Przed komendą stało kilka samochód, na szczęście, idealnie dla Erwina Knucklesa zostało ostatnie miejsce. Zaparkował swoim Lamborghini i położył głowę na kierownicy, przypominając sobie "poprawną" wersję zdarzeń. Zgasił silnik, wyszedł z samochodu i go zamknął. Wdrapał się po schodach i stanął w recepcji, wołając jakiegokolwiek policjanta.
Najwidoczniej już na niego czekali, bo od razu zjawił się po niego Alex Andrews i bez słowa zaprowadził go do sali przesłuchań. Nie raz tu bywał, więc komenda nie była mu obca. Uśmiechał się szeroko i pewnym krokiem wszedł do pomieszczenia. Czekał tam już na krześle Juan Pisiciela i Dante Capela, który stał oparty o ścianę z boku.
- Proszę siadać pastorze - odezwał się Janek, pokazując mu miejsce naprzeciwko niego. W jego słowach kryła się zgorzkniałość w jego stronę. Raczej każdy policjant nie przepadał za nim, ale nie znał nikogo innego z policji, który nie lubił go tak bardzo, jak ten mężczyzna.
Posłusznie usiadł i w tym samym momencie Andrews zajął miejsce obok Pisicieli. Alex otworzył swoją teczkę i zaczął przeglądać.
- Zacznijmy prosto z mostu. Czy wiesz, gdzie jest Gregory Montanha? - zapytał Janek, spoglądając prosto w oczy Erwina, wywierając presję do mówienia prawdy. Jednak na Siwego takie sztuczki nie działały.
- Już mówiłem, nie mam cholernego pojęcia i szczerze, mam to w dupie - wycedził z nienawiścią pastor i oparł się do tyłu na krześle - Jeżeli takie będą pytania, to ja wychodzę. Nie chce mieć nic wspólnego z tym dupkiem.
- Dobre aktorstwo panie Knuckles - stwierdził Pisiciela i wyszczerzył zęby - Przecież od zawsze miałeś dobry kontakt z naszym policjantem i jesteś jedyną osobą, która mogłaby mu pomóc.
- Właśnie, dobrze powiedziane "miałeś" i nie chce mieć już z nim żadnej relacji. Nie obchodzi mnie w ogóle Montanha, to zwykły debil jebany - twierdził Erwin. Postanowił, że najlepiej będzie, jak będzie udawał, że obraził się na Grzesia za coś co zrobił, bo przecież nie raz się tak zdarzało, że nie odzywał się do niego, przez jakiś czas.
- No dobrze, w takim razie, kiedy ostatni raz go pan widział? - zadał pytanie Andrews, przerywając popychankę dwóch mężczyzn.
- Hmm, no nie wiem, jakoś trzy, cztery dni temu - odpowiedział pastor, zwracając się bezpośrednio do Alexa, ignorując wkurzone spojrzenie Pisicieli.
- Czy Montanha zachowywał się wtedy jakoś podejrzanie, coś dziwnego ci mówił, lub bezpośrednio ci powiedział, co planuje zrobić? - spytał ponownie policjant. Chciał to przeprowadzić szybko i zwinnie, no i dowiedzieć się tego, czego potrzebował.
- Nie będę mówić o czym rozmawialiśmy, ale nie miał tendencji do zabicia kogoś, a szczególnie żmii. - Ostatnie słowo specjalnie nacechował z nienawiścią. Najwidoczniej zaciekawiło to Capelę, ponieważ w końcu się odezwał:
- Przydałoby się przynajmniej trochę szacunku w stronę kobiety, która już nie żyje. A chcieliśmy się do ciebie zgłosić o wyprawienie pogrzebu... Co ty masz tak naprawdę do Mii? Co masz do ukrycia, że nie chcesz powiedzieć o czym rozmawialiście? Czy miałbyś powody, by ją zamordować? - Dante odepchnął się do ściany i podszedł do stołu. Trójka policjantów spojrzało na niego podejrzanie. Erwin teraz zrozumiał, jak bardzo się wkopał, bo zaraz stwierdzą, że jest bardziej podejrzany, niż Gregory, którego znaleźli odciski palców na miejscu.
- Mówiłem, że nie obchodzi mnie już Montanha i tyczy się to też jego życia. Debil przez całą naszą relację myślał, że ja coś do niego czuję! - pastor zrobił przerwę na to, żeby się zaśmiać donośnie - Tego dnia do mnie zadzwonił i powiedział, że musimy "poważnie porozmawiać". Wyjawił mi wtedy, że jest zakochany w Mii i chce się jej oświadczyć, pokazał mi nawet pierścionek. Później powiedział, że zawsze będziemy przyjaciółmi. Na początku tego nie rozumiałem, lecz z czasem, gdy tłumaczył mi dalej, byle tylko nie powiedzieć tego wprost, zakumałem. Nie wiem, jak on mógł tak myśleć, wkurzyłem się na niego i kazałem mu się do mnie nie odzywać.
CZYTASZ
(nie)winny | Morwin
FanfictionZwykła impreza w Sylwestra. Dużo alkoholu, głośna muzyka i kilku ludzi. Tak spędził ten wieczór Gregory Montanha. I nic nie byłoby w tym dziwnego gdyby nie to co zauważył rano w jego łóżku, a dokładniej kogo...