𝗥𝗼𝘇𝗱𝘇𝗶𝗮𝗹 𝗫𝗜

1.4K 133 55
                                    

Gregory Montanha stał w oczekiwaniu na przyjaciela. Kui wymyślił, żeby spotkali się na jakimś odludziu. Obok niego był las, w którym czekali mężczyźni, którzy mieli wkroczyć do akcji, kiedy będzie trzeba. Za to jakieś pięć metrów od niego stał samochód, w którym za kierowcą siedział Erwin, lecz oczywiście, żeby nie było wiadomo, że to on miał na twarzy maskę. Zgłosił się, jako ochotnik, aby jechać z nim. Gdyby trzeba było uciekać ot ob miał prowadzić.

Z jednej strony Montanha był podekscytowany na te spotkanie, ale z drugiej strony czuł w kościach, że coś się stanie...

Poprawił czarną czapkę z daszkiem. Należała ona tak naprawdę do Erwina. jednak on mu ją oddał, marudząc coś pod nosem, że "śmierdzi teraz, jak spocony pies". Gregory wiedział, że sobie żartował i zadowolony nosił ją. Dodatkowo ubrał na siebie czarny golf i skórzaną kurtkę, a na nogach czarne dżinsy. Jak zawsze pastor skomentował jego strój i jedyne co zapamiętał to, że jest gówniany. Zaśmiał się pod nosem i uśmiechnął się szeroko.

Później gdy Erwin po niego przyszedł, gdy był czas spotkania, nie wspomniał o wcześniejszej rozmowie. Tak jakby oboje chcieli o tym zapomnieć i nie wspominać. Gregory na to poszedł.

Sprawdził nieco zdenerwowany godzinę, Hank spóźniał się z pięć minut. Może się rozmyślił...

Nagle podjechał jakiś samochód. Montanha z przyzwyczajenia położył rękę gdzie miał kaburę. Tuż przed wyjściem Kui przekazał mu pistolet tylko na tą akcję. Grzechu odmawiał, lecz ostatecznie się zgodził.

Z pojazdu wyszedł Hank Over w normalnym stroju i z uśmiechem na twarzy, w ręku trzymał jakieś dokumenty, podszedł do swojego przyjaciela. Gregory wystawiał już rękę na przywitanie, gdy ten go przytulił. Było to strasznie miłe dla niego i odwzajemnił uśmiech.

- Tak się cieszę, że cię widzę całego - rzekł z ulgą Hank, odsuwając się od niego i kątem oka spojrzał na samochód za nim, a dokładniej zamaskowanego kierowcy - Nie powiesz mi kto to, prawda?

- Nie mogę, - powiedział cicho Grzechu - ale ciebie też miło widzieć. Dziękuję, że przyjechałeś i chcesz mi pomóc - dorzucił jeszcze. Naprawdę był mu bardzo wdzięczny, dzięki niemu mogli mieć nowy trop w sprawie.

- Pewnie nie tylko on nas obserwuje... Nie podoba mi się to Grzesiu - odrzekł Hank z nieprzyjemnym głosem. "Martwi się o mnie" pomyślał Montanha, w końcu nie mógł mu powiedzieć wszystkiego i wiedział, się współpracuje z kimś, a nie bezpośrednio z nim.

- Wiesz, że tak musi być Hankuś. Ale nie martw się o mnie, nikt mnie nie skrzywdzi, oni chcą mi tylko pomóc - tłumaczył mu Gregory, jednak policjanta to nie przekonywało.

- Zawsze możesz zgłosić się na policję. Wiesz, jak to teraz wygląda, a jak sam się zgłosisz to razem coś wymyślimy, naprawdę - nalegał Hank, co było dla Monte dziwne. Czemu mu na tym tak bardzo zależało...

- Nie mogę. Najpierw znajdę dowody na moją niewinność i zgłoszę się na policje, zdradzając prawdziwego mordercę - odpowiedział pewnie, lecz Hank tylko skrzywił się na te słowa.

- Ale tak szczerze... współpracujesz z pastorem? - Gregory spiął się na całym ciele i przełknął nerwowo ślinę, Erwin pewnie też musiał to usłyszeć, miał otwarte okno w samochodzie.

- Nie, nie współpracuje. Ja go nie lubię, on mnie nie lubi. Jest samolubnym i egoistycznym dupkiem - wybronił się Monte i spojrzał na dokumenty w jego ręce - Mogę zobaczyć co masz dla mnie? - zmienił temat, a Hank niechętnie mu podał kartki.

Grzechu na szybko przejrzał wszystko i właśnie o te informacje im chodziło. Nagle poczuł na nodze wibracje od telefonu i sprawdził SMS od Erwina o treści: "Zwijajmy się, w okolicy są dwa samochody swatu. Zdradził cię, szybko wsiadaj".

(nie)winny | MorwinOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz