𝗥𝗼𝘇𝗱𝘇𝗶𝗮𝗹 𝗫𝗜𝗜

1.4K 147 49
                                    

- Mówiłem, że tak będzie! - krzyczał już któryś raz Erwin na spotkaniu po akcji.

Wszyscy byli jako tako zadowoleni, w końcu mogli się fajnie pobawić i nie obchodziły ich jakieś informacje, których potrzebowali. Dla nich to była okazja na postrzelanie do policjantów. I od razu po akcji wszyscy poszli się napić, a została tylko ich trójka.

Kui i Erwin byli poważnie wkurzeni, bo wiedzieli po co było te spotkanie, przez które tak ryzykowali. Starszy mężczyzna może nie okazywał takiej złości, jak pastor, lecz jego harde spojrzenie mówiło wszystko.

- Mówiłem, że nie można mu ufać. Mówiłem, że lepiej będzie porwać policjanta! - kontynuował dalej Erwin, wymachując energicznie rękoma.

Gregory stał naprzeciwko niego ze skrzyżowanymi rękami na klatce piersiowej, a jego spojrzenie było wbite w podłogę. Był za bardzo zajęty myślami, aby zwrócić na niego uwagę, tym bardziej że cały czas gadał o tym samym.

- Słuchasz mnie w ogóle?! - wydarł się pastor i potrząsnął Montanhę za ramiona.

Uspokoił się widząc, że on dalej nie reaguje. Erwin zmieszał się nieco i zrobił kilka kroków do tyłu, spuszczając wzrok zakłopotany. Wszyscy zamilkli i nastała niezręczna cisza. Każdy nawalił i czuł poczucie winy.

- Którego policjanta chcecie porwać?... - odezwał się cicho Gregory. Był lojalny i dotrzymywał obietnic, nawet tych, których nie chciał.

- Nie musimy się tak naprawdę śpieszyć... - Erwin zmienił nastawienie, jednak Kui mu przerwał:

- Najlepiej kogoś na wysokim stanowisku. Najgorzej, że obwinią cię za to porwanie, bo już raz próbowałeś dostać informacje o tym morderstwie, no ale już nie cofniemy się w czasie. Na dodatek mogą wprowadzić jeden z tych swoich kodów, przez co trudno będzie kogoś złapać. Trzeba działać szybko - powiedział starszy mężczyzna, ignorując totalnie zdanie pastora. Z niego emocje nie zeszły, a zachowanie innych nigdy go nie dotykało.

- Odpocznijmy lepiej, mamy czas, prześpijmy się... - proponował dalej Erwin.

- Wiesz, że nie ma czasu. A im szybciej załatwimy, tym będzie łatwiej. Coś ty nagle zmienił nastawienie? - zapytał Kui z zimnym spojrzeniem. Zazwyczaj nie kłócili się razem z pastorem, a nawet gdy się tak działo, szybko godzili się i zapominali o sporze, lecz teraz było inaczej...

- Nie jesteś zmęczony? Dużo się już dzisiaj działo i chcę już odpocząć, a nie pakować się w następną akcję - oznajmił Erwin.

A Gregory temu przyglądał się z boku. Nie wyobrażał sobie porwać jakiegoś policjanta. Tak naprawdę, jakby miał porwać swojego znajomego! A co gdyby go skrzywdził? Nie potrafił o tym myśleć.

Na dodatek ten cholerny Hank, którego uważał za brata... Przez te kilka dni tak dużo się zdarzyło złych rzeczy. Mia nie żyje, Hank go zdradził i kurwa współpracuje z największym przestępcą w mieście. Czy przez to, kwalifikował się już jako przestępca tak zepsuty, jak Erwin? Było mu nie dobrze na taką myślą.

Poczuł wibracje w kieszeni i zdziwiony wyciągnął telefon. Dostał wiadomość... od Hanka.

Przez sekundę miał zamiar rzucić nim w ścianę z tej złości, jednak otworzył wiadomość i przeczytał: "Nie wiem skąd oni wiedzieli o naszym spotkaniu. Śledzili mnie! Nigdy bym cię nie zdradził Grzesiu, naprawdę... Spotkajmy się jeszcze raz, prze...". Montanha nie mógł tego dłużej czytać, a jedna łza spłynęła na wyświetlacz telefonu.

- Grzechu? - spytał się Erwin, przerywając kłótnie z chińczykiem. Gregory natychmiastowo podniósł wzrok na dwoje par oczu, które się w niego patrzyło.

(nie)winny | MorwinOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz