𝗥𝗼𝘇𝗱𝘇𝗶𝗮𝗹 𝗫𝗩𝗜𝗜𝗜

1.7K 175 65
                                    

Przez kolejne trzy dni, było stosunkowo cicho, ale dzięki temu każdy mógł odpocząć. Erwin spędzał dużo czasu z Monte, dobrze się bawiąc. Codziennie przyjeżdżał do niego o dziesiątej na śniadanie, a wracał do siebie czasami nawet o drugiej w nocy.

Cały dzień spędzali ze sobą czas, oprócz jednego, ponieważ Erwin musiał udać się na napad, a Gregory kategorycznie odmówił. Pierwszego wybrali się na opuszczony parking, gdzie pobawili się furkami. Montanha jechał Corvettą, a Siwy miał swoje Lamborghini. Erwin od dawna nie widział takiego szczęścia na twarzy jego przyjaciela, gdy ten kierował swój samochód.

Kolejnego dnia pożyczyli farby od Banksy'ego i porysowali różne rysunki na ścianach u Gregory'ego, żeby nie było tak pusto. Może nie byli jakimiś wielkimi artystami, ale bawili się genialnie. Tak bardzo się skupili, że dopiero po skończonej robocie zauważyli, że są cali w farbie. Do dzisiaj Erwin ma jedno pasemko niebieskie na głowie i pomimo kilku prób umycia, ono dalej było.

Następnego zaryzykowali i Montanha w przebraniu udał się razem z pastorem do kina. Mieli o takie szczęście, że na sali było ciemno, a miejsca mieli w ostatnim rzędzie. Oglądali jakąś tandetną komedię romantyczną, którą non stop komentowali na cały głos, przez co ludzie wiele razy zwracali im uwagę na temat ciszy. Później wybrali się na obiad do Burger Shota, gdzie nie mieli farta i spotkali Kuia, który ich ochrzanił i odesłał z jedzeniem do "mieszkania" Gregory'ego.

Dzisiaj Erwin wstał o dziewiątej trzydzieści z uśmiechem na twarzy, na myśl o spotkaniu z Monte. Ubrał na siebie szybko czarne, materiałowe spodnie, białą koszulę i jego ulubiony płaszcz, poprawił jeszcze krzyż, by był na wierzchu. Spojrzał na siebie w lustrze zadowolony. Wiedział, że Gregory znowu będzie się śmiał z jego eleganckiego stylu, ale wolał to, niż widzieć ponurą minę.

Zabrał z szafki kluczyki do Lamborghini i ruszył do garażu. Corvette postanowił zostawić już u Grzecha, oddając mu jego kluczyki. Nie dosyć, że to było mężczyzny auto, a Erwin miał go przez głupią walkę to wolał, żeby Montanha miał jakieś auto "na wszelki wypadek". Na szczęście obok budynku, w którym mieszkał był mały drewniany budynek, idealny do schowania Corvetty.

Wsiadł do samochodu i pojechał jak najszybciej w stronę Paleto. Dla odmiany odpalił radio i zaczął kiwać głową w rytm muzyki. Gdy nagle usłyszał za sobą syreny policyjne, najpierw spojrzał na swoją prędkość, która była zdecydowanie za dużo, a potem w lusterko, widząc policję. Przeklnął pod nosem i zwolnił, stając na poboczu.

Ściszył muzykę, a jeden policjant wyszedł z radiowozu i podszedł do niego pukając w szybę. Erwin prędko ją otworzył, a mężczyzna zaczął mówić typową formułkę:

- Dzień dobry, jestem Xander Wayne, mój numer odznaki to 409. Czy zna pastor powód zatrzymania? - spytał policjant i spojrzał na niego z triumfującym uśmiechem. Siwemu wydało się, że Xander za nim nie przepadał, chociaż większość policji go nie lubiła, przez to, że tak łatwo z nimi wygrywał.

- Za szybko jechałem, za co naprawdę bardzo przepraszam. Po prostu wczułem się w muzykę i śpieszę się... na spotkanie, na które zaraz będę spóźniony. Naprawdę, przepraszam i obiecuję, że już więcej nie będę. - Zależało mu bardzo na jakim szybkim odjeździe. Na myśl o pysznym śniadanku, które na niego czekało, podsycał jego głód.

- Ojoj widzę tutaj dużo wyroków... - mruknął Xander, sprawdzając w policyjnym tablecie jego kartotekę, która nie oszukujmy się, była bardzo duża - Bez mandatu się nie obejdzie i o dziwo pastor nie jest poszukiwany, więc szybkie pytanie. Czy przyjmuje pan mandat o wysokości osiemset dolarów?

- Oczywiście, że tak. Tylko proszę się pośpieszyć - powiedział Erwin, stukając jednym palcem o kierownicę.

- Poproszę jeszcze tylko pokazać dowód osobisty - odrzekł policjant, a pastor posłusznie wyciągnął dokument i mu przekazał - Wystroił się pastor, więc pewnie na jakąś randeczkę się wybieramy? - zagadał Xander, wypisując coś na tablecie.

(nie)winny | MorwinOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz