- Będziesz mógł, przez jakiś czas tutaj mieszkać - powiedział Dia Garcon, otwierając drzwi do małego mieszkania na obrzeżach Paleto, które niezbyt dobrze wyglądało. Ogółem to był jeden wielki pokój, składający się z małej kuchni, jadalni z jednym małym stołem, który miał dwa siedzenia i salono-sypialni, która składała się z jednej niedużej kanapy, która rozkładała się do spania i niewielkiej szafy. W mieszkaniu był jeszcze jeden pokój, czyli niewielka łazienka z prysznicem.
- Jest tragiczne - wypalił Erwin, rzucając się na niewygodną kanapę. Przez te słowa, jego przyjaciel spiorunował go wzrokiem - znaczy, nie jest tak źle... - zmienił pod jego wpływem swoje zdanie.
- Spokojnie, mieszkałem w gorszych miejscach. Poradzę sobie - rzekł Gregory, sprawdzając, czy jest bieżąca woda w kranie w kuchni - Skąd masz to mieszkanie?
- Miałem w planach rozruszyć Paleto i wykupiłem kilka budynków jak na przykład ten. Jest to taki dwupiętrowy, stary blok z mieszkaniami. Chciałem go niedługo zburzyć i wybudować go od początku w stylu bardziej nowoczesnym i posprzedawać mieszkania - odpowiedział Dia, patrząc przez okno, zza firanki. - Lecz ostatnio stwierdziłem, że ten budynek zostawię. Jest za daleko od wszystkiego, więc raczej zrobię tutaj jakiś taki magazyn, no i czasami spotykam się tutaj z landrynami. Nie dziw się, jak nagle z dołu będziesz słyszeć jakieś głosy to najpewniej my.
Gregory usiadł przy niewielkim stole, słuchając ich rozmowy, lecz tak naprawdę, patrzał się w brudną ścianę, rozmyślając.
- Serio? Ja już sam nie wiem co ty posiadasz, a co nie. Za dużo już masz tych interesów, ja nie wiem, jak ty to wszystko ogarniasz... - wymamrotał Erwin. Położył się na kanapę, ponieważ był trochę zmęczony i nagle jego organizm przypomniał sobie o kacu. Zamknął oczy i rozłożył się najwygodniej, jak tylko się dało.
- Też się już gubię - zażartował mężczyzna - Jak chcecie możemy się tutaj spotykać, aby nie narażać Montanhę, że kiedy będzie specjalnie jechał do miasta, złapie go policja. Jest tutaj dość spora piwnica, trzymam tam kilka rzeczy, ale jest tam też stół i kilka krzeseł.
- Ja się zgadzam, tylko teraz chłopakom zaproponować - odpowiedział pastor i ziewnął - Dzisiaj już chyba nic nie zdziałamy, niektórzy muszą wytrzeźwieć lub odpocząć, zaczniemy pewnie od jutra.
- Dobra, bo muszę coś jeszcze załatwić ważnego - odezwał się Dia i położył przed Grzechem pęk kluczy - One są do całego budynku, musisz tylko posprawdzać, bo nie wiem, do jakich konkretnych drzwi są. Widzimy się jutro - rzucił jeszcze i wyszedł szybkim krokiem z mieszkania.
Erwin i Gregory zostali sami, jednak żaden z nich się nie odzywał. Oboje byli zmęczeni i zajmowali się teraz myśleniem, zapominając, że w ogóle są tu razem.
Montanha najchętniej poszedłby się położyć, ale wątpił, czy dałby zasnąć. Teraz gdy się wszystko uspokoiło, próbował znaleźć miejsce gdzie zawinił. Wiedział, że nie powinien się tak upijać, mógł nie iść na tą imprezę, mógł nie brać tych dziwnych narkotyków. Tak dużo rzeczy nie powinien zrobić wczoraj wieczorem, wtedy nie byłoby go tutaj. Nie byłby teraz poszukiwany za morderstwo, a Mia by żyła. Dlaczego akurat ona?
Może źle zrobił, że uciekł z tego domku, ale jeżeli ktoś go wrobił na bank trafiłby do więzienia, bo wszystko skazywałoby na niego. Żałował trochę, że nie odpisał Hankowi, na pewno się teraz o niego martwił. Nie wiedział dlaczego wątpił wcześniej w Hanka, na pewno, gdyby wszystko wytłumaczył, uwierzyłby mu i pomógł. Nie powinien teraz żałować, co się stało to się stało, musi myśleć o przyszłości i jak to ma rozwiązać.
- Nie mam żadnych ubrań ani niczego - rzekł w eter Gregory, patrząc w stronę Erwina, który otworzył oczy ze skwaszoną miną.
- Dobra kupię ci coś w pobliskim sklepie, telefon załatwię ci jutro, żebyś mógł z nami się kontaktować. W lodówce pewnie też nic nie ma, to też kupię. Zadowolony? - odpowiedział nieco agresywnie pastor, już prawie zasypiał, gdy nagle go obudził. Założył swoją czapkę z daszkiem na oczy, chcąc jeszcze chwilę poleżeć.
CZYTASZ
(nie)winny | Morwin
FanfictionZwykła impreza w Sylwestra. Dużo alkoholu, głośna muzyka i kilku ludzi. Tak spędził ten wieczór Gregory Montanha. I nic nie byłoby w tym dziwnego gdyby nie to co zauważył rano w jego łóżku, a dokładniej kogo...