Erwin Knuckles wyszedł z biura dopiero po dwóch godzinach planowania wszystkiego razem ze swoją narzeczoną i teściem. Rozmawiali od planów na ślub po kupno wspólnego domu. Po pewnym czasie mężczyzna się po prostu wyłączył i przytakiwał tylko na słowa Heidi.
Zaczynał żałować, że zdecydował się zadziałać pod wpływem adrenaliny. Przecież poradziliby sobie w wychowaniu dziecka, jako osobni i samodzielni ludzie. Nie chciał się żenić z kobietą, której już w ogóle nie kochał. Nie miał też pewności, czy ich stare uczucie kiedyś wróci.
- Jestem już trochę zmęczona... - odrzekła Heidi, po czym ziewnęła, idąc razem z Erwinem po korytarzu.
- To w takim razie ty pójdź już spać, a ja później do ciebie przyjdę. Muszę coś jeszcze załatwić - skłamał Knuckles, chcąc się po prostu stąd wyrwać i odpocząć od tych ciężkich tematów. Najlepszym dla niego sposobem była przejażdżka samochodem, choć nie wiedział, czy w tym przypadku mu pomoże.
- Oj weź... zdecydowanie za dużo pracujesz, powinieneś trochę odpocząć, bo się wykończysz - zauważyła Heidi, a oni akurat doszli do pokoju Erwina, gdzie kobieta od teraz też miała spać. Przynajmniej tego chciała Heidi.
- Muszę dokończyć parę spraw - powtórzył się oschle Knuckles, nie lubiąc, gdy ktoś każe mu co robić.
- Niech będzie, kochanie - odparła kobieta, uśmiechając się delikatnie. Po czym zbliżyła się do mężczyzny i złożyła na jego policzku pocałunek. - Kocham cię, uważaj na siebie. Dobranoc - dodała Heidi, odwracając się do Erwina i znikając za drzwiami do sypialni.
A Knuckles miał ochotę zwymiotować. Wytarł rękawem bluzy swój policzek, jakby czuł znamię, które pozostawiła mu jego narzeczona, której nie kocha. Kolejny raz siebie przeklinał, że zgodził się na to wszystko, ale teraz już było za późno na zmianę zdania.
Zacisnął zęby, wiedząc, że musi to wytrzymać, a jego nogi zaczęły go same prowadzić w miejsce, w którym chciał się teraz znaleźć. Aż w końcu stanął przed drzwiami do pokoju Montanhy. Nie miał odwagi zapukać. Wiedział, że nie będzie w stanie spojrzeć mężczyźnie w oczy, po tym, co zrobił. Czuł jakby go zdradził... Może to jego kochał?
Nie mógł o tym dłużej myśleć. To wszystko go już przerastało, a nikt nie mógł mu pomóc, bo to on sam wpadł w to gówno.
Ruszył szybkim krokiem w stronę głównego wyjścia, czując jak zaczyna mu się kręcić w głowie i potrzebuje świeżego powietrza. Z trudem otworzył wielkie drzwi, wydostając się z tego więzienia i kuśtykając jak pijany, zaczął iść w stronę samochodu. Stanęło na tym, że ostatecznie znalazł się na świeżej, zielonej trawie.
Jego oddech zdecydowanie się przyśpieszył, a jemu zbierało się na wymioty. Skulił się w kulkę na ziemi, nie zauważając nawet co się dzieję wokół niego, nie widząc, że jest już noc. Poczuł dreszcze na całym ciele i miał ochotę wrzeszczeć, żeby zagłuszyć negatywne myśli w swojej głowie. Złapał się za klatkę piersiową, czując ucisk, który jeszcze bardziej sprawiał mu problemy z oddychaniem.
To chyba był najgorszy atak paniki, który przeżył, z którego nie potrafił się uspokoić...
- Erwin? To ty? Wszystko z tobą w porządku? - usłyszał nad sobą zbawicielski głos Carbonary, który spoglądał na niego z niepokojem. Dopiero po sekundzie doszło do niego co się dzieje z jego przyjacielem i od razu upadł na kolana, próbując przemówić do Knucklesa - Erwin, jestem obok ciebie. Skup się na swoim oddechu i spróbuj tylko o tym myśleć. Wszystko będzie dobrze...
Po kilku chwilach Erwin zaczął kontaktować i udało mu się wrócić do rzeczywistości. Przytulił od razu w podziękowaniu Carbo, ledwo co powstrzymując łzy. Nie wiedział co by zrobił bez takiego przyjaciela jak on.
CZYTASZ
(nie)winny | Morwin
FanfictionZwykła impreza w Sylwestra. Dużo alkoholu, głośna muzyka i kilku ludzi. Tak spędził ten wieczór Gregory Montanha. I nic nie byłoby w tym dziwnego gdyby nie to co zauważył rano w jego łóżku, a dokładniej kogo...