Gregory Montanha trzasnął drzwiami do swojego pokoju i ledwo co doczłapał się do łóżka, po czym runął płaczem. Skulił się w kulkę i schował twarz w ręce, chcąc zniknąć przed całym światem.
Dalej był w niemałym szoku. Nie rozumiał już Erwina i jego dziwnego zachowania. Mówił mu, że temat z Heidi został zakończony i, że nie chce już nigdy do niej wracać, a teraz się okazuję, że się jej oświadczył i spodziewają się dziecka. A w jego planie na przyszłość nie ma miejsca dla Montanhy...
Nigdy tak bardzo nie zadurzył się w kimś, a jego uczucie do Erwina się powiększało z minuty na minutę od ich przypadkowego pocałunku. Dlatego jego serce złamało się na milion kawałków i nie był pewny czy uda mu się je jeszcze złożyć w całość.
Wiedział, że musi odejść, że nie da rady dalej współpracować z Erwinem. Nie będzie w stanie codziennie patrzeć na tego mężczyznę, wiedząc, że nigdy nie odwzajemni jego miłości. Jedynym sposobem, żeby się odkochać, było zapomnienie o Erwinie, jednak nie potrafiłyby tego zrobić, gdyby dalej mieszkał z nim pod jednym dachem.
Przetarł szybko łzy, próbując doprowadzić się do porządku. Nie miał teraz czasu na płacz, bo to i tak nic mu nie da. Podszedł do komody, w której zaczął grzebać w poszukiwaniu pieniędzy, które udało mu się zdobyć na czarną godzinę. Schował je do tylnej kieszeni dżinsów i sięgnął po telefon, zamawiając taksówkę za kilka minut.
Rozejrzał się po pokoju ze smutkiem i schował jeszcze do kieszeni zdjęcia, które były kiedyś w jego szafce policyjnej. Nie czekając już dłużej, wyszedł ostatni raz ze swojego pokoju i zaczął iść po cichu korytarzem. Zanim ktokolwiek się zorientuje o jego nieoobecności, on już będzie daleko stąd.
Nie był pewny, gdzie ma pojechać. Czuł się jak wtedy na tej plaży pierwszego stycznia, kiedy był zagubiony po stracie najważniejszej osoby w życiu i nie wiedział, gdzie ma się teraz podziać. Teraz też stracił pewną osobę, jednak sprawa z Erwinem była gorsza, bo trudno mu było z myślą, że on żyje bez niego szczęśliwy.
Wymknął się z holu, poprzez duże drzwi, słysząc z bólem, jak od ścian odbijają się radosne rozmowy na temat narzeczeństwa. Nie potrafił tego słuchać.
W następne dwie minuty podjechało czarne auto z wielkim żółtym napisem taxi i ich numerem kontaktowym. Gregory podszedł do samochodu i usiadł na tylne siedzenia. Przekazał kierowcy adres jego mieszkania, który mężczyzna wpisał w nawigację.
Samotna łza zleciała po jego policzku, gdy przez okno widział, jak odjeżdżają od wielkiej willy. Przełknął wielką gulę w gardle, próbując się tylko nie rozpłakać kolejny raz, tym bardziej w towarzystwie nieznajomego.
Nie myślał już o swoim bezpieczeństwie. Zapomniał totalnie o tym, że był pilnie poszukiwany w Los Santos, ponieważ myślał tylko o swoim złamanym sercu. Nie miało dla niego już znaczenia, czy go złapią. Było mu już wszystko obojętne.
Dość szybko kierowca podjechał pod wysoki budynek. Montanha podziękował i zapłacił za tę usługę, wychodząc szybko z auta i kierując się w stronę apartamentów. Minął ludzi ze spuszczoną głową i wszedł do dobrze znanej mu windy, wybierając odpowiednie piętro.
Jego serce zaczęło mocniej bić, gdy przypomniał sobie, że nie ma przy sobie klucza i bez sensu tu przyjechał, wydając na ten przejazd całe swoje pieniądze. Rozsuwane drzwi windy się otworzyły, a on nieprzekonanie zrobił kilka kroków do drzwi jego mieszkania, których długo nie widział.
Zmrużył oczy, widząc, że pojawiła się na nich kartka z informacją od policji, że mieszkanie jest zabezpieczone i tylko oni mają wstęp. Pokręcił głową, mamrocząc coś pod nosem i położył rękę na klamce, próbując otworzyć drzwi.
CZYTASZ
(nie)winny | Morwin
Hayran KurguZwykła impreza w Sylwestra. Dużo alkoholu, głośna muzyka i kilku ludzi. Tak spędził ten wieczór Gregory Montanha. I nic nie byłoby w tym dziwnego gdyby nie to co zauważył rano w jego łóżku, a dokładniej kogo...