Erwin podjechał samochodem, który przed chwilą ukradł pod opuszczony, stary budynek na obrzeżach miasta. Przyjechał tutaj, ponieważ miał się spotkać razem z Capelą. Policjant miał mu przekazać informacje, o które w nocy go poprosili.
Wyszedł z auta, rozglądając się za mężczyzną. Jeszcze go nie było, więc Erwin na spokojnie oparł się o pojazd i wyciągnął telefon, przeglądając media. Ubrał się dzisiaj w zwykłe, szare dżinsy i czarną bluzę, pod którą miał białą bluzkę. Założył też na twarz maskę i nową, czarną czapkę, którą dopiero co kupił, bo wcześniejszą oddał Montanhie.
Po chwili usłyszał silnik następnego samochodu, gdy podniósł wzrok, zauważył zestresowanego Dantego. Podszedł do niego, nie miał na sobie typowego munduru, lecz zwykłe cywilne ubrania.
- To wszystko, co wiemy - powiedział cicho i podał Erwinowi teczkę. Pastor od razu szybko posprawdzał i przytaknął potwierdzająco. Raczej wszystko się zgadzało.
- Dzięki... mam nadzieję, że zaraz nie pojawi się tutaj cała policja - rzucił żartobliwie Erwin i spojrzał pytająco na zmieszanego mężczyznę.
- Nie będzie, już mówiłem. Dotrzymuję obietnic i mam nadzieję, że wy też - zapewnił Capela, przyglądając się pastorowi. Próbował zgadnąć kim on jest, ponieważ twarz miał zasłoniętą, a głos zmieniony od tego, który używał na co dzień.
- Nie masz się o co martwić i jak tylko wygadasz z kim współpracujesz lub zgadniesz jakimś cudem kim jesteśmy to... - zagroził Erwin i pokazał policjantowi kaburę z bronią - Dopadniemy twoją rodzinę i osoby najbliższe. One też ucierpią...
- Rozumiem... - odpowiedział tylko Dante i przełknął nerwowo ślinę. Nie był już taki pewny, gdy nie miał swojego munduru i całego sprzętu policyjnego.
- To wszystko? Czy jeszcze chcesz coś dodać? - odrzekł Erwin, chcąc już odjechać i móc w spokoju, przejrzeć to wszystko.
- Nie... znaczy, nie wiem, czy was to obchodzi, ale... dzisiaj jest pogrzeb Mii. Myślę, że Gregory chciałby wiedzieć - oznajmił Capela i odszedł do swojego samochodu. Po chwili już go nie było.
Erwin zrobił to samo i pojechał na paleto do reszty chłopaków. Nie był pewien czy chciał to przekazać Montanhie, mężczyzna już dostatecznie był załamany i na pewno chciałby uczestniczyć w pogrzebie. Chociaż...
====================
Gregory siedział na fotelu w piwnicy, w budynku, w którym tymczasowo mieszkał. Przyzwyczaił się już do brudu i zepsutych rzeczy. Zamknął oczy zmęczony, znowu w nocy nie mógł spać i męczyły go koszmary.
W pomieszczeniu był jeszcze Kui i Dia. Wszyscy czekali na Erwina, który pojechał spotkać się z Capelą. Dlatego też Montanha mocno się zdziwił, gdy usłyszał kogoś kroki i nie był to pastor. Był to Carbonara.
Mężczyźni od razu do niego podbiegli i przytulili radośnie. Gregory dalej siedział, nie wiedząc, czy podejść. Nie widział go od napadu na kasyno, co stosunkowo nie było dawno, lecz w jego sytuacji wszystko się dłużyło.
Nicollo spojrzała na niego i ich wzrok się skrzyżował. Wszyscy ucichli, a Carbo podszedł do Montanhy, który natychmiastowo wstał z fotela. Stali naprzeciwko siebie z ponurymi minami.
- No to ten... - zaczął Nicollo i podrapał kark zakłopotany - dzięki za pomoc. Nieźle sobie poradziłeś na kasynie i jeszcze ta ucieczka... naprawdę dzięki.
Gregory był w miłym szoku i uśmiechnął się do mężczyzny.
- Nie ma za co, było fajnie - odpowiedział Grzechu - Jak ramię? - Pokazał ręką w miejscu, gdzie miał bandaż.
CZYTASZ
(nie)winny | Morwin
FanfictionZwykła impreza w Sylwestra. Dużo alkoholu, głośna muzyka i kilku ludzi. Tak spędził ten wieczór Gregory Montanha. I nic nie byłoby w tym dziwnego gdyby nie to co zauważył rano w jego łóżku, a dokładniej kogo...