𝗥𝗼𝘇𝗱𝘇𝗶𝗮𝗹 𝗫𝗫𝗩

1.8K 168 50
                                    

- Gdzie on jest? - spytał Erwin, wchodząc do korytarza, gdzie siedział Carbonara na małej ławce przy ścianie, a obok stał Kui. Oboje spojrzeli od razu na Erwina, który wyglądał jak siedem nieszczęść.

Od razu, gdy zgubił policję - a na złość akurat pojechało za nim jedno SEU po ich zamieszaniu pod kasynem - i zmienił samochód, przyjechał do domu, który znajdował się w centrum miasta. Chociaż lepszym określeniem byłaby willa, bo budynek posiadał z jakieś siedem sypialni, pięć łazienek, wielki garaż i jeszcze większe podwórko.

Został zakupiony przez Kuia, który chciał w tak niewinnym miejscu otworzyć "fabrykę" narkotyków. Bo kto by pomyślał, że w domu, wyglądającym na posiadłość jakiegoś milionera znajduje się na przykład hodowla marihuany?

Erwin wcześniej o tym nie wiedział, dopiero, teraz gdy potrzebowali szybko znaleźć jakieś miejsca do ukrycia Montanhy, Kui zaproponował tę miejscówkę. Ciekawe o ilu rzeczach jeszcze nie wiedział...

- Wezwałem zaufanego lekarza, który się nim teraz zajmuje. Musimy poczekać, aż skończy - poinformował Kui, opierając się o ścianę ze skrzyżowanymi rękoma na klatce piersiowej i patrzył uważnie na Erwina - Wszyscy uciekli?

- Tak i zaraz powinni tu być - odpowiedział Siwy i zaczął niecierpliwe chodzić po korytarzu. Był tak bardzo przerażony, gdy zobaczył jak źle wyglądał Montanha, a zarazem w szoku, że w takim stanie dał radę kierować przez ten cały czas. Tak bardzo chciał wtedy jebać ten cały plan i wyjść z tego samochodu do niego i się zająć Gregorym. Gdyby nie to, że Carbo szybko odjechał to zrobiłby to w ciągu kilku sekund.

Złapał się za czoło i zgarnął swoje poplątane jak zawsze włosy, do tytułu, przymykając zmęczone oczy. Cholernie się przejął tą całą sprawą. Jak policja się dowiedziała o miejscu pobytu Montanhy? Wiedział, że od kilku dni go śledzili, nawet przed tym jak powiedział mu o tym Capela, ale od tego czasu nie pojawiał się nawet u niego, a nawet jak tak to gubił tę głupią policję w mniej niż minutę. Tacy byli beznadziejni.

No właśnie Capela. Czy on o tym wszystkim wiedział? Na pewno musiał, przecież takie akcje planuje się jakiś czas przed, a on o niczym im nie powiedział. Musiał z nim porozmawiać i to koniecznie, ciekawe co mu na to odpowie.

- Muszę do kogoś zadzwonić, zawołajcie mnie, jak będzie można go zobaczyć - odezwał się w końcu Erwin i bez wahania wyciągnął swój telefon, idąc już w stronę wyjścia, gdy zatrzymał go głos Kuia:

- Jak coś to rozmawiałem już z Capelą. Akcja bardzo dziwna, bo pomimo że jest commander'em SWATU to dowiedział się o tym na ostatnią chwilę i zadzwonił chwilę przed ostrzegając Montanhę. Nie odbierze teraz od ciebie, bo ma pewnie niezły zapieprz, ledwo co powymieniał ze mną tylko kilka słów - odrzekł chińczyk, jakby czytając w jego myślach - Przez tą Corvettę policyjną, którą uciekał Grzechu wezwą cię na przesłuchanie, a Die przez budynek, który się spalił, ten, w którym mieszkał Montanha. Nie wiadomo jak, ale rozpoczął się pożar chwilę po tym, jak rozpoczął się za nim pościg i wszystko tam spłonęło, co jest na naszą korzyść. Za dużo już razy byłeś przesłuchiwany w sprawie Montanhy, później musimy o tym porozmawiać, bo policja zaczyna coraz bardziej cię podejrzewać.

Erwin miał to teraz w dupie. Miał dosyć tych coraz częstszych przesłuchiwań, które były dla niego męczące. Ogółem nie przepadał za nimi, oprócz tych z Montanhą, podczas których bawił się wybornie. Zacisnął usta w wąską kreskę i nic nie odpowiedział Kuiowi, tylko usiadł obok Carbo, który milczał, przeglądając coś na telefonie.

Siedział niespokojnie tupając nogą, co irytowało Nicollo, który kilka razy zwrócił mu już uwagę i spodziewał się tylko typowego telefonu Pisicieli na przesłuchanie. Nie musiał czekać długo, bo już po dziesięciu minut odezwał się dzwonek w jego telefonie. Dwoje mężczyzn spojrzało na niego pytająco, a on tylko przytaknął im widząc kto do niego dzwoni.

(nie)winny | MorwinOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz