnął granatową koszulkę z napisem: „Twój stary" - zobacz jaka piękna!

(nie)winny | MorwinOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz