- Gdzie jedziemy? - zapytał się Gregory Erwina, siedząc na miejscu pasażera w Lamborghini. Pędzili razem przez drogi, jeszcze kiedyś może by Grzechu zażartował, że zaraz mu wystawi mandat, ale teraz tylko siedział i patrzał znudzony przez okno.
- Zaraz będziemy - powiedział tylko pastor. Tak naprawdę nie wiedział gdzie jechać. Musiał znaleźć jakąś dobrą kryjówkę dla już byłego policjanta, ale większość miejsc odpadało: zakon był zbyt powszechny i niezbyt to dobre miejsce do mieszkania, nawet na krótki czas; jego mieszkanie też odpadało, nie miał, aż tak dużego, a poza tym czułby się nie komfortowo, z nim mieszkając, no i mieszkania to było dość tłoczne i popularne miejsce.
Dlatego teraz jechał w stronę domu Dii, musiał porozmawiać z chłopakami. Może oni będą wiedzieć co robić. No i też nie mógł ukrywać przed nimi prawie dwumetrowego faceta przez ten czas, kiedy będzie mu pomagał. Choć bał się ich reakcji na to, nie był pewien czy będą chcieli pomóc policjantowi, który chce wrócić na swoje stanowisko. Jednakże był dobrej myśli.
Podjechali pod wielki i piękny dom Dii Garcon. Miał on kilka swoich posiadłości, lecz ta posesja wydawała się najbardziej przytulna i domowa. Wysiedli z auta, Erwin zauważył wzrok Gregoryego, który patrzał na budynek niezbyt przekonany. Chyba wiedział do kogo należy ten dom.
Pastor pewny siebie ruszył do drzwi i zaczął szukać w kieszeniach kluczach. Po kilku sekundach na szczęście udało mu się je znaleźć i otworzył drzwi. Odwrócił się do Montanhy, który dalej stał niepewnie przy samochodzie.
- Widzę, że bardzo ci się spodobało moje Lamborghini, ale teraz nie czas na dalsze przejażdżki - nabijał się Erwin, na co Gregory przewrócił oczami, kiedy pastor uśmiechnął się zadowolony ze swojego żartu. - Choć wejdziemy, muszę porozmawiać.
Podszedł do niego niezbyt przekonany Grzechu i weszli razem do domu. Panowała w nim cisza, "pewnie wszyscy śpią, po wczorajszej imprezie" pomyślał Erwin i było mu jednak trochę szkoda, że nie świętował razem z nimi. No ale przeszłości się już nie zmieni...
Gregory obserwował całe otoczenie, nie odzywając się, co było do niego niepodobne. Pastor nie zwracając na to zbytnio uwagi, przeszedł do salonu, który wyglądał, jakby przeszedł tędy huragan. Wszędzie walały się jakieś opakowania po jedzeniu, butelki od alkoholu, a po środku tego spali mężczyźni. "No to się wczoraj zabawili" stwierdził trochę obrażony Erwin, jednak nie powiedział tego na głos.
- Cześć Erwin - przywitał się Carbo, wychodząc znienacka z kuchni z kubkiem ciepłej kawy. Miał na sobie krótkie spodenki, luźny biały t-shirt, który uwydatniał jego mięśni i długi prawie do ziemi szlafrok. Uśmiechał się przyjaźnie, lecz gdy zauważył Montanhę tuż za jego bratem, uśmiech zniknął i spiął się na całym ciele.
- Niezła tu była impreza - stwierdził luźno Erwin, rozglądając się po dużym pomieszczaniu, wyłapując twarze swoich znajomych.
- Co on tu robi? - zapytał wrogo Nicollo, popijając kawę i nie spuszczał wzroku z policjanta, który wyglądał, jakby chciał stamtąd jak najszybciej uciec, tak jakby właśnie wszedł do klatki z głodnymi lwami. - To dlatego nie przyszedłeś wczoraj? Z nim się zabawiałeś, tak? - Po tych słowach nastała cisza. Wszyscy wiedzieli, o jakie zabawy chodziło.
- Zamknij się - powiedział przez zaciśnięte zęby Erwin. Carbo znowu uśmiechnął się, ponieważ udało mu się wkurzyć przyjaciela tak, jak zamierzał - Poza tym jest tutaj, bo... - zawiesił się nie wiedząc co powiedzieć. Bo jak miał uargumentować to, że mają pomóc policjantowi, który już nie raz ich złapał i zamykał w więzieniu. W co on się wpakował?
Tak stali w ciszy, gdy coraz więcej osób się budziło, obserwując gości lub rozchodząc się po domu, aby załatwić swoje sprawy. Teraz Erwin zdał sobie sprawę, że przyjechanie tutaj bez żadnego pomysłu, nie było dobrym pomysłem.
- Dobra zastanów się, jak chcesz to wytłumaczyć, ale ja mam pytanie. Dlaczego Montanha ma na sobie zaschniętą krew i nią śmierdzi? - spytał Carbonara, podchodząc bliżej do dwóch mężczyzn.
Pastor spojrzał zaskoczony na Grzecha i dopiero teraz zauważył, że nawet jego ubrania były zaplamione tą czerwoną cieczą. Najwyraźniej Gregory też tego nie wiedział, bo spojrzał na siebie, próbując zetrzeć krew, która już dawno zaschła.
- Idź się umyj Montanha, wystarczy, że pójdziesz tamtym korytarzem i drugie drzwi po lewej. Z szafki wyciągnij sobie jakiś ręcznik - zaproponował Dia, włączając się do rozmowy. Gregory spojrzał jeszcze pytająco na Erwina, który nieznacznie przytaknął i po tym ruszył do łazienki.
- Dobra, o co chodzi i co on tu robi? - zadał pytanie San, niezbyt zadowolony z obecności Grzecha. Odkąd policjant podstępem go złapał nie pogodzili się jeszcze i raczej żaden z nich nie kwapił się pierwszy odezwać, aby to sobie wyjaśnić.
- Zadzwonił do mnie po pomoc. Najprawdopodobniej... - zaczął Erwin, gdy bez uprzedzenia do salonu wszedł David, przerywając mu:
- Wiecie, że Montanha jest poszukiwany za morderstwo Mii Clark?! - wykrzyczał zdumiony, prawie że na cały dom, a wszyscy spojrzeli zdziwieni na Erwina. Zaczęli szeptać między sobą i czekali co powie pastor.
- To chciałem wam przekazać, ale w... łagodniejszy sposób. Wątpię, że to zrobił Grzechu, podejrzewamy, że ktoś go wrobił. Może do końca nie pamięta co się stało, a rano obudził się z nożem w ręce, ale czy wy naprawdę wierzycie, że zabił Mię? - dokończył Erwin.
- No, ale czekaj, czy ty powiedziałeś, że nic nie pamięta? Może on doskonale wie co zrobił i chce nas wkopać, a później w środku nocy też dostaniemy nożem? - rozważał Lucas. Chłopacy nie byli ufni Montanhie dlatego, że był policjantem, nawet jeżeli został wywalony przez te oskarżenia.
"Trudno będzie ich przekonać. W co ja się wkopałem..." pomyślał Erwin, siedząc na kanapie otoczony przez przyjaciół.
- Wiecie, jaki jest Grzechu. Jest przykładnym funkcjonariuszem policji, a Mia mu się podobała, nie mógłby jej zabić! Został niesprawiedliwie oceniony i ktoś go wrobił! - bronił swojego zdania zaciekle przed chłopakami.
- Aż za bardzo czasami przykładny... - wymamrotał pod nosem San. On tak łatwo nie odpuszczał i czynnie pokazywał swoją urazę do innych, którzy raz mu podpadli.
- No okej, ale czemu ty mu pomagasz? Zaoferował ci coś lub kogoś zamiast? - zauważył Carbonara, oczywiście musiał rzucić ukrytym podtekstem, który chyba tylko w dwójkę zakumali. Erwin nie rozumiał, dlaczego tak się przyczepił jego relacji z Gregorym.
- Yyyy... no.... - Pastor nie wie wiedział, co ma powiedzieć. Zaoferował mu pomoc, bo, pomimo że często siebie wyzywali, uważał go za dobrego kolegę i wiedział, że musi to zrobić. Wiedział, że policja bez Grzesia nie będzie taka sama, no i nie wyobrażał sobie, aby Montanha nagle wstąpił do crime'u. Nie chciał do tego dopuścić.
- Czyli nic nie ma do zaoferowania, a ty mu pomagasz i jeszcze chcesz nas w to wciągnąć? - podsumował Vasquez, stojąc z boku ze skrzyżowanymi rękoma na klatce piersiowej.
- Mogę pomóc wam w napadach - odezwał się nagle Gregory, wchodząc do pokoju. Widać było, że dopiero co wyszedł z prysznica, jego włosy były mokre i wyglądał ogólnie bardziej... świeżej. Nie miał innych ubrań niż te ubrudzone od krwi, więc musiał ubrać je z powrotem. - Znam wszystkie tajniki pracy w policji. Sam kiedyś zarządzałem SWAT'em, byłem przecież nawet szefem policji. Wiem dużo rzeczy, które mogą wam się przydać.
- Hmm brzmi jak dobra propozycja - analizował Carbo - Czyli ogółem ty nam pomagasz, my pomagamy tobie. Tylko że niektórzy z nas niezbyt ci ufają Grzesiu. Jesteś lub byłeś policjantem, nie wiemy, czy nas nagle nie zdradzisz i tak naprawdę to wszystko jest podstępem, abyśmy wszyscy skończyli na krześle, martwi.
- Nie wiem co mam zrobić, aby zdobyć wasze zaufanie - przyznał Montanha. Było z nim już o wiele lepiej, pozbierał się jako tako po dzisiejszym poranku. Jego pewność siebie w oku powróciła, przynajmniej na czas negocjowania umowy. - Ja też dużo poświęcę, pseudo przyłączając się do was, w końcu wy też będziecie mieli na mnie brudy. Poza tym nie jesteście, aż tak ważnymi i trudnymi do zdemaskowania przestępcami, żeby policja musiała wrabiać członka High Command'u, że zamordował funkcjonariuszkę! Mia serio, nie żyje. - Ostatnie słowa powiedział z bólem.
- Mam pomysł, - odezwał się Ivo Carbonara, a wszyscy na niego spojrzeli - jeżeli boicie się, że was zdradzi, zróbcie z nim bank lub kasyno i w środku skarbca nagrajcie, jak mówi ze ściągniętą maską, że zrobił to dobrowolnie i pomimo wszystko przyznaję się i nie zgadza się na żadne zwolnienia z kary. Trzymalibyście to na wszelki wypadek. Jeśli nas zdradzi wyślemy to na policję lub do sieci.
- Widzę, że łeb masz po starszym bracie - pochwalił go Nicollo, dumny z Ivo i jego pomysłu. Stosunkowo nie był taki zły, takim nagraniem mogliby zniszczyć jego karierę w każdej chwili.
- Zgadzasz się na to Montanha? - zadał decydujące pytanie Kui, stojąc tuż obok Gregoryego. Wymieniali się agresywnymi spojrzeniami, nie przejmując się tym, że tak naprawdę właściciel Burger Shota musiał patrzeć dosłownie w sufit, aby zauważyć twarz Grzecha.
- Dobrze, ale to będzie tylko jednorazowa akcja, a zresztą będę pomagał z zaplecza. Nie mogą mnie złapać, a wątpię, że chciałoby się wam mnie odbijać. Na dodatek nagrania usunięcie, jak tylko moje imię zostanie oczyszczone i znajdziemy sprawcę. - Grzechu wystawił wyczekująco rękę w stronę starszego mężczyzny, który naradzał się bez słów ze swoimi znajomymi.
- Umowa stoi - rzekł poważnie Kui Chak i potrząsnął energicznie ręką.
- To, kiedy robimy napad? - zapytał Dia, rozluźniając trochę atmosferę.
A Erwin tak siedział odosobniony i niezbyt obecny, wśród wszystkich. Był pod wrażeniem, jak dobrze Monte poradził sobie z tą rozmową. I bał się co będzie dalej, nie wyobrażał sobie Grzecha, jako kryminalistę...
CZYTASZ
(nie)winny | Morwin
FanfictionZwykła impreza w Sylwestra. Dużo alkoholu, głośna muzyka i kilku ludzi. Tak spędził ten wieczór Gregory Montanha. I nic nie byłoby w tym dziwnego gdyby nie to co zauważył rano w jego łóżku, a dokładniej kogo...