𝗥𝗼𝘇𝗱𝘇𝗶𝗮𝗹 𝗫𝗩

1.6K 145 30
                                    

Gregory obudził się dzisiaj szybciej, bo jak okazało się okno, tak jak reszta rzeczy w tym mieszkaniu było zepsute. Gdzieś około siódmej usłyszał wielki huk, a gdy otworzył oczy zauważył, że okno było otwarte na oścież. A na zewnątrz lał deszcz i była wielka zawierucha.

Szybko podszedł próbując je zamknąć, lecz coś się wyłamało w mechanizmie i nie mógł tego zrobić. Pobiegł do pokoju z malunkami Banksy'ego i pożyczył kilka puszek, aby później postawić je na parapecie. Jego konstrukcja podziałała, lecz przez ten deszcz wlatujący do środka cały zmókł.

Zabrał swój ręcznik i ubrania, ruszył do łazienki. Ściągnął wszystkie mokre ubrania i rzucił je gdzieś w bok. Wszedł pod prysznic. Najchętniej to by wykąpał się w ciepłej wodzie, jednak w tym budynku nie było takich luksusów i musiała mu wystarczyć zimna.

Szybko się umył, nieco trzęsąc się z temperatury wody. Nagle usłyszał, jak ktoś otwiera drzwi wejściowe, gdy ten się wycierał.

- Grzechu gdzie jesteś?! - krzyknął znany mu głos z jego pokoju, Montanha nie zdążył mu odpowiedzieć, gdy do łazienki wszedł Erwin.

W tym czasie Gregory zdążył owinąć się ręcznikiem dookoła biodra. Ich wzrok skrzyżował się i oboje zarumienili się ze wstydu. Pastor wydukał szybko przeprosiny i wyszedł prędko z pokoju.

Montanha wypuścił z ulgą powietrze i szybko ubrał na siebie, klasyczne dżinsy i czarny golf z długim rękawem.

Wczoraj Erwin się nie pojawił, więc dzisiaj Grzechu raczej nie spodziewał się go, a tym bardziej o tak wczesnej godzinie. Zazwyczaj przyjeżdżał gdzieś po południu, a nie o ósmej!

Wziął głęboki oddech i otworzył drzwi łazienki. Rozejrzał się po pomieszczeniu, zauważając Erwina, który przyglądał s się zepsutemu oknie. A Montanha dopiero teraz zobaczył, że oprócz tego, że on był mokry, oberwał też trochę jego pokój.

- Tu wygląda, jakby ten deszcz padał też tutaj... - mruknął Erwin, byleby nie mówić o tej dziwnej sytuacji z łazienki.

- Okno się coś zepsuło, więc nie ruszaj tych puszek, bo one jakoś to podtrzymują. Nie wiem na jak długo to zadziała, ale mam nadzieję, że szybciej się skończy ten deszcz - rzucił Gregory, szukając w szafkach jakiś szmatek do ogarnięcia tego bałaganu. Pastor jak gdyby nic, patrzał jak on wszystko sprząta, nie kwapiąc się do żadnej pomocy.

- Ja myślałem, że mój samochód mi zmiecie jak tutaj jechałem, ale sprawdzałem pogodę i pokazuje, że ma za jakąś godzinę lub dwie się uspokoić - oznajmił Erwin, siadając na rozłożoną kanapę i rozejrzał się, byle tylko nie spojrzeć na Montanhę.

- Czemu ciebie nie było wczoraj? Nie, żeby coś, ale codziennie do mnie przychodziłeś i myślałem, że może coś się stało... martwiłem się - zapytał niezbyt przemyślając te pytanie. "Czemu ja nie mogę najpierw myśleć, a potem dopiero mówić?" wkurzył się na siebie w myślach.

- Martwiłeś się? - szydził z niego pastor - Już piesek się przywiązał do właściciela? - dodał jeszcze bardziej wrednie i zaśmiał się niezbyt szczerym śmiechem. Widać, że nie miał dzisiaj dobrego humoru i lepiej byłoby go nie wkurzać.

Montanhie trochę się smutno zrobiło. Spytał się, bo naprawdę był wczoraj zmartwiony, lecz zapomniał, że z tym mężczyzną nie dało się rozmawiać na poważnie. Zawsze się na to nabierał, myśląc, że się ogarnął i mogą porozmawiać, jak dorośli ludzie. No i znowu się pomylił.

Nie odezwał się na to po prostu. Skończył sprzątać pokój i umył ręce, po czym wrzucił szmatki do zlewu, z myślą, że mogą się jeszcze przydać. Jak gdyby nic otworzył lodówkę z myślą zrobienia sobie śniadania, postanowił zrobić dla siebie jajecznicę i tylko dla siebie.

(nie)winny | MorwinOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz