𝗥𝗼𝘇𝗱𝘇𝗶𝗮𝗹 𝗫𝗫

1.6K 163 74
                                    

Gregory Montanha siedział w Zentorno na miejscu pasażera i niecierpliwe tupał nogą. Czekał na Erwina, który miał go zawieść do domu. Po informacji o śmierci Angeli Capela musiał jechać na miejsce zdarzenia, żeby dowiedzieć się więcej. Umówili się tylko jeszcze na wymienienie informacji wieczorem w jakiejś szemranej dzielnicy.

Ale on niezbyt tego słuchał i gdy oni omawiali jeszcze coś po odjeździe policjanta, stał tylko ze wbitym spojrzeniem w podłogę. Dużo myślał i układał sobie wszystkie fakty, które już wiedział. Zwrócił na niego uwagę dopiero Erwin, kiedy wszyscy opuścili już budynek i zostali tylko we dwójkę. Mruknął tylko coś do niego i kazał mu wsiadać do samochodu.

Bez słów podjechali pod zakon i Erwin go zostawił samego. Zniknął w budynku, nie mówiąc mu, kiedy wróci i kiedy odwiezie go do domu.

Miał nadzieję, że pozałatwia teraz wszystkie sprawy i spędzi z nim resztę dnia tak jak zawsze. Westchnął ciężko i oparł się wygodniej o fotel, przechylając głowę do tyłu i zamknął oczy. Bardzo nie chciał być dzisiaj sam, bo teraz to było już dla niego za dużo.

Tak bardzo chciał, żeby to wszystko się już skończyło, żeby ta cała sprawa była za nim i mógł wrócić do normalnego życia. Tak bardzo tęsknił za Mią, którą jak się okazuje, w ogóle nie znał...

Nie mógł sobie wyobrazić, żeby jego kochana Mia mogła specjalnie kogoś zabić i ukryć ciało. Była najbardziej niewinną osobą na świecie, którą znał. Może też ją ktoś wrobił tak jak jego? Złapał się za głowę, która zaczynała go boleć od nadmiaru myśli.

Spojrzał przez okno, lecz Erwina dalej nie było. Rozejrzał się po samochodzie i otworzył schowek samochodu. Niby nie powinien tak przeglądać jego rzeczy, ale to nie jego wina, że zostawił go tak długo, że musiał coś robić, aby nie zanudzić się na śmierć.

Wziął do ręki okulary przeciwsłoneczne i przymierzył je, przyglądając się sobie w lusterku. Nie wyglądał tak źle, ale powoli schował je z powrotem i wyciągnął jakieś dokumenty. Przejrzał się szybko, nie zagłębiając się zbytnio w treść, gdy nagle wyleciało z nich sto dolarów. Odłożył kartki, zamykając schowek i schylił się, by sięgnąć po pieniądze, kiedy usłyszał otwieranie się drzwi i głos Erwina:

- Sory, że to tak długo zajęło. Odwiozę cię szybko do domu i muszę zaraz wrócić, bo mam zaraz kolejne spotkanie - odezwał się, wkładając kluczyki do stacyjki. Gregory szybko się wyprostował, a pieniądze wcisnął do kieszeni. Nie chciał ich brać, ale głupio mu było się przyznać, że szperał w jego rzeczach.

- O-okej... - wybełkotał i spojrzał z boku na mężczyznę, jednak gdy ich wzrok skrzyżował się, spuścił wzrok na swoje nogi.

- Zgubiłeś coś? - rzucił Erwin, znowu skupiając się na drodze. Był nieco zdziwiony zachowaniem Montanhy.

- Nie jedź za szybko, bo nas policja złapie - zauważył Gregory, ignorując jego pytanie, które myślał, że miało być kąśliwą uwagą w jego stronę. Erwin o dziwo ściągnął nogę z gazu, bez zbędnego gadania.

Zapanowała niezręczna cisza w porównaniu do wcześniejszych dni, gdzie zaczynali coraz bardziej się ze sobą dogadywać i znajdywali mnóstwo tematów do rozmów. Siwy odchrząknął i włączył radio na losowej stacji, a w głośnikach zaczęła lecieć "kolońska i szlugi". Bez zawahania się Montanha przełączył na coś innego. Nie lubił tej piosenki.

Gregory spojrzał przez okno, byle tylko nie na Erwina, który obserwował go analitycznym wzrokiem. Mijali właśnie jakiś mały lasek i byli już blisko Paleto, gdzie z dnia na dzień był coraz bezpieczniejszy przez Dię, który coraz bardziej przejmował te tereny i tworzył wolne miasto Paleto.

(nie)winny | MorwinOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz