Dante Capela chodził w kółko w biurze, czekając na Sonny'ego, który go wezwał "w ważnej sprawie".
Od wczoraj, odkąd znaleźli ciało Angeli Navi w jej mieszkaniu, śledztwo stało w miejscu, a wszystkie poszlaki zniknęły. Dante był tą sytuacją sfrustrowany, miał nadzieję, że to Angela stała za tym wszystkim, ale jak wykazała analiza, nie żyła już od dobrego miesiąca. Więc dochodząc do wniosku ktoś musiał się pod nią podszywać, jednak nie mogli znaleźć żadnego zdjęcia rzekomej Angeli.
A media wybuchły jeszcze bardziej niż podczas morderstwa Mii Clark. Capela wiedział, że prędzej czy później się dowiedzą o trzech ciałach odkrytych w zaledwie dwa dni, ale nie myślał, że dzisiejszego ranka będzie zasypany przeróżnymi artykułami.
Już z rana o jakiejś dziesiątej Sonny Rightwill sprostował wszystkie informacje, lecz to tylko rozżarzyło ogień w ludziach. I tak jak przewidywał Dante, zaczęła się panika i strach. Od dawna w Los Santos nie było aż tak dużo podejrzanych śmierci w tak krótkim czasie.
Na razie ten miesiąc wydawał się najtrudniejszy w jego karierze policjanta, a był dopiero 14 stycznia, więc jeszcze dużo ich mogło czekać.
- Musiałem coś załatwić. - Obudził go głos Rightwilla, który wszedł po cichu do biura i zamknął delikatnie drzwi. Podszedł pewnym krokiem do biurka i wskazał mu ręką miejsce przed nim - Siadaj - wydał rozkaz.
- Wolę postać - mruknął Capela, od razu prostując się w obecności szefa. Sonny wymamrotał tylko coś niezrozumiałego pod nosem i sam usiadł, odpalając komputer. Nastała cisza, w której to słychać było tylko szybkie klikania klawiatury.
- Nie ma żadnych nowych dowodów? W jakiejkolwiek sprawie? - odezwał się w końcu Rightwill, spoglądając ukosem znad ekranu na Dantego, który stał nieporadnie przed nim i nie wiedział co ze sobą zrobić.
- Nic - syknął Capela i spuścił wzrok, czując, że zawodzi swojego szefa. Od dawna był przez niego chwalony, jako najlepszy policjant w tej jednostce, ale czy teraz nie pokazywał swoim działaniem, że się nie nadaję do niczego?
- A Montanhę dalej nikt nie widział od jakiś dwóch tygodni? - spytał beznamiętnym głosem Sonny.
- Ni widu, ni słychu - stwierdził Dante. Było mu źle z wiadomością, że okłamywał swojego mentora, ale zarazem pomagał swojemu przyjacielowi, któremu się świat zawalił. Włożył ręce do kieszeni spodni, zaciskając palce na materiale w środku.
Wczoraj, gdy wrócił z rozmowy ze zakszotem, wrócił na służbę, udając się na kolejne miejsce zbrodni. Jak się okazało, na miejscu wszystko było już załatwione i nawet nie zastał tam ciała, które wysłano chwilę przed do kostnicy. Szybko się tylko rozejrzał i wrócił na komendę, pouzupełniać dokumenty, które zebrały mu się z kilku dni.
Jakie wielkie było jego zdziwienie, gdy nagle zaczął dzwonić do niego numer, którym kontaktował się Gregory z Hankiem i nie mogli go namierzyć. A gdy odebrał usłyszał zza słuchawki totalnie pijanego Montanhę. Od razu czuł, że jest coś nie tak i po tym, jak bez uprzedzenia Gregory się rozłączył, Capela zadzwonił do Erwina, demaskując się, że wie, iż pomagają mu. Siedział jak na szpilkach, zanim dostał SMS od Erwina, który go poinformował, że wszystko jest okej.
Jeszcze tego wieczoru spotkał się z ich człowiekiem i przekazał niechętnie wszystkie informacje o sprawach, które ich ciekawiły. Bez słowa jakiś zamaskowany mężczyzna odebrał od niego teczkę i odjechał.
- Gdzie Gregory Montanha może się ukrywać... - szepnął do siebie Rightwill i zaprzestał pisania, a swój wzrok wbił w ramki, które miał na biurku. Były w nich laurki, które dostał od funkcjonariuszy, w tym od Capeli. Było to miłe, że postanowił je zatrzymać i postawić w takim miejscu.
CZYTASZ
(nie)winny | Morwin
FanfictionZwykła impreza w Sylwestra. Dużo alkoholu, głośna muzyka i kilku ludzi. Tak spędził ten wieczór Gregory Montanha. I nic nie byłoby w tym dziwnego gdyby nie to co zauważył rano w jego łóżku, a dokładniej kogo...